czwartek, 14 sierpnia 2014

Oto prolog i zwiastun mojego nowego opowiadania

Zwiastun https://www.youtube.com/watch?v=7BOJ8luXHzE

Prolog
- Katina! Będzie fajnie! - znajomi próbują namówić mnie do pójścia z nimi na imprezę, ale niestety na dziś mam inne plany, znacznie mniej przyjemne.
- Dzisiaj nie mogę.
- Ale wiesz, że imprezy u Deby ci nie odpuszczę. - Tara nadal próbuje przekonać mnie do pójścia z nimi, dziewczyna chyba nie przegapiła jeszcze żadnej imprezy, która dobrze się zapowiadała.
- Wiem. Będę. - wsiadłam do samochodu. Opuszczam teren szkoły. Widzę doskonale mi znaną twarz bruneta. Nie znoszę tego typka. Myśli, że skoro jest bogaty to wszyscy będą za nim latać. Przykro mi bardzo, ale ja nie zamierzam. Koledzy tego całego  Rayana są zafascynowani jego umiejętnościami walki, nie widziałam go w akcji, ale jednego mogę być pewna. W prawdziwej walce ten chłoptaś by zginął.
   Znalazłam się na obrzeżach miasta. Trochę mi to zajęło przez popołudniowe korki, przecież to Nowy Jork. Wysiadam z auta. Kilka metrów przede mną stoi blond włosa piękność. Szkoda, że piękno zewnętrzne w jej przypadku ma się ni jak do tego wewnętrznego.


- Dawno się nie widziałyśmy Katrino. - Lucy jest jedną z niewielu osób z mojej przeszłości, z którymi niestety mam kontakt.

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział XVI - ostatni

   Razem z ojcem, bratem, Aronem, Leonardem, Erickiem i jego ludźmi wyruszamy na zamek króla. Po drodze musimy uzbierać większą armię, ale tym zajmie się Leonard. Czas zakończyć rządy Evendora. Wciąż w mojej głowie słyszę słowa Revena: "A co do ostatniej osoby, którą zabijesz, niech będzie to Evendor. Manipulował nami wszystkimi.".
Jestem zszokowana tym, że Erick uwierzył nam we wszystko. Ja na jego miejscu na pewno nie potrafiłabym się tak zachować.
Antidotum od Ericka zadziałało tak jak powinno, ale teraz ogarnęły mnie wątpliwości, co do mojego istnienia na tym świecie. Wiem, że zasłużyłam sobie na te wszystkie koszmary, które nawiedzają mnie co noc, ale nie wiem jak długo będę w stanie je znieść. Ostatnio przyśniła mi się moja śmierć. To był chyba mój najpiękniejszy sen od lat. Może takie jest moje przeznaczenie, może powinnam umrzeć? Przy życiu trzymają mnie Aron, Kendall i tata, ja naprawdę ich kocham. Martwię się, że podczas naszej misji coś pójdzie źle i stracę ich wszystkich, a to właśnie dla nich żyję. To oni sprawiają, że jestem teraz sobą, może nie taką jak kiedyś, a raczej na pewno, ale nie jestem już Śmiercią. Jednak przydomek, którym zostałam obdarzona i z którego byłam taka dumna będzie prześladował mnie do końca życia. To kolejna kara za to co robiłam.
Jest już południe, wjeżdżamy do lasu, nasza podróż będzie długa.

***
   Od zamku Evendora dzieli nas tylko mur otaczający budowlę. Brama została dla nas otwarta, ale gdyby wiedziano jaki mamy cel nigdy by nas tu nie wpuścili, dlatego "armia", którą stworzyliśmy została kilometr od zamku. Mamy mało czasu, na pewno ktoś doniesie o obecności zgrai uzbrojonych po zęby elfów. Przekraczam mury zamku razem z Aronem, Leonardem, Kendallem, ojcem i Erickiem, oczy wszystkich utkwiły na naszych sylwetkach. No tak, przecież powinnam już nie żyć. Za pięć minut król ma wygłosić jakąś mowę, zebrało się mnóstwo elfów aby ją wysłuchać. To odpowiedni moment na wcielenie naszego planu w życie. Nikt nie spodziewa się tego co wkrótce nastąpi.

***
-Moi poddani, mam dla was... - nie chce mi się słuchać tego bełkotu, ale muszę poczekać jeszcze chwilę. "Moja" armia za chwilę znajdzie się przed murami zamku. Nie podoba mi się, iż mówią, że stworzona przez nas armia jest moja, ale może to dobry pomysł żeby tak ją nazywać. Jeżeli nam się nie uda, to za wszystko zapłacę ja. Król nie wie o naszej obecności, wolę nie wiedzieć co by się stało, gdyby było jednak inaczej. Nasz plan by nie wypalił, a co najgorsze, Evendor złapałby Kendalla.
Wychodzimy z ukrycia, staję za królem przykładając mu sztylet do gardła. Strażnicy chcą rzucić się na ratunek władcy, ale ten bojąc się o swoje życie nakazuje im się nie ruszać. Pośród poddanych zapanował chaos, jednak nikt nie odważy się pomóc królowi.
-Leonardzie, mógłbyś? Nie jestem dobra w przemowach. - mężczyzna westchnął i zbliżył się do barierki ogromnego balkonu. Bez problemu można było usłyszeć krzyki oburzenia wśród elfów. Moją zdradę jakoś znieśli, ale Leonard był jednym z najbardziej zaufanych elfów króla.
-Jeżeli nie chcecie aby ten śmieć zginął uciszcie się i wysłuchajcie tego co mamy do powiedzenia! - mój krzyk ledwo przedarł się przez dźwięki tłumu, jednak gdy usłyszeli moją wypowiedź natychmiast umilkli. - I nie przerywajcie, wysłuchajcie do końca. - dodałam spokojniej. Leonard zaczął wyjaśniać na czym polegała intryga króla dotycząca mnie, która była zemstą za śmierć jego córki, powiedział też o otruciu mnie. Patrzę na twarze poddanych, jedni wyglądają jakby trawili zdobyte informacje, drudzy analizują czy to co usłyszeli może być prawdą, a pozostali zaprzeczają temu co usłyszeli. Evendor próbuje wyrwać się z mojego uścisku, jednak przyciskam sztylet do jego gardła. Do przodu wychodzi Kendall, który wcześniej celował swoją strzałą w króla.
-To co mówi Leonard jest prawdą. Mogę to potwierdzić ja, Erick, którego to syna sam zabiłem - jego głos drży, wspomnienia wracają. - moja siostra - w tym momencie wskazał ręką na mnie. - ojciec, a co najważniejsze sam król. Powiedz Evendorze, jak bardzo mnie nienawidzisz? - Kendall próbuje sprowokować króla. Chce aby to on sam przyznał się do tego co zrobił. - Ja i Clarisa kochaliśmy się, uciekliśmy. - przerwał. Nie wiem czy uda mu się zrobić to co chciał biorąc pod uwagę jego obecny stan emocjonalny... Kto pierwszy wybuchnie, Kendall czy Evendor? - Obwiniasz mnie za jej śmierć, ale prawda jest taka, że to swoje wyrzuty sumienia przelewasz na mnie. Doskonale wiesz, że gdybyś pozwolił nam być razem Claris nadal by żyła.
-Zamilcz! Nie masz prawa mówić, że moja córka nie żyje przeze mnie! Powinieneś zginąć! To ty powinieneś nie żyć! Ty i ta cała twoja rodzina! Gdyby trucizna zadziałała jak należy już dawno leżałabyś pod ziemią! - Evendor próbuje się mi wyszarpać. Elfy są oburzone tym co usłyszały przed chwilą od swojego władcy.

czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział XV

   To Erick! Obydwoje jesteśmy zaskoczeni tym spotkaniem. Do sali wbiegają strażnicy, których musiałam delikatnie poturbować aby dostać się do ich pana.
-Mógłbyś ich uspokoić, nie chcę im nic zrobić. - gestem dłoni Erick kazał opuścić pomieszczenie swoim podwładnym. Zaraz.. Skoro Erick jest panem tego dworu, to jego synem jest Reven. To on nie chciał przyjąć Arona! Zabiję go gdy wpadnie w moje ręce! - Gdzie Reven!?
-Mogłabyś grzeczniej? - nic nie mówię, teraz mam tylko ochotę rozszarpać chłopaka. - Wyruszył do stolicy. Do ciebie.
-Do mnie?! On ma żonę!
-Ale chciał z tobą uciec.
-I pozwoliłeś mu na to?
-Żeby go przed tym powstrzymać musiałbym go zabić. - co to ma być?! Co się tu dzieje!? Może Reven nie jest taki zły jak myślałam? - Wiele się zmieniło Morte. Podobno już nie zabijasz?
-Nie. Nie zabijam. - przypomniał mi się cel mojej wizyty. - Możesz mi pomóc?
-Jak? - sądziłam, że nie będzie nawet chciał słyszeć o pomocy mi.
-Potrzebuję odtrutki. - wytłumaczyłam Erick'owi na czym polega działanie trucizny. Jednak sądząc po jego minie nie jest on skory do pomocy.
-Morte...
-Feniks. - poprawiłam. Mężczyzna uśmiechnął się.
-Tak więc Feniks. - westchnął. - Pomógłbym ci, ale to niestety w twoim wypadku nie jest możliwe. Żadna odtrutka ci nie pomoże. Jesteś elfem. Przykro mi.
-Jestem ehominis. - nagle dotarło do mnie, że stąd są moje wrodzone zdolności do walki, szybka regeneracja, wszystko działo się tak szybko, że nawet nie przeszło mi to przez myśl.
-Jak to?! - wzruszyłam ramionami.
-Ojciec powiedział mi o tym nie dawno.
-Zaraz dostaniesz swój lek. - będę żyła! Odzyskałam ojca, brata, wspomnienia i Arona!


***
  Dotarłam do lasu, widzę ogień. Mój koń zaczął wariować. Zsiadłam z wierzchowca i zaczęłam biec. To pali się dom mojego ojca! Słyszę uderzenia mieczy. Biegnę w stronę dźwięku. To Reven i Kendall!
-Miałeś być w stolicy kochanie. - mój głos był przesiąknięty jadem do granic możliwości. Kendall jest zszokowany moimi słowami. Wyjęłam miecz i zbliżyłam się do Revena. - Będziesz ostatnią osobą, którą zabiję.

czwartek, 24 lipca 2014

Przepraszam

Bardzo was przepraszam, że nie dodawałam rozdziałów, wyjechałam na wakacje, decyzja była spontaniczna i nie miałam dostępu do bloga. Nie wiem kiedy dokładnie pojawi się następna notka. Zjawi się w ciągu dwóch tygodni, może być nawet za dwa dni, ale również za czternaście...  Dokładnie nie mogę powiedzieć...

sobota, 12 lipca 2014

Uwaga!

Dużo piszę tych uwag.
W tej nie będzie nic strasznego, dodawałam ostatnio prolog nowego opowiadania, teraz mam już zwiastun.
Obejrzyjcie do końca, bo właśnie na końcu dzieje się najwięcej.
Od razu mówię, że postacie w zwiastunie zostały zmienione, w opowiadaniu są to zupełnie inne osoby, jeżeli chcecie zobaczyć jakie wejdźcie w zakładkę bohaterowie na blogu Nowe "życie".




czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział XIV

Aby przeczytać cały rozdział wciśnij: "Czytaj więcej"
--------------------------

 Upadam na ziemię i to nie przez zawroty głowy, a za sprawą ciężaru ciała mojego brata, który to właśnie się na mnie rzucił. Wstał ze mnie. Nie mam ochoty przed nim uciekać. Siadam na ziemi, Kendall dołącza do mnie i obejmuje ramieniem. Opieram swoją głowę o niego.
-To nie powinno się tak skończyć. Powinno być szczęśliwe zakończenie, takie jak w bajkach, które opowiadaliście mi z tatą. - mówię jak mała dziewczynka.
-Wiem. To się tak nie skończy. Nie może. Jesteś moją siostrą. Nasza rodzina zawsze pakuje się w kłopoty, ale za każdym razem z tego wychodzimy. Tym razem też tak będzie.
-Sam w to nie wierzysz... Nasz ojciec był doradcą króla, a mimo to uciekłeś z jego córką. Wiedziałeś, że tylko w ten sposób będziecie mogli być razem. - Kendall nic nie mówi. - Jakim cudem Aron znalazł się aż tutaj?
-Zmierzaliście do dworu, prawda?
-Tak.
-Zwożą tam rannych. Pewna kobieta przywiozła Arona, aż tutaj. Jak się później okazało, ta kobieta myślała, że Aron to jej mąż i stąd jej poświęcenie. Zwariowała. Zapewne wojna odebrała jej męża. W organizmie Arona znajdowała się silna trucizna, dostała się tam przez ranę zadaną mieczem. Syn pana tutejszego dworu wyrzucił ją i Arona. Psychol. - ostatnie słowo powiedział z kpiną.
-Co to była za trucizna?
-Co jakiś czas Aron tracił przez nią przytomność. W jednej chwili tryskał energią i mówił, że wraca do stolicy, a zanim przekroczył próg domu leżał na ziemi plackiem. - zaśmiałam się. - Co cię tak bawi?
-Chciałabym zobaczyć takiego bezbronnego Arona. - tym razem obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
-Ciekawy widok muszę przyznać.
-Cieszę się, że tu jestem. Choć na te kilka dni.
-Nie mów tak. Będziesz żyła. Pamiętasz co ci obiecywałem gdy byłaś mała?
-Że zawsze będziesz mnie chronił.
-Nie wywiązałem się z obietnicy, ale teraz nie pozwolę żeby stała ci się krzywda.
-Wiesz, że to niemożliwe, ale i tak cię kocham. - pocałowałam brata w policzek, na co on się uśmiechnął, ale jego oczy są smutne, on wie, że odchodzę. - Wiesz, walczysz lepiej ode mnie, ale kłamać to ty nie potrafisz. Mogłabym cię tego nauczyć, bo przez ostatni rok prawie wszystko co mówiłam było kłamstwem.

***
 Weszłam z Kendall'em do domu. Nie wiem czemu, ale mój ojciec był szczęśliwy. Mój brat był tym tak samo zdumiony jak ja.
-Dobrze, że już jesteście. - powiedział tata. - Trucizna, którą ci podano jest śmiertelna dla elfa, ale ty jesteś ehominis, jesteście najsilniejszymi istotami. Leonard i Aron pojechali szukać ziół, ale nie wiem czy zdążą je odnaleźć więc musisz udać się do dworu. Jego pan również jest ehominis. Powinien ci pomóc. - nie wierzę w to co słyszę! Mogę żyć. Na twarzy mojej i Kendall'a pojawiły się ogromne uśmiechy, jednak długo nie pozwoliłam im patrzeć na mój. Wybiegłam z domu i dosiadłam konia. Kieruję się w stronę dworu. Nie mogę uwierzyć w to co się dzieje! Jest szansa, że będę żyła! To wszystko stało się tak szybko. Odzyskałam brata i ojca, nie miałam nawet czasu zrobić awantury Leonardowi za to, iż nie powiedział mi o nich. Mam po co żyć. Odzyskałam rodzinę i Arona. Tylko co teraz z nami będzie? Ojciec i Kendall na pewno nie wrócą do domu... A ja i Aron? Kocham go, ale czy powinniśmy być razem? Jeszcze niedawno chciałam pozabijać wszystkich z powodu Revena. Czy to ze mną jest coś nie tak? Nie potrafię kochać? Gdy pojawiają się problemy od razu rezygnuję. Kocham Arona, ale czy będę z nim na zawsze?
 Jestem na miejscu. Zmierzam do sali, w której znajduje się pan tego o to dobytku. Widok, który zastaję sprawia, że nie mogę się ruszyć.

------------------------
Wiem, rozdział jest bardzo krótki, ale nie miałam czasu, żeby napisać więcej.
Proszę komentujcie.
Jak myślicie kogo zobaczyła Feniks?

wtorek, 8 lipca 2014

Uwaga!

"Zabijanie mam we krwi" zaczyna się powoli kończyć, tak więc piszę kolejne pt. Nowe "życie" Będą w nim wampiry :) Kto chętny niech klika na tytuł opowiadania, a teraz dam prolog.

 Młoda wampirzyca usiadła na łóżku w swoim nowym pokoju. Panowała tu cisza i spokój. Ponownie dotarło do dziewczyny to jak bardzo jest samotna. Po za fortuną, którą odziedziczyła, wspomnieniami i bólem nie ma nic. Evelyn nie może pogodzić się z tym kim się stała. Dziewczyna od roku jest wampirem. Nie potrafi już płakać, ale gdyby nadal to umiała na pewno teraz by to robiła. Przypomniał się jej dom w Miami. Pierwsza przeprowadzka. Miała wtedy dwanaście lat. Do pełni szczęścia brakowało jej tylko matki, która zmarła na raka, mimo to, dzień przeprowadzki był dla niej wyjątkowy. Jej brat - Louis powtarzał jej, że to nowy etap życia, że od teraz wszystko będzie dobrze. I tak było. Do czasu... Jej ojciec i rodzeństwo zginęli w katastrofie lotniczej. Ich samolot rozbił się gdzieś na morzu. Wtedy cały świat Evelyn legł w gruzach, a później... Było tylko gorzej.
-Nowy etap życia braciszku. - powiedziała ze sztucznym uśmiechem dziewczyna. Wstała z łóżka i rozejrzała się po pokoju. Jego ściany były w czerwono - srebrnych kolorach, wszędzie były zdjęcia jej rodziny. Ev spojrzała na jedno z nich. Był tam jej brat. - Nawet nie mogłam cię pochować. - powiedziała smutno dziewczyna. - Zamiast iść na twój grób gadam do zdjęcia. - Ev bolało to, że nie mogła pochować swojej rodziny. Szczątki samolotu, który się rozbił nie zostały odnalezione.
 Dziewczyna założyła czarną kurtkę, na ramię zawiesiła torbę w tym samym kolorze. Dziś pierwszy dzień w szkole. - pomyślała. Wyszła z domu i wsiadła do samochodu, jednak po chwili zrezygnowała z jazdy nim. Wyrobią sobie o mnie zajebiste zdanie. -  pomyślała ironicznie, po czym opuściła samochód. Ustała obok auta i chwile mu się przyglądała. Ruszyła w drogę do szkoły. Tata i Louis cię ubóstwiali. - na tę myśl uśmiechnęła się. Dziewczynę z rozmyślań wyrwał dźwięk klaksonu, jednak nie zwracała uwagi na osobę, której wzięło się na żarty. Szła dalej przed siebie myśląc o  ojcu, który był prawnikiem, samochody były jego pasją. Pięć lat temu kupił samochód, który Evelyn ściągnęła tutaj aż z Miami, zrobiła to dlatego, że czuła do niego sentyment, wiązało się z nim wiele wspaniałych chwil spędzonych z bratem i ojcem. Jej siostra - Alex tak samo jak jej matka bała się szybkiej jazdy, z Evelyn było tak samo, ale po jakimś czasie ją pokochała i mimo prędkości czuła się bezpieczna, bo kojarzyła jej się z Louis'em i ojcem.
 Dziewczyna dotarła do budynku szkoły. Mimo, iż Bar Harbor liczyło tylko około sześciu tysięcy mieszkańców, to szkoła była naprawdę duża. Na zewnątrz wyglądała zwyczajnie, był tu parking dla starszych uczniów. Ev nigdzie nie widziała samochodu równie drogiego co jej, cieszyła się w duchu, że nie przyjechała tu nim i tak wystarczająco różni się od innych. Nie chodzi tu tylko o to kim jest, bo po za nią i tymi, którzy próbowali ją zabić nikt o tym nie wie, ale o tatuaże, których ma dosyć sporo i kolczyki których ma mnóstwo.
Dziewczyna myślała, że będzie to całkiem zwyczajny dzień, jednak myliła się, do nozdrzy Evelyn dotarł zapach, który tak bardzo kocha i jednocześnie nienawidzi, który ma nad nią ogromną władzę. Dziewczyna w ostatniej chwili opamiętała się i weszła do szkoły, a następnie odnalazła pustą klasę, zamknęła ją i  wyjęła z torby butelkę z czerwonym płynem. Gdy ostatnie krople cieczy znalazły się na ustach Evelyn, dziewczyna poczuła, że jej głód został zaspokojony. Przez chwilę na jej twarzy gościł uśmiech, ale nie trwało to długo, nastolatka nienawidziła siebie za to co robi. Ev opuściła pomieszczenie, w którym unosiła się metaliczna woń krwi i poszła do sekretariatu odebrać plan zajęć, jak się okazało musiała wrócić do tej samej klasy. Wszyscy zajęli już miejsca, dziewczynie pozostało usiąść obok blondynki. Czy ona ma ADHD - przeszło przez myśli Evelyn, gdy patrzyła na dziewczynę, z którą dzieliła ławkę i która zachowywała się najzwyczajniej mówiąc dziwnie. Do pomieszczenia wszedł młody nauczyciel. Ev zaczęła się niepokoić, ponieważ to zapach jego krwi czuła przed szkołą.


Porsche Panamera - samochód Evelyn

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział XIII

--------------------------
To powinien być najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
Odzyskałam ich wszystkich tylko po to, aby ich stracić.
--------------------------


 Nie odpowiedział tylko zaczął jechać. Jesteśmy w lesie. O co tu chodzi?! Mężczyzna zwalnia i schodzi z konia. Mam dość! Rzucam się na niego. Zaczynamy walczyć, jeszcze nigdy nie przyszło mi to tak trudno i nie jest to skutkiem trucizny lecz umiejętnościami blondyna. Leżę na ziemi.
-Przykro mi siostrzyczko, ale mam od ciebie większą wprawę. - powiedział z uśmiechem. O co mu chodzi?! Jest nienormalny! Dlaczego nazwał mnie siostrą!? Usłyszałam skrzypienie drzwi. Dopiero zauważyłam, że jesteśmy przed jakimś domem, całkiem okazałym domem.
-Kendall'u, dość. - z domu wyszedł jakiś mężczyzna. Nie wiem czemu, ale blondyn go posłuchał. Może to jego ojciec. Czemu mam wrażenie, że znam skądś tego mężczyznę? Z domu wyszedł Aron. Rzuciłam mu się na szyję. Nic się dla mnie nie liczy, całuję chłopaka.W tym momencie jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Kocham go. Jestem tego pewna. Dlaczego akurat teraz muszę odejść?
-Felix. Byłem pewny, że nie żyjesz! Nie poznałem Kendall'a. Dlaczego nie wracasz do domu?! - odrywam się od Arona. Jestem w szoku, że Leonarda stać na coś takiego jak krzyk.
-To wszystko jest bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. Wejdźmy do środka.
-O co tu chodzi? - nikt mi nie odpowiada. Wchodzimy do budynku, Felix prowadzi nas do dużego pokoju i pierwsze co rzuca mi się w oczy to ogromny portret wiszący na ścianie. Znajduje się na nim Felix i ja? Dziecko na zdjęciu ma około dziewięciu lat. To nie mogę być ja! - Co się tu dzieje!?
-Feniks uspokój się! Pamiętaj ile ci zostało i czym są dla ciebie nerwy. - Leonard ma rację. Próbuję się uspokoić, wszyscy się na nas patrzą.
-Wyjaśnijcie mi to wszystko i to tak szybko jak się da.
-Co jej jest? - zapytał Felix.
-Felix'ie powiedz jej o wszystkim. Potem ona powie ci o co chodzi. - Leonard i Felix muszą się dobrze znać.
-Poznajesz ten portret prawda? - nic nie odpowiedziałam. - Byłaś bardzo ruchliwym dzieckiem i malarz miał trudne zadanie z namalowaniem cię. Postawiłaś mu warunek, że będziesz grzeczna, ale ja mam być razem z tobą na obrazie. Zawsze miałaś charakterek. Jesteś do mnie podobna kochanie. - z moich oczu zaczynają płynąć łzy. Zaczęłam sobie przypominać.
-Dlaczego mnie mu oddałeś!? Byłam z tobą szczęśliwa! Dlaczego o tobie zapomniałam!? - zaczęłam szlochać.
-Feniks! - to Leonard, tylko on wie czym grożą moje wybuchy złości.
-Twój brat i ty jesteście tacy sami. Kendall nadepnął na odcisk niebezpiecznym osobom. - Aron mnie przytula, ale nie wie co się dzieje. - Chciałem żebyś była bezpieczna.
-Wybacz, że zabrałem ci ojca. - jemu jest naprawdę przykro. Wróciły mi wspomnienia z dzieciństwa. Pamiętam, że Kendall był zawsze przy mnie. Był moim starszym bratem. Kochałam go. Odeszłam od Arona i przytuliłam mojego brata. Mój brat...
-Tęskniłem siostrzyczko. - wyszeptał mi do ucha. - Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Wiem Kendall. Wiem.
-Tato, dlaczego ja o wszystkim zapomniałam?
-Są zioła, które potrafią zamazać wspomnienia. To bardzo silna mieszanka i działa tylko na ehominis. Można cofnąć ich działanie przez silny szok.
-Co?! - powiedziałam równocześnie z Aronem.
-Feniks, wasza matka była człowiekiem. Nie pamiętasz jej, bo zmarła zaraz po porodzie.
-Przynoszę śmierć.
-To nie twoja wina.
-Tato! Ona umarła po tym jak mnie urodziła! Ty w ogóle wiesz kim jestem!? Słyszałeś  o Morte, albo o Śmierci!? To ja. - mój ojciec i brat są zaskoczeni.
-Już nią nie jesteś. - powiedział Leonard.
-Ale byłam. Odzyskałam brata, ojca i Arona. To powinien być najlepszy dzień w moim życiu.
-Feniks o czym ty mówisz? - zapytał mój tata. Mój tatuś. Tak bardzo go kochałam, teraz to uczucie wróciło. Vincent był jego przyjacielem... Fałszywym...
-W jakie kłopoty się wpakowałeś? - to pytanie skierowałam do mojego braciszka. Odzyskałam ich na chwilę przed śmiercią, teraz będzie mi trudniej odejść
-Wiesz, że mam taki sam charakter jak ty. - powiedział z uśmiechem. - Jesteśmy tacy sami Feniks, różnimy się tylko wyglądem. - ja jestem podobna do ojca więc on musi być podobny do matki. Blondynek. Uśmiechnęłam się. - Naraziłem się wpływowym ludziom.
-Jednym słowem twój braciszek się zakochał i uciekł z domu ze swoją ukochaną, nic złego by w tym nie było, gdyby nie była ona córką króla. - powiedział mój ojciec. Ja, Aron i Leonard zastygliśmy w bezruchu.
-Córka króla nie żyje. - powiedział Leonard, ja wcale nie wiedziałam, że Evendor miał córkę.
-Właśnie. - odparł smutno mój brat. Wiedzę w jego oczach pojedyncze łzy. Musiał bardzo ją kochać. Ponownie go przytuliłam.
-Wracając do sceny przed domem, to nie wiedziałem, że gościłem szwagra. - powiedział z uśmiechem.
-Nie będzie twoim szwagrem. - powiedziałam smutno, a do moich oczu napłynęły łzy. Spojrzałam na Arona, moje słowa go zabolały. - Nie przeżyję trzech dni. - powiedziałam cicho. Wszyscy po za Leonardem zaczęli pytać o czym mówię. Zebrałam w sobie resztki sił. - Jakiś czas temu, ktoś podał mi truciznę. Zostały mi trzy dni życia. - powiedziawszy to wybiegłam z domu.


Kendall






Felix



-----------------------------------------
Opowiadanie wkrótce się skończy.




czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział XII

---------------------------
Uważaj czego sobie życzysz...
---------------------------

-Co ty tu robisz? - odzyskałam głos. Mogłabym zacząć na niego wrzeszczeć, ale szkoda mi na niego czasu, muszę odnaleźć Arona.
-Nie mogę odwiedzić własnej córki? - rozumiem, że było to pytanie retoryczne, a nawet jeśli nie, to nie zamierzam mu odpowiadać. Podnoszę się. Udało mi się! Odzyskałam siły, mogę szukać Arona. Idę się przebrać i wziąć broń. - Mogę wiedzieć gdzie się wybierasz?
-Od kiedy to cie interesuje. - odparłam oschle. - Widziałeś Leonarda?
-Ty nie odpowiadasz mi, a ja mam odpowiadać tobie. - zaśmiała się. Nienawidzę go! Ktoś wchodzi do komnaty. To król, Leonard i ktoś jeszcze, ale nie wiem kto to.
-Witaj Morte, obawiam się, że nie wyruszysz już na żadną misję. - zaczął król. - Szukałaś Leonarda, przyprowadziłem go do ciebie lecz robiąc to nie sądziłem, że już się obudziłaś. Twój ojciec bardzo się o ciebie martwił. - on?! Doprawdy, świetny z niego aktor!
-Nie wyruszam na misję, jadę szukać Arona.
-Więc jednak nie majaczyłaś. - czemu niby miałam majaczyć.
-Skąd pomysł, że majaczyłam?
-Co z moim synem Feniks. - i co ja mam mu powiedzieć, do moich oczu podchodzą łzy. Przed oczami mam upadającego na ziemię Arona, nasz pocałunek i znów ciemność.

***
 Budzę się po raz kolejny, za każdym razem jest to coraz trudniejsze. Obok mojego łoża siedzi mężczyzna, ten sam, który przyszedł tu wcześniej z Leonardem i Evendorem.
-Obudziłaś się. Muszę przyznać, że masz silny organizm.
-Bardzo silny. Co chwilę tracę przytomność. Kim pan w ogóle jest?
-Jestem lekarzem. Król mówił, że dla nikogo nie masz szacunku, mylił się. - elf uśmiechnął się.
-Mam dla tych, którzy na niego zasługują. Co mi jest?
-Niestety mam złe wieści. - zaczął smutnym głosem.
-Niech pan po prostu to powie, bo i do pana stracę szacunek. - mężczyzna ponownie się uśmiechnął. Co z nim? Istnieje dla niego coś takiego jak limit uśmiechów?
-Dobrze. Ktoś musiał podać ci środek, który dla elfa jest śmiertelny. Niestety stało się to najprawdopodobniej gdy byłaś w zamku.
-Czyli trucizna. Ile mi zostało?
-Trucizna, ale dość specyficzna. A ile ci zostało? Cóż to zależy. Nie wiemy jak dużą dawkę trucizny dostałaś, ale przypuszczam, że nie przeżyjesz miesiąca. - w końcu nadejdzie śmierć. Tak bardzo jej pragnęłam, ale teraz... Teraz miałabym po co żyć. Aron... Kocham go. Dlaczego dotarło to do mnie tak późno?! Gdybym wiedziała wcześniej, że go kocham, to nie doszłoby do tego wszystkiego! W Revenie zawsze szukałam Arona, ale nigdy się do tego nie przyznawałam. Oczy mnie pieką, ponownie zaczynam płakać. Dlaczego zrobiłam się taka słaba?! Dlaczego!? Jestem taka jak dawniej... Taka jaką pokochał Aron... Ta myśl powoduje, że z moich oczu polał się potok łez. - Uspokój się! To nerwy cię zabijają. Jeżeli dalej będziesz się tak denerwować nie przeżyjesz nawet tego tygodnia.
-Uspokoję pana. Co noc budzę się z krzykiem. Może pan powidzieć mojemu ojcu, żeby zaczął szykować pogrzeb. - te słowa zaskoczyły mężczyznę. Dlaczego to powiedziałam? - Nie boję się śmierci. Chcę tylko odnaleźć Arona. Niech pan sprowadzi tu Leonarda.
-Nie powinienem, ale zrobię to. 
-Tylko niech przyjedzie tu sam. - mężczyzna skinął głową, po czym opuścił komnatę. Przebieram się i biorę broń. Słyszę otwierające się drzwi i kroki. To Leonard.
-Lekarz powiedział nam jak działa trucizna, którą dostałaś. Przykro mi. Proszę cię powiedz co z moim synem. - łzy napływają mi do oczu. Nie mogę pogodzić się z tym co się stało. - Uspokój się. Wiesz, że nie możesz się denerwować.
-Łatwo powiedzieć! Aron zaginął! Musi mi pan pomóc go odnaleźć.
-Jak to zaginął!?
-To moja wina. Uratował mi życie, ale... - znów płaczę. To wszystko przewija mi się przed oczami. Nie mogę nad sobą zapanować.
-To wszystko co powiedziałaś Evendorowi to prawda?
-Tak.
-Trzeba zacząć szukać go jak najszybciej.
-Ja za chwilę wyruszam. Niech pan jedzie ze mną.
-Dobrze. Zaczekaj chwilę.

***
 Pogoda się na nas obraziła. Wiele zimny wiatr, a słońce zasłaniają chmury. Byliśmy już w wiosce Fif i uregulowałam długi. Jedziemy w ciszy. W przeciwieństwie do mnie Leonard trzeźwo myśli. Najpierw udamy się do granicy, nieopodal niej mieszka znachor, możliwe, że to u niego będzie Aron. Staram się nie myśleć o chłopaku, bo wiem, że trucizna uaktywnia się, gdy moje serce bije szybko. Nie mogę się denerwować, bo to przyśpieszy moją śmierć, a przed tym muszę odnaleźć Arona. Chcę się z nim pożegnać. Co ja mówię! Nie chcę się z nim żegnać, nie chcę go opuszczać! Chcę być przy nim! Kocham go. Dlaczego dotarło to do mnie tak późno!?

***
 Zostały mi trzy dni życia. Byłam już z Leonardem chyba wszędzie. Został nam do sprawdzenia jeden dwór, w którym opiekują się chorymi wojownikami, jeżeli Aron tam był, to na pewno dawno opuścił to miejsce, ale przynajmniej dowiemy się czy tam był. Leonard od tygodnia próbuje mnie przekonać, abym wróciła do domu i pożegnała się z ojcem, ale teraz nawet gdybym zmieniła zdanie sam powrót do domu zająłby mi kilka dni. Muszę wiedzieć czy Aron żyje, jego ojciec już dawno odgadł, że go kocham, powiedział mi o tym w pierwszych dniach naszej podróży, od kiedy tak łatwo jest mnie przejrzeć?

***
 Do dworu dotrzemy za dwie godziny. Pogoda nie dopisuje, jak zawsze ostatnio... Niebo zakrywają chmury i wieje wiatr. Ciekawe co będzie gdy umrę? Co wtedy się stanie? Ktoś zmierza w naszą stronę.
-Posłuchaj mnie Feniks. Nalegałem na twój powrót do domu, bo powinnaś poznać prawdę przed śmiercią. To wszystko jest zupełnie inne niż ci się wydaje. Nic nie wiesz. Wolałem, żeby powiedział ci to Vincent, ale  to ja będę musiał to zrobić.
-O czym pan mówi!? - przestał mnie słuchać i wpatruje się w zmierzającego w naszą stronę elfa.
-Wydaje mi się, że jednak nie ja ci to powiem. - elf zatrzymuje się. To wysoki blondyn. Kogoś mi przypomina. Musiałam go już kiedyś spotkać. Kim on jest?
-Pojedziesz ze mną. - te słowa skierował do mnie. - Ojciec ucieszy się na wasz widok.
-O co tu chodzi?! Kim jesteś?! Czego ode mnie chcesz?!


------------------------
Zabijecie mnie za to :) ???
Czekam na komentarze. Im więcej ich napiszecie tym szybciej pojawi się rozdział. Może będzie to już ostatni... :)
Spodziewam się, że ktoś będzie szykował zamach na moje życie, ale nie boję się śmierci.

środa, 2 lipca 2014

Rozdział XI

---------------------
Najgorszy nie jest ból.
najgorsza jest niewiedza i bezsilność.
----------------------

 Otwieram oczy. Gdzie ja jestem? Próbuje wstać, udało mi się to. Dopiero zaczynam myśleć. Moje ręce są zakute kajdanami. Zostałam zamknięta w celi! Co z Aronem!? Gdzie on jest?! Muszę się stąd wydostać! Nie! On umarł! To moja wina! Zaczynam płakać! Ktoś tu idzie. Ocieram łzy.
-W końcu się obudziłaś. - powiedział z uśmiechem gruby mężczyzna. To człowiek. - Spałaś dwa dni. Żryj!
-Gdzie jestem!? Skąd się tu wzięłam i gdzie mężczyzna, który był ze mną?!
-O proszę. - jego uśmiech jest taki złośliwy. Mam ochotę się na niego rzucić! - Wszyscy zginęli. Podejrzewam, że twój chłoptaś to ten bez zbroi, on też nie żyje. - nie! - Płaczesz? Jednak Morte ma uczucia. Jesteś w burdelu skarbie, a że wy elfy żyjecie wiecznie to ty zostaniesz tu na zawsze. Za żadną dziwkę nie dostanę tyle złota co za ciebie. - odszedł. Ponownie zaczynam płakać. Nie użalam się nad sobą, wystarczy, że nie będę jeść, umrę bez problemu. Nie mogę uwierzyć w to, że Aron nie żyje! Gdyby nie ja, nie doszłoby do tego!
 Przez okna zasłonięte kratami dostaję się światło. Muszę uciec, może Aron jeszcze żyje. Widziałam jak umiera, ale muszę sprawdzić, czy naprawdę zginął. Nie postąpię tak jak Reven. Może ktoś znalazł Arona. Sama w to wszystko nie wierzę... Jednak muszę spróbować, jeżeli nie znajdę ciała Arona, to możliwe, że ktoś go uratował  i chłopak żyje. Zjadłam dane mi jedzenie, podobno klienci już się o mnie licytuję. Licytują się o Śmierć. Zginą. W moim kraju nie ma czegoś takiego jak burdele, ale tu niestety jest inaczej.

***
 Obok mnie stoi dobrze zbudowany mężczyzna, jest ode mnie starszy. "Kupił" mnie na godzinę. Idiota zamknął się w pokoju ze Śmiecią mając przy sobie broń. Wolałabym zrobić to moją, ale nie mam jej przy sobie. Człowiek zaczyna dotykać moje ciało i całować po szyi, robi mi się niedobrze... Mężczyzna za pasem ma schowany nóż, który wyciągam tak zręcznie, że nawet tego nie poczuł. Wbijam przedmiot w serce mężczyzny jednocześnie zakrywając jego usta, aby nikt go nie usłyszał. Mężczyzna osuwa się na ziemię, aby przyśpieszyć jego śmierć rozcinam mu aortę na szyi. Człowiek nie żyje. Zabieram jego miecz. Nastał środek nocy. Wychodzę z pokoju, na korytarzu nie ma nikogo, mam przy sobie nóż i miecz mężczyzny, którego zabiłam. Idę po moją broń, widziałam ją gdy zostałam prowadzona do pomieszczenia, z którego uciekłam.
 Zabrałam moją broń, uciekam oknem. Widzę stajnię. Zabrałam konia i jadę galopem przed siebie. Jak dotrzeć do granicy?! Muszę przeczekać do rana i kogoś o to zapytać. Nie mogę czekać tak długo, mam szczęście, że udało mi się uciec stamtąd nie spotykając nikogo! Wejdę do jakiegoś domu, obudzę kogoś, kto powie mi jak dotrzeć do granicy.

***
 Zrobiłam tak jak planowałam. Weszłam do jakiejś chaty i obudziłam kobietę, kazałam jej, aby wskazała mi drogę i powiedziałam, że jeżeli mnie okłamie wrócę tu i zabiję ją oraz jej rodzinę. Nie zrobiłabym tego, ale moja groźba przyniosła oczekiwane przeze mnie efekty. Dojeżdżam do miejsca w, którym zaczyna się las. Podróżowanie tędy nocą jest nie bezpieczne, pełno tu dzikich zwierząt. Nie mam innego wyjścia, muszę jechać tędy, jeżeli nie chcę zostać złapana. Jaka ja jestem głupia! Właśnie uświadomiłam sobie, że zwierzęta mogły zająć się ciałami martwych! Poganiam konia, muszę dostać się tam jak najszybciej!

***
 Dotarłam na miejsce. Ciała martwych są nie tknięte! Jak to możliwe?! Nie ma nigdzie ciała Arona! Nie ma żadnych śladów jego obecności! Ktoś musiał go stąd zabrać! Tylko kto!? Gdzie mam zacząć go szukać?! Zaczynam płakać. Jeżeli go nie znajdę... Tylko co robić?! Może powinnam powiadomić Leonarda, on na pewno przyłączy się do poszukiwań, a szanse na odnalezienie Arona wzrosną! Muszę wracać na zamek!

***
 Dotarłam do wioski nie daleko zamku. Nie dam rady dalej jechać, mój koń już do niczego się nie nadaję, muszę gdzieś się zatrzymać, zjeść coś i przespać choć dwie godziny. Nie mam przy sobie pieniędzy, ale elfy tutaj wiedzą doskonale kim jestem. Później zapłacę im za pomoc. Nie wiem jak Aron mógł szukać mnie przez rok. Jeżeli mi przyjdzie szukać go tak długo to zwariuję.

***
 Zatrzymałam się w domu samotnej kobiety, była bardzo życzliwa. Teraz udam się w dalszą drogę. Idę przez wioskę. Fif - bo tak miała na imię kobieta, która mi pomogła, powiedziała, że na jaj końcu mieszka elf, który może mi sprzedać konia. Nie mam pieniędzy i gdyby nie fakt, że muszę znaleźć Arona na pewno nie brałabym konia na kredyt. Będę musiała tu wrócić i oddać pieniądze.

***
 Dojeżdżam do zamku. Zsiadam z konia i nie tracąc czasu na prowadzenie go do stajni zostawiam go na placu, a sama wbiegam do budowli. Szukam Leonarda, ale nigdzie go nie ma. Robi mi się ciemno przed oczami. Tracę kontrole nad własnym ciałem.

***
 Otwieram oczy, jestem w mojej komnacie. Ktoś tutaj stoi.
-O Morte, obudziłaś się. - to król. Nienawidzę go! Egoista!
-Najwyraźniej. Gdzie Leonard?
-Zemdlałaś z wycieńczenia i z nerwów więc nie unoś się i odpoczywaj. - powiedział przesłodzonym głosem zupełnie ta, jak gdyby to go obchodziło.
-Nie proszę o rady. Muszę się zobaczyć z Leonardem!
-Nie ma go.
-Więc gdzie jest?!
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?!
-Nie zapominaj do kogo się odzywasz! Moja cierpliwość też ma swoje granice.
-Doskonale wiem do kogo się odzywam. - mówiąc to mój głos był przesycony nienawiścią. Nie planowałam tego.
-Dosyć! Straż! Zabrać ją do lochów na dwa dni! Musisz nauczyć się pokory!
-Muszę odnaleźć Arona! - strażnicy podchodzą do mnie i zwlekają z łoża, nawet nie mam siły nic zrobić.
-Zaczekajcie. - nie daję nawet rady utrzymać głowy, moje ciało wisi bezwładnie. - Co z Aronem?
-Został ranny, ja zemdlałam i porwali mnie ludzie... - mimo wściekłości nie mam już siły mówić. - Gdy wróciłam, nie było żadnych śladów jego obecności, a ciała ludzi leżały nietknięte. - mówię prawie szeptem. Co się ze mną dzieje?
-Byłaś na ziemiach ludzi?
-Tak.
-To znaczy, że wracając tu nie robiłaś sobie żadnego odpoczynku. Zostawcie ją. Tym razem jej daruję. - strażnicy puścili mnie, a ja upadłam na ziemię. Poczułam tylko mocny ból i ponownie przed moimi oczami nastała ciemność.

***
 Budzę się, to zaczyna robić się nudne. Rozglądam się po pomieszczeniu, a moim oczom ukazuje się ktoś, kogo teraz najmniej bym się spodziewała.

---------------------------
Z Feniks jest źle.
Jak myślicie co z Aronem?
Komentujcie.

UWAGA
Opowiadanie zbliża się ku końcowi.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Mamy zwiastun!

Wejdźcie w zakładkę zwiastun. Na reszcie się pojawił :) !

Rozdział X

-----------------------
Doceniasz coś dopiero, gdy to stracisz.
Rozumiesz, gdy jest już za późno.
-----------------------

 Zazdroszczę ludziom, oni mogą się zestarzeć i po prostu umrzeć, a ja? Każdy kolejny dzień nie przynosi żadnych istotnych zmian, gdyby nie fakt, że sama się zabiję lub zginę w walce to żyłabym wiecznie, taka wizja nie jest pocieszająca, bo co można robić przez wieczność? Kiedyś myślałam, że będę szczęśliwa z Revenem, teraz nie mam już po co żyć, ja nawet na to nie zasługuję. Zabiłam tyle osób... Od kiedy chęć zemsty na "porywaczach" Revena minęła, odzyskałam sumienie, każdej nocy budzą mnie koszmary, widzę w nich twarze moich ofiar, w innych śnią mi się rodziny płaczące nad martwymi mężczyznami... Te sny są straszne, ale wiem, że na nie zasługuje, za to co zrobiłam, to i tak zbyt łagodna kara...
Początkowo obwiniałam Revena, mówiłam, że Śmiercią stałam się przez niego, ale to nie jego wina, on nie kazał mi zabijać, przynajmniej nie wtedy... Teraz żałuję tego co robiłam... Jak mogłam być czymś takim?!
Reven wyjechał szukać swojego ojca miesiąc temu, nie wiem co się z nim dzieję, ale kilku rzeczy jestem pewna: nie kocham go, nie ucieknę z nim, a on zapłaci mi za to jak cierpiałam po jego stracie, on nawet nie wrócił sprawdzić czy faktycznie nie żyję, ja wcześniej zrobiłabym dla niego wszystko, ale teraz to ja zabawię się jego uczuciami, gdy wróci będę udawać, że nadal go kocham, zobaczę jak zareaguje on na prawdę, którą po jakimś czasie mu wyjawię.

***
 Zimne powietrze szczypie moją skórę, słońce razi po oczach, ale nie daje ciepła. Wokół rozproszone są małe drewniane domki, odkąd ludzie zaprzestali ataków na nasz kraj panuje tu spokój. Widzę biegające dzieci, są biedne i to bardzo, to wszystko przez wojnę i króla, który dba o wielkość królestwa zamiast o poddanych. Od kiedy wróciło mi sumienie zaczynam wszystko ostrzegać, chce mi się płakać z powodu tego jak bardzo cierpią dzieci, które nie są niczemu winne, jednak na ich twarzach nie widać smutku lecz radość, cieszą się, że ich ojcowie wrócili do domów. Przeze mnie wiele dzieci nie zobaczy swoich ojców... 
 Zmierzam w stronę granicy razem z Aronem, mamy udać się na terytorium ludzi w celach zwiadowczych, Leonard był temu przeciwny, ale nie przekonał syna aby ten został w zamku. Od pocałunku z Revenem Aron nie odzywa się do mnie, to znaczy od awantury, którą zrobił po tym jak zobaczył ten pocałunek. Nadal jedziemy przez wioskę, a ja mam przed oczami dzieci. Do moich oczu podchodzą łzy, ale w ostateczności udaje mi się nad nimi zapanować. Dlaczego trwa wojna? Po co to wszystko? Ciągle giną ludzie i elfy, nasz świat pustoszeje, a najgorsze jest to, że przez wojnę cierpią niewinni. Czym zawiniło sobie dziecko żeby stracić ojca? Niczym. To co się dzieje teraz jest straszne.
 Minęło już około piętnastu minut od kiedy opuściliśmy wioskę, na ogół lubię ciszę i  unikam innych, ale sytuacja panująca między mną, a Aronem nie bardzo mi się podoba. Kiedyś będąc na spacerze zawsze się wygłupialiśmy, ciągle rozmawialiśmy, a w tym momencie zachowujemy się tak jakbyśmy się nie znali, to przykre. Czy ja pomyślałam przykre?! Nie wierzę! Naprawdę jest mi przykro z powodu Arona? Kiedyś byliśmy przyjaciółmi...
-Aron. - odezwałam się pierwsza, nie pomyślałam o tym, po prostu to zrobiłam, ale nie wiem po co.
-Tak? - jego głos, jest taki zimny i wyprany z emocji, zupełnie jak mój...
-Już nic. - spojrzał na mnie, po czym odwrócił głowę i nic nie powiedział.
 Aron poszedł nazbierać drewna do rozpalenia ogniska, zostawił mnie tu i nie pozwolił mu pomóc, nikogo nie słucham, ale nie mam ochoty na kłótnie z nim. Przynajmniej odezwał się do mnie karząc mi tu zostać. Chłopak zostawił mnie dziesięć minut temu, zdejmuje naszym koniom siodła. Zapadła noc i jest strasznie zimno, nie mam pojęcia jak przetrwamy do rana.
 Aron wrócił, zjedliśmy kolację składającą się z sucharów nie odzywając się do siebie ani słowem, mimo iż Aron jest tak blisko mnie, odczuwam jakby był gdzieś daleko, tęsknię za nim bardziej niż kiedykolwiek. Położę się spać, takie siedzenie i patrzenie na ogień nie ma sensu.
 Idę przez las, pamiętam to miejsce, byłam tu nie dawno razem z Leonardem i jego ludźmi. Jestem tu sama. Coś porusza się między drzewami. Widzę mężczyznę spadającego na ziemię, mimo iż upadł z ogromnej wysokości bez problemu wstaje. To nie możliwe! To człowiek, którego zabiłam jako pierwszego po moim powrocie do domu, ma on w sercu sztylet! \Widzę jak wyjmuje on stal i podchodzi w moją stronę.
-Zabiłaś mnie. - mówiąc to, pluł krwią. Próbuję się ruszyć, ale nie mogę! - Mam trójkę dzieci, moja żona nie żyje, jak myślisz Morte, uda im się przeżyć beze mnie? Ja myślę, że nie dadzą rady. - do moich oczu napływają łzy żalu, przerażenia i wściekłości. To co się tu dzieje jest niemożliwe! Mężczyzna znajduje się bardzo blisko, nasze ciała dzielą centymetry, chcę stąd uciec, ale nie mogę. Człowiek przykłada mi ostrze broni do gardła. - Nie powinnaś żyć. - powiedział jadowicie. Ma rację. Sztylet zaczyna rozrywać moje gardło, z moich ust wylewa się krew. Umieram.
-Feniks obudź się! Feniks to sen! - otwieram oczy, Aron potrząsa mną i patrzy na mnie zmartwiony. Jednak żyję. To był koszmar. Nadal jestem przerażona, rzucam się chłopakowi na szyję i mocno go przytulam, on odwzajemnia uścisk, głaszcze mnie jedną ręką po plecach i powtarza, że jest już dobrze, mimo to nadal płaczę. Nie zniosę dłużej tych koszmarów. Możliwe, że zabijając spowodowałam śmierć kilku razy więcej osób niż myślałam. Chce umrzeć. Odpycham od siebie chłopaka i patrzę mu w oczy.
-Zabij mnie. Proszę. - wyszeptałam drżącym głosem.
-Nigdy więcej tak nie mów! - krzyknął na mnie.
-Wiesz, że to zabrzmiało jak groźba. - uśmiechnęłam się przez łzy. Aron usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Powiesz co ci się śniło? - łzy z moich zaczęły płynąć jeszcze mocniej.
-Wiesz, gdybyś był moim biologicznym bratem to nigdy bym nie uciekła. Cieszę się, że cie mam. - mocniej wtuliłam się w chłopaka.

***
 Mija kolejny dzień, dziś jest cieplej niż wczoraj, ale niebo jest zachmurzone, mam nadzieję, że nie będzie padać. Przez dzisiejszą noc jestem zmęczona, ale Aron chyba bardziej, chłopak siedział przy mnie do póki nie zasnęłam, a trwało to długo. Po Aronie nie widać zmęczenia, ale jest nieobecny myślami. Jedziemy przez las i w każdym momencie ktoś może nas zaatakować. Zbliżam się do Arona.
-O czym tak myślisz?
-O wszystkim.
-Zbywasz mnie? - powiedziałam z uśmiechem. Aron zawsze był gadułą i rzadko ukazywał się z tej milczącej strony. Chłopak się uśmiechnął.
-Ja? Skądże.  - momentalnie spoważniał. O co mu chodzi? - Zastanawiam się nad tym wszystkim. Martwię się o ciebie.
-Nie potrzebnie. Jakoś się ułoży. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem, sama nie wierzę, że będzie dobrze.
-Jesteś pewna? Twój sen... - urwał. - Nigdy nie widziałem cię tak przerażonej. - odwróciłam wzrok. Nie chce o tym mówić. Chyba coś słyszę...
-Słyszysz to?  - chłopak ucichł.
-Są tam. - wskazał kierunek przed nami. - Musimy się ukryć. Mają dużą przewagę liczebną. Schodź z konia. Idziemy na drzewa. - dobry pomysł, ale ja mam lepszy. Gdy będę pewna, że Aron poradzi sobie sam, dam się zabić. Nie wytrzymam dłużej tych koszmarów...

***
 Zrobiliśmy tak jak powiedział Aron. Gdy dotarli tu ludzie zaatakowaliśmy ich. Było dwudziestu mężczyzn, ale zestrzeliliśmy piętnastu. Teraz walka toczy się na ziemi.
 Zostało tylko dwóch mężczyzn, jeden walczy z Aronem, a drugi ze mną. Czas wcielić mój plan w życie. Pora umrzeć. Celowo potykam się o gałąź i upadam na ziemię, nie próbuję nawet wstać. Czekam tylko na śmierć.
-Zabiję Morte. - powiedział mężczyzna stojący nade mną. Aron zostawił swojego przeciwnika i rzucił się na człowieka, który za chwilę by mnie zabił. Jestem wściekła.! Aron zabił mężczyznę, ale jego poprzedni przeciwnik ugodził go mieczem w prawy bok! Zrobił to gdy Aron był odwrócony tyłem do niego! Zaczynam płakać. Wstaje z ziemi.
-Tchórz. - wysyczałam przez zęby. Rzuciłam się na mężczyznę. Zginął. Podbiegam do Arona, chłopak rękami opiera się o ziemię. Co robić?! To ja miałam zginąć nie on! To wszystko przeze mnie, bo zachciało mi się umrzeć!
-Aron. Nic ci nie będzie! Masz z tego wyjść rozumiesz! - chłopak popatrzył na mnie.
-Zrób coś dla mnie. - powiedział szeptem.
-Nie mów tak! Przeżyjesz! Rozumiesz?! Będziesz żył! - wpadłam w histerię. On nie może umrzeć! - Aron nie możesz umrzeć! Kocham cię! - na prawdę go kocham i dopiero teraz to zrozumiałam!
-Csii. Pocałuj mnie. Ostatni raz. Proszę.
-To nie będzie ostatni raz! Słyszysz! - pocałowałam go. Nigdy nikogo tak nie całowałam. Oderwałam się od niego. Aron się uśmiechnął.
-Kocham cię. Przepraszam. - upadł na ziemię! Moja histeria tylko się nasiliła, zaczęłam wrzeszczeć, szlochać i sama nie wiem co jeszcze. Przed moimi oczami nastaje ciemność.
------------------------------
Przepraszam za błędy, ale jeszcze nie zdążyłam się wyspać po ostatniej imprezie i sobotnim weselu.
Zostawiajcie komentarze, czytam wszystkie :)
Powiedzcie co myślicie o tym wszystkim. Spodziewaliście się tego?

niedziela, 29 czerwca 2014

Liebster Blog Award 2

Wow! To już druga nominacja na tym blogu, nie spodziewałam się.
Nominowała mnie Iloriel Ciryatan, której za to dziękuje.

1. Twój ulubiony kolor?
Nie mam takiego.

2. Skąd pomysł na bloga?
Chciałam podzielić się z kimś moimi opowiadaniami.

3. Co wolisz, psa czy konia?
Dopóki nie dostałam mojego kochanego labladora, chyba wolałam konie.
Psa mam go od szczeniaka, tak się do mnie przywiązał, że jest o mnie strasznie zazdrosny, gdy moja młodsza siostra dostała pieska, to mimo iż mój pupil miał wtedy trzy lata (teraz ma cztery XD) nie jadł przez dwa dni i nie chciał na mnie nawet spojrzeć, bo ze szczeniakiem spędziłam niecały kwadrans, a z moim zazdrośnikiem spędziłam przedtem prawie całe popołudnie.
Gdzie znajdę drugiego takiego?

4. Gdzie chciałabyś zamieszkać?
Nad morzem / jeziorem / w górach.

5. Książka czy e-book?
Książka.

6. Twoja ulubiona piosenka?
Mam ich mnóstwo.
Papa Roach - Last Resort, Not Afraid, No Love, Milcząc i wiele innych więc zamiast was zanudzać podam wykonawców.
Eminem
Bednarek
Red
Bas Tajpan
Basille
Grubson
Mesajah
I tyle chyba starczy, bo zaśniecie czytając to.

7. Co robisz w wolnym czasie?
Spotykam się z przyjaciółmi, słucham muzyki, sprzątam, bawię się z moimi psami lub kotami, piszę opowiadania, ćwiczę, ale tego ostatniego nie lubię. 

8. Twoja ulubiona pora roku?
Nie mam takiej.
Lubię każdą, ale gdy ona już następuje to czekam na inną.

9. Twój najgorszy prezent na Święta?
Nie wiem, nie przykładam do nich zbyt dużej uwagi.

10. Twój ulubiony serial?
Nie oglądam seriali.

11. Co byś robiła gdybyś przez jeden dzień panowała nad jakimś królestwem?
Przez jeden dzień nie da się zrobić nic istotnego. Wiem co nie co o tych wszystkich formalnościach i jeżeli poddałabym jakiś pomysł na nową ustawę to nie jest realnym zaakceptowanie jej w ciągu jednego dnia.
Gdybym miała władzę absolutną to wtedy zmieniłabym prawo.

Liebster Blog Award

Zostałam nominowana przez Mammon

1. Twoja ulubiona książka.
Sama nie wiem... Igrzyska Śmierci...
Jest sporo takich, ale obecnie nie umiem wybrać więc dałam tą, o której pomyślałam jako o pierwszej, a tak wracając do Igrzysk to nie wiem jak wy, ale nie mogę się doczekać kiedy nakręcą Kosogłasa, w książce wiemy tylko tyle co Katniss, a film jest świetnym dopełnieniem.

2.Twój ulubiony film.
Mam ich wiele. Igrzyska Śmierci. Szybcy i Wściekli (wszystkie części oczywiście), Szkoła Uczuć, Władca Pierścieni (cała trylogia, oglądałam już setki razy i nadal nie mam dość), Trzy Metry Nad Niebem (kocham pierwszą część, ale druga mi się nie podoba, moim zdaniem nie dorasta pierwszej do pięt), może to banalne, ale lubię też Zmierzch, ogólnie lubię fantasy, dramaty, komedie i horrory, i mogłabym wam wymieniać mnóstwo tytułów, ale pewnie tak was to znudziło, że już dawno przestaliście czytać tą odpowiedź.

3. Co poprawia ci humor?
Lepiej nie będę mówić o wszystkim, bo uznacie mnie za psychiczną więc powiem tylko to co uważam za normalne.
Adrenalina, słuchanie muzyki, wyżycie się na czymś (np. jakieś ćwiczenia, chociaż ich nie lubię, ale gdy zaczyna brakować mi siły przestaję intensywnie myśleć lub pisanie, ale to zależy od sytuacji), spotkania z moimi walniętym przyjaciółmi (kochane zrytki).

4. W jakim kraju chciałabyś mieszkać w przyszłości?
Hmm... Możliwe, że Anglia, ale moje życie przynosi mnóstwo zmian i żyję z dnia na dzień, nie mam planów na przyszłość.
PS. Mam kilka i spełnię je za wszelką cenę, ale to już inna historia nie dotycząca tego pytania.

5. Gdzie najchętniej przebywasz?
Cóż, to zależy. Kocham przebywać nad wodą, w lesie, lub gdziekolwiek na odludziu, jeżeli mam przy sobie przyjaciół miejsce jest dla mnie obojętne.
Kocham noc, mnóstwo czasu spędzam wtedy na huśtawce przed moim domem, a jeżeli mogę potrafię godzinami spacerować po zmroku (najlepiej w lesie, ale do tego dochodzi rzadko, bo moja przyjaciółka boi się chodzić w nocy po lesie, a tylko będąc u niej na wakacjach mam możliwość na takie spacery).
Pisząc to uświadamiam sobie, że chyba naprawdę jestem nie normalna...

6. Czy Twój blog ma coś wspólnego z Twoim życiem?
Ten blog może nie koniecznie, ale w "Mój uśmiech to kłamstwo" główna bohaterka ma ze mną bardzo wiele wspólnego.
Praktycznie dałam jej moje cechy charakteru.

7. Co robisz gdy ci smutno.
Może to lepiej zostawię dla siebie.
Muszę się w jakiś sposób wyżyć.

8. Prowadzisz jeszcze inne blogi?
Tak - Mój uśmiech to kłamstwo.
Przejście do niego jest w prawej kolumnie strony głównej gdyby ktoś pytał.

9. Wolisz książki czy filmy?
Sama nie wiem. Lubię znać odczucia i myśli bohaterów, a w filmie nie zawsze jest możliwe ukazanie tego więc jeżeli książka jest dobra to wybieram ją, ale filmy też kocham choć ostatnio wcale ich nie oglądam, ale to przez brak czasu.

10. Uprawiasz jakiś sport?
Ćwiczę, ale to raczej z musu i całe wakacje (w trakcie roku szkolnego zdarza się to rzadziej)  pracuję fizycznie przez co mam sporo siły, ale na to nie wygląda (na szczęście, nienawidzę mięśni u dziewczyny, owszem mam ich trochę, ale jakoś to przeżyję).
Jeżdżę na rowerze, ale mam małe problemy z alergią więc czasem nie mogę.

11. Co najchętniej robisz w wolnym czasie?
Spotykam się ze znajomymi, słucham muzyki, piszę opowiadania, ćwiczę (nie lubię tego!), sprzątam (lubię to - jestem nienormalna!), oglądam filmy.


Pisząc to uświadomiłam sobie, ze jest ze mną gorzej niż myślałam, ale cóż...
Przeżyję XD

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział IX

--------------------
Czasem niemożliwe staje się możliwe...
Można zapomnieć.
--------------------

-Feniks uspokój się. - to co widzę w jego oczach to przerażenie i smutek czy kolejne kłamstwo?!
-Uspokój się?! Uspokoję się dopiero wtedy gdy ty zginiesz! - podchodzi do mnie, mogłabym go teraz zabić. Powinnam przecież to zrobić! Nie dam rady! Ponownie zaczynam płakać, tym razem z powodu mojej własnej bezsilności. Odległość dzieląca mnie i Revena zmniejszyła się za sprawą chłopaka. Powinnam się od niego odsunąć albo go zabić! Nie potrafię jednak zrobić niczego... - Zabiłam tylu ludzi, elfów jednak ciebie nie potrafię. - powiedziałam po cichu, jednak na tyle głośno aby on to usłyszał. Dzieli nas teraz tylko kilka centymetrów, mężczyzna wyrwał mi miecz i rzucił go na podłogę. Przytulił mnie. Tęskniłam za tym...
-Porozmawiaj ze mną, pozwól mi to wszystko wytłumaczyć. - wyszeptał mi do ucha. Pod wpływem jego oddechu po moim ciele przeszły dreszcze. Nadal go kocham?
-Nie ma czego tłumaczyć. Zapomniałeś o mnie. Zostawiłeś... - odsunął się ode mnie i zamknął drzwi komnaty.
-To nie tak jak myślisz?
-Nie tak jak myślę?! Więc mnie oświeć! - widać, że traci cierpliwość. Czemu nie mogę przestać płakać?!
-Proszę nie płacz. - siada na łóżko. - Tego wieczora... - przerywa. Wiem, że on kolejny raz mnie okłamie, ale muszę posłuchać tego co ma mi on do powiedzenia.  - Ci strażnicy mnie ogłuszyli  i związali. Nie dałem rady się wydostać nawet po tym jak odzyskałem przytomność... - ponownie przerwał, zapewne wymyśla kolejne kłamstwo... - Jeden z nich powiedział, że cię zabił... - widzę, że mówienie o tym go boli, ale nie wiem czy to co widzę to maska czy jednak prawda. - Dokładnie mi to opisał... Byłem wściekły! Chciałem go zabić, ale nie mogłem, nie dałem rady. - to tak jak ja teraz, ale mnie powstrzymuje coś innego. - Potem powiedzieli mi, że mój ojciec został zabity podczas szukania mnie i nie ma kto zająć się domem i matką, która rozpacza po jego stracie i moim odejściu. - ojciec czy ojczym? Erick żyje! - Zacząłem mieć wyrzuty sumienia. Wróciłem do domu. Byłem pewny, że nie żyjesz... - głos mu się załamuje, naprawdę świetny z niego aktor... - Teraz żałuję, że nie wróciłem i nie sprawdziłem czy żyjesz. Nie cofnę czasu i nie naprawię tego co zrobiłem. Mam żonę, owszem, ale jej nie kocham. Nie mogłem o tobie zapomnieć. Cały czas o tobie myślę. Kocham cię Feniks, uwierz mi. - nie mogę mu w to uwierzyć, a jednak chcę. - Jeżeli kiedyś znów mi zaufasz, obiecuję, że cie stąd zabiorę, uciekniemy gdzieś razem. -dość!
-Jak miał na imię twój prawdziwy ojciec?
-Co?! - on krzyknął. Może jednak mówi prawdę. Nie wiem! Niewiedza jest najgorsza! - Tylko to cię interesuje?!
-Znałeś Erick'a?
-Co?! - on jest wściekły?
-Erick jest ehominis.
-Spotkałaś go?! On żyje?!
-Tak, powiedz kim on dla ciebie jest?
-Ojczymem, ale był dla mnie jak ojciec. Gdzie on jest?! - widzę jak na jego twarzy pojawia się uśmiech, a oczy zaczynają błyszczeć, teraz zachowuje się tak sama jak chłopak, którego pokochałam. Rozmowa o nas już go znudziła...
-Wraca do domu, spotkałam go kilka tygodni temu. - podchodzi do mnie.
-Feniks ty nic nie rozumiesz?! -co mam rozumieć? - Jeżeli mój ojciec wróci nic nie stanie nam na przeszkodzie, będziemy mogli stąd uciec! - jego ton głodu wyraża ekscytację. - Sprowadzę go tutaj! - zaczyna zbierać rzeczy, które będą mu potrzebne. Przebiera się i  chowa broń. Odwracam się i wychodzę. - Zaczekaj! - Otworzyłam już drzwi. Chłopak złapał mnie za ramię i odwrócił twarzą do siebie.
-Czego ty jeszcze chcesz?! - objął mnie mocno i przycisnął do siebie, wiem co on chce zrobić, ale nie chcę tego. Już nie. - Puść. - pocałował mnie. Próbuję się wyrwać, ale po chwili przestaje, ten pocałunek jest inny niż wszystkie pozostałe, pełno w nim bólu, tęsknoty i zachłanności. Odrywam się od niego. Chce wyjść, ale to co zobaczyłam w tym momencie zszokowało mnie. To Aron stoi i patrzy się na nas, na jego twarzy maluje się żal i coś jeszcze, ale nie wiem co to jest, w tym właśnie momencie chłopak odwrócił się i odszedł. Teraz przypomniałam sobie co spowodowało, że tu przyszłam. - Spreparowałeś dowody mojej śmierci! Jak mogłeś?! Wszystko mogłoby teraz wyglądać zupełnie inaczej! Nie zabijałabym, możliwe, że zamiast bawić się w rycerza i szukać zemsty miałabym teraz normalne życie!  - moja wściekłość przybiera na sile..
-Wiem... Wiem , że nie powinienem tego robić, ale inaczej nie mogłem. Chciałem cię tylko dla siebie... Nadal chcę.  - nie wiem czy on mówi prawdę, czy jednak kłamie... - Sprowadzę tu ojca i będziemy żyć tak jak dawniej. - czy ja na pewno chcę takiego życia? Życia, którego jedynym celem jest przetrwanie i nie danie się złapać. Nie wiem czy nadal chcę tak egzystować.
-Kto powiedział, że ja chce takiego życia? Po za tym masz żonę!
-Ta kobieta ma tylko status mojej żony. - ponownie przybliża się do mnie. - Kocham cię Feniks. Wrócę i cie stąd zabiorę. Obiecuję. - pocałował mnie i odszedł.

***
 Minął tydzień odkąd Reven wyjechał. Nie wiem co będzie gdy on wróci. Boje się, że po raz kolejny skłamał, że to co mówił to tylko puste słowa...  Nic już nie wiem i to jest najgorsze. Reven jest doskonałym kłamcą, jednak jego oczy i pocałunki robią mi w głowie mętlik, ale mimo wszystko jednego jestem pewna, nie ucieknę z nim, on ma żonę, a ja nie chce takiego życia.
Aron wściekł się na mnie przez to co zobaczył. Jak on to powiedział: "Mówiłaś, że go zabijesz, a gdy was znalazłem to co zastałem?! Całowaliście się i to w jaki sposób!", ale nie dziwie się mu, przecież za to co zrobił Reven każdą inną osobę na jego miejscu bez wahania bym zabiła, a z nim się całowałam... To był błąd.
W naszym królestwie obecnie nie trwają żadne bitwy, być może wkrótce wyruszę w stronę granicy i zbadam co się tam dzieje. Nie chcę już należeć do armii, ale może w jakimś stopniu odpokutuję swoje winy pomagając w obronie ojczyzny.

---------------------------------
Przepraszam za błędy, ale jestem wykończona, wiem, że rozdział jest krótki i szczerze mówiąc nie podoba mi się, ale dodaje teraz przynajmniej tyle, bo możliwe, że następny będzie dopiero we wtorek.


wtorek, 24 czerwca 2014

Pytania

Na podstronie "Zapytaj bohaterów" nie udzielaliście się więc zastąpiła ją strona "Pytania", możecie tam zadawać pytania na dowolny temat. Na wszystkie pytania będę odpowiadać.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział VIII

--------------------------
Najmocniej może zranić nas ten,
którego kochamy najbardziej.
--------------------------

 To nie może być prawda! To nie może być on! To musi być jakiś koszmar, z którego nie mogę się obudzić! To nie jest sen...
-To nasza... - zaczął król. Reven patrzy na mnie z niedowierzaniem.
-Morte. - dokończyłam za niego głosem pozbawionym emocji, wyszłam.

***
 Siedzę w mojej komnacie, mam gdzieś co teraz będzie. Jak on mógł mi to zrobić?! Kochałam go. Chciałam się zemścić za to, że go porwali. Nie wiedziałam czy on żyje! Myślałam, że zwariuje! Każdej nocy modliłam się o śmierć! On nie wie jak to jest! To jego zniknięcie sprawiło, że jestem czym jestem.
Jak mogłam być tak głupia?! Reven zawsze był podstępny i przebiegły. Znalazł sobie okazje na wygodne życie i zapomniał o mnie. Jest już po ślubie... Jedno mnie zastanawia - jego oczy. Stał się idealnym kłamcą, nawet jego oczy potrafią perfekcyjnie kłamać. Łzy na mój widok, co to miało być?! Ktoś puka do drzwi. Kto normalny o tej porze puka do Śmierci?! Wstaje i otwieram drzwi. Żałuję, że to zrobiłam.
-Feniks porozmawiajmy.
-Chcesz mnie przeprosić, że nie zostałam zaproszona na twój ślub?! Daruj sobie!
-Feniks! Kocham ciebie nie ją, zrozum... - on chyba kpi! Przerywam mu.
-Zrozum?! Co mam zrozumieć, że z tej miłości wziąłeś ślub z inną!?
-Myślałem, że nie żyjesz. Chciałem o tobie zapomnieć.
-Myślisz, że uwierzę w te twoje bajki! Daruj sobie. - drugie zdanie powiedziałam z kpiną w głosie.
-Powiedzieli mi, że nie żyjesz! Że cię zabili. - ktoś tu idzie.
-Wynoś się! - krzyczę. Czuję, że do moich oczu napływają łzy.
-Zostaw ją! - to Aron.
-To nie twoja sprawa!
-Znam ją całe życie więc łaskawie zabierz się stąd jeżeli nie chcesz zakończyć swojego!
-Zabijesz mnie? - zapytał z kpiną w głosie. Zawsze uważał się za najlepszego wojownika...
-Ja to zrobię. - gdy to powiedziałam Reven spojrzał na mnie, zaśmiał się i odszedł.
-Kto to był? - zapytał Aron.
-Największy błąd w moim życiu. - przestałam powstrzymywać łzy. Weszłam do komnaty, chciałam zamknąć za sobą drzwi, ale Aron mi na to nie pozwolił. Wszedł do środka. Nie mam już siły się z nim kłócić, wiem, że i tak postawi na swoim.

***
 Słońce wschodzi. Aron nadal tu jest. Przytula mnie. Przed moją ucieczką, gdy płakałam, a on o tym wiedział zawsze tak robił. Przy nikim nie płaczę, ale wiem, że mogę to zrobić przy nim, on zawsze mi pomoże, przy nim czuję się bezpieczna. Kiedyś ufałam mu bezgranicznie...
-Jak myślisz, co dzieje się z tymi, którzy umierają? - zapytałam.
-Nie wiem Feniks. Zaraz czy ty chcesz?! - nie mógł nawet dokończyć tego zdania. Chciał zapytać czy chcę się zabić... Oczywiście, że tak. Chociaż może nie... Powinnam choć w jakiejś części wynagrodzić krzywdy, które wyrządziłam. Nadal będę walczyć w armii. Po wojnie skończę swoje życie, które i tak nie ma już sensu.
-Nie - odpowiedziałam na co chłopak ze świstem wypuścił z płuc powietrze.
-Przepraszam, że nie przyszedłem od razu.
-Dobrze wiesz, że wpuściłam cię tylko dla tego, że nie miałam siły na kłótnie z tobą. - zaśmiał się. 
-Wiem. Mogę cię już zostawić? Chętnie bym posiedział, ale niedługo służba zacznie roznosić śniadanie i myślę, że zabiłabyś mnie gdyby były jakieś pikantne plotki na nasz temat.
-Masz rację, zabiłabym cię. - powiedziałam z uśmiechem. Aron wstał, pocałował mnie w czoło i wyszedł.


***
 Jestem z Aronem na polowaniu od trzech godzin, dziwi mnie, że chłopak nie pytał o Revena, zamiast tego wspominamy dawne czasy. Pogoda jest idealna, świeci ciepłe słońce i wieje letni wietrzyk. Las jest gęsty. Idziemy pieszo.
-A wiesz za czym tęsknię najbardziej? - zapytał.
-Nie mam pojęcia. - zastanawiam się chwilę. - Nie wiem, no! - zaśmiał się.
-Za tym wszystkim, za naszymi rozmowami, za tym jak spędzaliśmy czas. Za pewną, śliczną elfką, która była we mnie zauroczona... Chciałbym żeby to wróciło, żeby było jak dawniej.
-Wiesz, że nie będzie, zmieniłam się. Tamta elfka nie wróci.
-Przyznałaś, że byłaś we mnie zauroczona? - zapytał, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Byłam, ale nie jestem.
-Może będziesz. Nie bądź taka pewna tego, że dawna Feniks nie wróci, ja myślałem, że nie żyjesz, a tu proszę. - powiedział z uśmiechem.
-Zabawne, jestem pewna, jesteś dla mnie jak starszy brat. - posmutniał. Nie wiem czemu. Może źle się czuje. - Nic ci nie jest, wyglądasz jakby coś cię bolało.
-Nie.
-Miałam cię zapytać, wtedy przed bitwą, co to były za ślady? Czemu myślałeś, że nie żyję?
-Znalazłem twój sztylet, pamiętasz miał tam wygrawerowany napis. - przytaknęłam skinięciem głowy. - Był cały we krwi, znalazłem też twój medalion, ten ode mnie, było to przy rzece. - widzę, że ciężko mu o tym mówić. - Na wodzie pływały skrawki drogiego materiału. Byłem pewny, że należały one do ciebie. Myślałem, że nie żyjesz. - ostatnie zdanie powiedział bardzo cicho, a do moich oczu napłynęły łzy wściekłości i żalu. - Co się stało? - zatrzymał się i spojrzał mi w oczy. Jak mam powiedzieć coś w co sama nie mogę uwierzyć.
-To był Reven! Pewnego dnia zapytał mnie o to czy mogę oddać mu medalion i sztylet, bo potrzebne są nam pieniądze. - powiedziałam cicho. - Teraz dopiero rozumiem jaka byłam głupia! On to wszystko spreparował. Kto normalny na naszym miejscu sprzedałby sztylet i medalion z wygrawerowanymi napisami, przecież coś takiego rzuca się w oczy! Chciałam zemścić się na kimś kto odebrał mi Revena, ale teraz zemszczę się na nim!
-Feniks uspokój się. Sam bym go najchętniej zabił, ale nie darowałabyś mi tego. Sobie też nie darujesz.
-To przez niego stałam się Śmiercią! Zabiłam tak wiele osób, które mogły teraz żyć! Zapłaci mi za to! - biegnę w stronę miejsca, w którym zostawiliśmy nasze konie.
-Feniks stój! - Aron biegnie za mną. Nie interesuje mnie już nic, chce zabić Revena i zrobię to!
Biegnę przez las, Aron jest tuż za mną. Widzę już konie. Wierzchowiec Arona jest szybszy, dosiadam go. Zostawiam chłopaka w tyle. Jestem wściekła! Reven zapłaci mi za wszystko! Aron mnie szukał i był tak blisko, Reven doskonale o tym wiedział! Gdybym wtedy wróciła do domu to wszystko nie miałoby miejsca! Nie zabiłabym tylu ludzi! Zniszczyłam tyle rodzin zabijając! Reven zapłaci mi za to i za to jak bardzo cierpiałam, on nie wie co to znaczy błagać o śmierć, która nie chce nadejść!
 Jestem coraz bliżej zamku, Aron próbuje mnie dogonić, na szczęście zabrałam jego konia.
Przejeżdżam przez bramy miasta. Dojeżdżam do zamku, zsiadam z konia. I co teraz?! Zamek jest ogromny, jak mam znaleźć w nim Revena?! Widzę jedną z służących. Podbiegam do niej.
-Wiesz na którym piętrze zatrzymali się goście króla?!
-Na pierwszym pani. - wbiegam na wskazany poziom budowli. Jak to możliwe, że Reven znalazł mnie od razu?! Zaczął się maraton między drzwiami, musiałam gdzieś zgubić Arona. Sprawdzam już chyba piętnastą komnatę. Jest! Wyciągam miecz, podbiegam do niego.
-Zapłacisz mi za wszystko! Zginiesz!

---------------------------
Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za Revena.
Mam już przygotowane plany co do jego osoby...
Czekam na komentarze.

Rozdział VII

----------------------
Niektóre chwile zostają w pamięci na zawsze.
---------------------

-Aron! Proszę cię wstań! Niech ktoś mu pomoże! - w moją stronę ktoś biegnie. To elfy, mówią, że Aron tego nie przeżyje...

***
 Już drugi dzień siedzę przy łóżku Arona. Po moich prośbach i groźbach ktoś zgodził się mu pomóc. Jesteśmy w mieście, któremu przyszliśmy z pomocą. Dopiero teraz rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym jestem, to jakaś opuszczona chata, jej mieszkańcy zginęli podczas bitwy. Co kilka godzin przychodzi tu jakiś znachor, sprawdza on stan Arona, usunął on strzałę z jego brzucha, ale powiedział, że mężczyzna ma małe szanse na przeżycie.
On nie może zginąć! Nie teraz i nie prze zemnie! Uratował mi życie... Jeżeli któreś z nas zasłużyło na śmierć to ja, nie on. Martwię się o niego, byliśmy przyjaciółmi.

***
 Z Aronem jest lepiej, ale nadal nie odzyskał przytomności. Martwię się. Z tego co wiem ostatni posiłek jadł on jakieś siedemdziesiąt godzin temu, jeżeli w ciągu dwóch godzin czegoś nie zje, umrze. To nie może tak się skończyć! Do środka weszła jakaś kobieta.
-Jeżeli nie chce pani umrzeć, to powinna pani coś zjeść. Jedzenie, które przynosiłam wcześniej stoi nietknięte. - faktycznie, przez to wszystko zapomniałam o jedzeniu...
-Dziękuję.
-Mówią, że Morte nie ma uczuć, że umie tylko zabijać, ale to nie prawda, pani go kocha. - powiedziała kobieta.
-Co?! Ja go kocham?! To chyba jakieś kpiny!
-Może pani zaprzeczać, ale to widać. Zajmę się nim, niech pani odpocznie, tak nie można. - spojrzałam na kobietę z wściekłością. Co ona sobie wyobraża?! Najpierw mówi, że go kocham, a teraz mi matkuje! Nigdy nie miałam matki i jakoś sobie radziłam.
-Poradzę sobie! - przestraszona kobieta wyszła. - Aron proszę cię, obudź się. - zaczęłam płakać. Nie wybaczę sobie jeżeli on umrze. On nie może umrzeć! - Obudź się! Proszę...
Mijają kolejne minuty, Aron nadal się nie obudził. Jest taki spokojny gdy śpi. Całe życie był porywczy, gdy uciekłam z domu to właśnie za nim tęskniłam najbardziej. Kochałam go dopóki nie pokochałam Revena, jednak nigdy nie przestałam o nim myśleć. Jeżeli on umrze, chęć zemsty nie zatrzyma mnie przy życiu... Czy on się poruszył?! Otwiera oczy! Nie mogę pohamować łez, rzucam się na chłopaka i mocno go przytulam.
-Idioto masz chodzić w tej przeklętej zbroi! Masz mnie słuchać rozumiesz! Gdy mówię, że masz nie iść to masz nie iść! Wiesz jak się o ciebie martwiłam!? Nigdy więcej mi tego nie rób, bo przysięgam, że po tym jak się ockniesz to sama cię zabije! - wykrzyczałam to wszystko na jednym tchu. Tak się cieszę, że on żyje!
-Miłe powitanie. - wychrypiał. - Jednak dziewczyna, którą kocham nadal żyje. - oderwałam się od niego.
-Aron przestań.
-Płakałaś... - zaczął ocierać moje łzy. Nie wierzę, że dał radę to zrobić, jest taki słaby. Powinnam to przerwać. Pocałował mnie! Poczułam się dziwnie... Nie powinnam mu na to pozwalać. Odsuwam się od niego.
-Więcej tego nie rób! - nakazałam mu, na co on tylko się uśmiechnął. - Zaraz ktoś tu przyjdzie i cię nakarmi. - on nadal się uśmiecha.

***
 Znalazłam kobietę, która wcześniej tu przychodziła i kazałam jej iść do Arona. Sama chodzę po mieście bez celu. Nie wierze, że pozwoliłam Aronowi się pocałować. Nie powinnam do tego dopuścić i nigdy więcej mu na to nie pozwolę.
 Wracam właśnie do chaty, w której znajduje się Aron. Kobieta, którą do niego posłałam nadal tam jest.
-Ona pana kocha. - skąd ona może wiedzieć co ja czuję?! Kocham Revena. Kochałam Revena...
-Chciałbym, mam nadzieję, że kiedyś będzie taka jak dawniej... - urwał.
-Jednak mimo tego jaka jest pan ją kocha?
-Bardzo. - czemu sili się na rozmowę skoro to go wykańcza?! - Kochałem przez te wszystkie lata gdy myślałem, że ona nie żyje i będą ją kochał nadal. - nie wierze w to co słyszę...
-Można jej pozazdrościć, ale niech mi pan wierzy, ona na prawdę pana kocha, nie odstępowała pana na krok, sama zjadła dopiero nie dawno. - weszłam do środka zamykając za sobą głośno drzwi, kończąc tym samym tą rozmowę. Spojrzeli w moją stronę.
-Jak się czujesz? - zapytałam tak chłodnym głosem na jaki tylko mnie było stać.
-Lepiej. Kiedy możemy wracać do stolicy?
-Zwariowałeś!? Ty nawet sam zjeść nie możesz, a myślisz o powrocie! - uśmiechnął się. To go bawi! On robi to specjalnie! On chce żebym pokazywała, że się o niego martwię. - Był tu ten cały lekarz? - zapytałam już spokojnym głosem.
-Tak.
-Co powiedział?
-Że przeżyje.
-No zabawne! Tyle to wiem i ja! - krzyknęłam wściekła na co on się uśmiechnął. - Idź spać, a pani dziękuję za pomoc. Kobieta wyszła, ale na jej twarzy malował się uśmiech.
-Nie sądzisz, że spałem już wystarczająco długo? - zapytał rozbawiony tym swoim zachrypniętym głosem.
-Och zamknij się wreszcie.

***
 Aron jest już zdrowy, a po jego ranie została tylko blizna. Wracamy do stolicy\. Po przebudzeniu Arona w mieście byliśmy przez osiem dni, mężczyzna ma silny organizm i tyle czasu wystarczyło żeby w pełni doszedł do siebie.
Nadal jestem wściekła na siebie, że nie umiem trzymać przy nim nerwów na wodzy, jeszcze niedawno z mojej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji.
Staram się nie myśleć o tym co powiedział Aron, miałam się zemścić i to zrobię, po to tu jestem. Zemszczę się na ludziach, którzy odebrali mi Revena. Tak bardzo go kochałam. Coraz częściej mówię, że go kochałam, czy ja już nic do niego nie czuje? Może już całkiem jestem pozbawiona uczuć.

***
 Jestem w mojej komnacie w królewskim zamku do którego dotarliśmy kilka godzin temu. Wcześniej się jej nie przyglądałam, ale teraz widzę, że jest ogromna. Podłoga jak i ściany są jasne. Mnóstwo tu roślin, pną się one począwszy od ścian i oplatają znaczną część sufitu.
Muszę zacząć działać. Chcę dopaść kogoś kto zlecił porwanie lub zabicie Reven'a. Wcześniej wydawało mi się to całkiem proste, ale teraz nie wiem nawet od czego zacząć.
 Jutro wieczorem ma odbyć się jakaś uczta, na którą niestety jestem zaproszona, będę tam główną atrakcją, król chce mnie pokazać swoim pupilkom. Mój ojciec też przybędzie, ale król postara się o to, aby nikomu nie powiedział kim jestem.

***
 Szykuję się właśnie na przyjęcie. Nie mam ochoty tam iść. Mam na sobie długą jasno zieloną suknie, na szczęście ma ona prosty krój, ale jest ładna i to bardzo. Muszę przyznać, że mi pasuje. Ostatnio w sukience chodziłam jeszcze dzień przed moją ucieczką, byłam wtedy na spacerze z Aronem...
 Uroczystość trwa od godziny. Evendor przedstawił mnie już wszystkim. Z ojcem nie rozmawiałam. Nie wiem nawet czy chciałabym z nim rozmawiać... Leonard podziękował mi za to co zrobiłam dla Arona. Mężczyzna właśnie dziś wrócił z misji, na której miałam być razem z nim i gdy dowiedział się co się stało był w szoku, przynajmniej tak mi powiedział, ale to na pewno prawda. Kto by uwierzył, że Śmierć zdobędzie się na coś takiego?
 Król chce abym się z kimś przywitała, jacyś spóźnialscy. Z tego co powiedział mi Leonard jest to jakaś bogata rodzina. Nie wiem jak się nazywają, wiem tylko, że przybyła tu matka z synem i jego żoną. 
 Evendor właśnie mnie zawołał i zasiadam do stołu obok niego, jestem dziś jego honorowym gościem i tu jest moje miejsce... Rodzina, której miał mnie przedstawić zmierza w naszą stronę. To niemożliwe! To nie może być prawda!

----------------------------------
Co powiecie na ten rozdział?
Nie uśmierciłam Arona, ktoś bardzo sobie tego nie życzył.
Jak myślicie co zobaczyła Feniks?
Czekam na komentarze.

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział VI

 ------------------------------
Chce go nienawidzić,
ale nie potrafi.
Nie interesuje jej życie innych,
a o niego się martwi.
------------------------------

Odwracam się, żeby się upewnić. Tak to on, to Aron. Zmienił się. Stał się mężczyzną. Gdy opuszczałam dom miał on dwadzieścia jeden lat, ale wyglądał jak chłopiec. Nie wiem tylko co on tutaj robi, jego ojciec mówił, że chłopak jest na misji i nie wiadomo kiedy wróci. Chyba dopiero teraz dotarło do Arona kim jestem. Podchodzi do mnie nie zważając na króla. Przygląda mi się uważnie. Przytula mnie. Bardzo mocno mnie przytula, odrywa mnie od ziemi na wysokość kilku centymetrów. Mam ochotę się mu wyrwać, ale tego nie robię, spędziliśmy razem tyle lat więc wolę żeby chłopak powoli oswoił się  z myślą, że jego przyjaciółka, którą szukał przez cały rok jest tą, którą wszyscy nazywają Śmiercią. Król jest zaskoczony obrotem sprawy do tego stopnia, że nic nie mówi. Aron puścił mnie.
-Czy ty zgłupiałaś!? Wiesz jak się o ciebie martwiłem?! Szukałem cię przez rok! Byłem pewny, że nie żyjesz!- elf zaczął wykrzykiwać.
-Spokojnie, przecież żyję.
-Aronie, Morte jest niezbyt rozmowna. Możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi? - zapytał król.
-Mogę mówić sama!
-Czy ty na prawdę jesteś... Nie! To nie możliwe! Nie możesz nią być!
-Ale nią jestem.
-Nie wierzę!
-Jednak taka jest prawda. Musisz ją zaakceptować, albo o mnie zapomnieć. Osobiście wolę, abyś wybrał tą drugą opcję. - powiedziałam beznamiętnie. Widząc twarz króla można z niej wyczytać, iż cała ta sytuacja irytuje go, przecież nie wie co dzieje się przed jego nosem.
 Za chwilę odbędzie się uczta. Jestem na nią zaproszona jako Morte. Należę do armii króla. Evendor chce mnie uroczyście przywitać w swoich szeregach. Obecnie będę zastępcą Leonarda i z nim wyruszę pojutrze na misję. Ma być jeszcze kilka osób, ale nie wdawałam się w szczegóły kto to będzie i tak z pewnością ich nie znam. O tym kim byłam za nim stałam się Śmiercią wie tylko Leonard, Aron i król. Monarcha uparł się, aby dowiedzieć się o mnie wszystkiego i stało się podobnie. Wie o mnie wiele, przynajmniej do czasu kiedy mieszkałam z moim ojcem. Moje życie przed tym gdy stałam się Śmiercią jest tajemnicą i nikt nie może jej poznać.
 Siedzę przy stole, w wielkiej, bogato zdobionej sali obok Arona. Kolory ścian są jasne, można by rzec, iż są pełne życia. Aron wciąż mi się przypatruje, jest teraz inny, gdy mnie zobaczył wyglądał na szczęśliwego, ale gdy teraz na niego patrze mam wrażenie, że wolałby gdybym nie żyła. Prawdę mówiąc to wolałabym nie żyć, czasem mam ochotę odpuścić sobie zemstę, ale nie mogę. Muszę wiedzieć co stało się z Revenem.
Przybył król, teraz oczy wszystkich, które jeszcze przed chwilą były  wpatrzone we mnie, powędrowały na postać monarchy. Evendor wstaje i prosi o uwagę.
-Zapewne wszyscy pamiętacie jak bardzo chciałem, aby Morte, o której krąży tyle plotek i która sieje większy strach w sercach ludzi niż którykolwiek z moich rycerzy dołączyła do naszej armii. - rozgadał się...-Mam wielką przyjemność, poinformować wszystkich tutaj zgromadzonych o tym, że Morte dołączyła do naszej armii. Właśnie dlatego, iż chciałem przekazać wam tę  wspaniałą nowinę, ucztę, która miała odbyć się na cześć moich wspaniałych żołnierzy przeniosłem na wieczór i zaprosiłem tyle osób ile tylko można. - nie dość,  że papla to jeszcze lizus i egoista. Ciągle tylko "moi", nie tak powinien przemawiać króla. - Morte pozwolisz na chwilę, na pewno wszyscy chcą cię zobaczyć. - jest tu chyba tylko jedna Morte... Wstaje i bez słowa idę w stronę Evendora. Patrzą na mnie dosłownie wszyscy, ich miny są bezcenne, a na twarzach dam dworu maluję się ogromne zaskoczenie. No tak, jak kobieta może walczyć i to do tego należeć do  wojska? Pewnie jeżeli znajdzie się jakaś odważna zada mi to pytanie.
 Siedzę obok Arona, mnóstwo osób tańczy, a reszta je lub pije.
-Chodźmy stąd. - Aron cały wieczór nie odezwał się do mnie słowem, a teraz che żebym z nim wyszła.
-Gdzie i po co?
-Musimy porozmawiać.
-Musimy? Nie sądzę. - mężczyzna irytuje się.
-Feniks proszę.
-Miałeś tak na mnie nie mówić!
-W takim razie chodź ze mną. - nic nie odpowiadam, wstaje i wychodzę z sali. Jestem na korytarzu, jego ściany są zdobione roślinnością, która pnie się aż po sam sufit i mimo, że to zostało namalowane wygląda jak prawdziwe. Mnóstwo tu obrazów i rzeźb. Słyszę kroki, to na pewno Aron. Dogania mnie.
-Chodź tędy. - łapie mnie za rękę.
-Dlaczego mam ciebie słuchać?!
-Szukałem  ciebie przez rok więc ty również możesz poświęcić mi trochę czasu. - nic nie mówię. Daje się mu prowadzić. Wchodzimy do jakiejś komnaty, zapewne należy do niego. Aron zamknął drzwi na klucz. Mężczyzna nic nie mówi, on tylko się na mnie patrzy.
-Chciałeś porozmawiać więc mów. - mam jeszcze dziś spotkać się z Erickiem.
-Co się stało przez te cztery lata? Dlaczego tak się zmieniłaś? - mówi to nie swoim głosem. Ten głos jest przepełniony bólem...
-Nic co powinno cię interesować, jeżeli chciałeś rozmawiać tylko o tym to mogę już iść.
-To co o tobie mówią to prawda?
-Tak. - jego twarz... Widać na niej smutek. Nie wiem czemu, ale jest mi go szkoda.
-Nie mogę w to uwierzyć. Brzydziłaś się rozlewem krwi.
-Dobrze powiedziane, czas przeszły, tak było, ale już nie jest.
-Czy dla mnie też musisz być taka?
-Czemu miałabym być dla ciebie inna? Nie jesteś wyjątkiem.
-Wiesz, byłem pewny, że jestem. Znamy się tyle lat... - przerywam mu.
-Dziewczyna, którą znałeś umarła rok temu. Muszę iść. - wychodzę zostawiając Arona samego, ale przed moimi oczami stoi on nadal, najbardziej w pamięci utkwiły mi jego smutne oczy. Czyżbym jednak miała sumienie? Nie, sumienie umarło wraz z Feniks, z dawną mną. Sumienie odeszło z Revenem.
 Wyszłam z zamku, zmierzam właśnie do stajni, w której miałam spotkać się z Erickiem. Wchodzę do budynku i widzę Ericka.
-Wyjaśnij mi wszystko!
-Nie tracisz czasu. - zaśmiał się.
-Mów.
-Jestem jego ojczymem. Szukam go od kilku lat. Jego matka bardzo za nim tęskni. Wiedziałem, że podróżujecie razem.
-Skąd?! - nie wiem co myśleć.
-Nie tylko ja go szukam, jeden z moich elfów znalazł was, Reven wiedział kim on jest, wściekł się i chciał go zabić po to, aby ten nic nikomu nie powiedział, ale ty wtedy byłaś inna, uprosiłaś go żeby darował życie mężczyźnie. Gdy Melof opowiadał mi o tym, nie mogłem uwierzyć, że masz taki wpływ na tego chłopaka. Pamiętasz to wydarzenie, prawda? Było to niecałe dwa lata temu. - doskonale to pamiętam.
-Tak, pamiętam.
-Chcesz wiedzieć coś jeszcze? - chce jak najszybciej zostać sama.
-Dlaczego Reven odszedł z domu?
-Reven miał dużo kłopotów, często wdawał się w różne awantury. Pewnego dnia po prostu zniknął.
-Co to za kłopoty?
-Myślisz, że komuś się zwierzał.
-A awantury?
-Awanturował się z każdym nawet z błahego powodu.
-Czemu?
-Nie wiem. - nic nie mówię. Odwracam się i odchodzę. - Zaczekaj!
-Czego chcesz?
-Mówiłem, że szukam Revena. Co się z nim dzieje.
-Nie wiem. Zapewne nie żyje.
-Co!?
-Zaatakowali nas gdy spaliśmy. Zabrali go. Nie zdradzę nikomu kim jesteś, ale teraz daj mi odejść.
-Kto to był?!
-Nie wiem.
-Jak ja powiem żonie, że nasz syn nie żyje - widzę smutek, rozpacz  bezradność i łzy, nie dziwie się Erickowi. Chwila, czy on powiedział "nasz syn"?
-Mówiłeś, że jesteś ojczymem Revena.
-Bo jestem, ale był dla mnie jak syn. - nic już nie mówię. Odchodzę.
 Siedzę na parapecie okna w mojej komnacie. Okno jest otwarte, do środka dostaje się chłód z zewnątrz. Niebo jest usłane gwiazdami. Wszystko jest takie ciche i spokojne. Mogłabym siedzieć tak godzinami. Żałuję, że spotkałam Ericka, nie powiedział mi on wiele, sprawił tylko, że wróciły wspomnienia, a razem z nimi ból. Nie jest on tak silny jak kiedyś, ale nadal odczuwalny. Erick zapewne będzie chciał wrócić do domu z samego rana.
Zastanawiam się jak to by było, gdyby Reven był przy mnie. Pamiętam jego słowa bardzo wyraźnie: "Gdy skończę sto lat, osiądziemy gdzieś i założymy rodzinę", zapytałam go dlaczego akurat wtedy, powiedział mi, że może do tego czasu on zmądrzeje, na co obydwoje zaczęliśmy się śmiać. Często o tym rozmawialiśmy przed jego zaginięciem lub śmiercią... Łza spływa mi po policzku, jestem sama, mogę sobie na to pozwolić. Kiedyś zadałam mu pytanie: "Jesteś pewny, że będę czekała na ciebie tyle lat? Wątpię, że ty kiedykolwiek zmądrzejesz." na te słowa się zaśmiał i powiedział, że nigdy nie pozwoli mi odejść. Ja jemu pozwoliłam. Nie dałam rady go uratować. Jak mogłam pozwolić im go zabrać. Co się z nim działo? Czy cierpiał? Zginął czy może nadal żyje?
Reven był bardzo specyficzną osobą, był oschły, zimny, wredny i chamski, ale gdy poznaliśmy się lepiej... Zakochałam się w nim. Kilka razy próbował mnie uwieść, ale po jakimś czasie przestał, zrozumiał, że jeszcze nie czas na to. Byliśmy szczęśliwi.
Przez rozmowę z Erickiem uświadomiłam sobie, że nie wiele wiem o Revenie. Wiem jaki był, ale nie znam jego przeszłości, nie wiele wiem o jego życiu.
 Słońce wschodzi, nawet nie zauważyłam, że siedzę tutaj tak długo. Położę się spać.
 Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstaje niechętnie z łóżka. Otwieram drzwi. To Aron.
-Czego chcesz?
-Powinnaś wstać, teraz są ćwiczenia. Jadłaś już?
-Nie.
-Ubierz się, zaczekam na ciebie.
-Chce ci się?
-Czekałem tyle czasu. - powiedział szeptem.
-Co? - podszedł do mnie. Próbował mnie pocałować, ale uderzyłam go w twarz. - Co ty sobie wyobrażasz?!
-Sam nie wiem! Może jestem idiotą i mam nadzieje, że dziewczyna, która znaczy dla mnie wiele wróci! - nie mogę uwierzyć w to co słyszę!
-Wyjdź! - wyszedł. Co on sobie wyobraża? Nie widzieliśmy się cztery lata.
 Kolejny dzień. Jestem w drodze do miasta, które jest atakowane przez ludzi. Miałam być na jakiejś misji z Leonardem, ale król zmienił zdanie i przydzielił mnie tutaj. Aron też tu jest. Od wczorajszego incydentu nie rozmawialiśmy, mimo, że obydwoje jedziemy nie daleko siebie. Za niecałą godzinę dotrzemy na miejsce. Zastanawiam się jak to możliwe, że ludzie dostali się w głąb naszego kraju niezauważeni, mogli podróżować lasami, ale one też się kończą. Zresztą to nie mój problem.
Nie wiem czemu w głowie mam nadal słowa Arona. Czekał na mnie. Nie wiem co to wszystko miało znaczyć, przecież był pewien, że nie żyje. Trzy lata temu znalazł jakiś trop, który na to wskazywał. Może powinnam z nim o tym porozmawiać, zapytać co takiego znalazł? Dlaczego dopiero teraz o tym pomyślałam? Podjeżdżam do chłopaka.
-Możemy porozmawiać?
-O czym? - jest na mnie zły.
-Na osobności.
-Zabawne, zauważ, że jest tu tyle osób. Porozmawiamy po bitwie.
-Skąd wiesz, że to przeżyjemy? - spojrzał na mnie. Wygląda teraz o wiele spokojniej.
-W takim razie uważaj na siebie. - przybliżył się do mnie, na tyle ile pozwala jazda na koniu. - Proszę. - wyszeptał. Odjechał. Co jeżeli on nie przeżyje? Nie wiem. Nie powinnam się tym przejmować, a jednak to robię, przecież byliśmy kiedyś przyjaciółmi.
 Widzę już miasto, atakują je oddziały ludzi, wdarli się do miasta, a zaatakowali kilka godzin temu. Dobrze, że stolica jest blisko tego miasta inaczej nie moglibyśmy im pomóc. Chociaż nie powinno mnie to tak cieszyć, są zdecydowanie za blisko stolicy. Nasze konie zaczynają galopować.
 Jesteśmy bardzo blisko miasta. Ludzie nas dostrzegli i przygotowują się do odparcia ataku. Nasi łucznicy zajmują pozycje i zaczynają ostrzelać wroga, mogłabym im pomóc, ale wolę walkę bezpośrednią. Atakujemy, walka rozpoczęła się na dobre. Zabijam kolejnych ludzi.
 Walka trwa już od godziny, wygrywamy. Wkrótce wszystko się zakończy, ludzie nie mają szans są osaczeni i zostało ich nie wiele. Ziemię ścielą ciała martwych ludzi i elfów. Kilka metrów przede mną widzę walczącego Arona, jest on otoczony. Mam nadzieję, że sobie poradzi. Pokonuję kolejnych napastników, widzę Arona, mężczyzna nie ma szans, co raz więcej osób zbiera się wokół niego. Biegnę w jego stronę, on długo nie wytrzyma. Boję się o niego. Dobiegam do niego. Walczę z jakimiś ludźmi, są dobrzy. Jeden z nich trafił mnie w ramię, na szczęście to tylko niegroźne zadrapanie. Aron odpiera atak, pomagam mu. Zostało już nie wielu walczących, a w okolicy sześćdziesięciu metrów od nas nie ma nikogo, wszyscy którzy tu byli skupili się na atakowaniu Arona i mnie. Podchodzę do mężczyzny. Jest on wykończony walką bardziej niż ja, ale to przecież głównie na mim się skupili.
-Jesteś ranny? - pytam. Uśmiecha się.
-Nie, a ty? - kłamie.
-Kłamczuch! Nic mi nie jest. - zaśmiał się.
-To dobrze. Martwiłem się o ciebie. - zaczyna schodzić na niebezpieczny grunt. Trzeba zmienić temat.
-O Śmierć nie trzeba się martwić. - posmutniał.
-Mam nadzieję, że kiedyś przestaniesz tak na siebie mówić. Chodźmy pomóc reszcie rozprawić się z tymi, którzy zostali. - on nie może tam iść!
-Nie dasz rady, jesteś za słaby.
-Poradzę sobie. - poszedł. Jaki on jest uparty! Idę za nim, nie zostawię go samego.
-Uważaj! - krzyknął. Stanął przede mną. Upada na ziemię. Z jego ciała wystaje strzała! Nie! Widzę kogoś z łukiem. Rzucam się na niego i zabijam. Biegnę do Arona. Stracił przytomność czy może nie żyje?! Czemu ten idiota nie chodzie w zbroi?!
-Aron! Wstawaj! Słyszysz?! Musisz żyć idioto! Wstawaj!

------------------------------------
I jak?
Czekam na opinie.