czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział XV

   To Erick! Obydwoje jesteśmy zaskoczeni tym spotkaniem. Do sali wbiegają strażnicy, których musiałam delikatnie poturbować aby dostać się do ich pana.
-Mógłbyś ich uspokoić, nie chcę im nic zrobić. - gestem dłoni Erick kazał opuścić pomieszczenie swoim podwładnym. Zaraz.. Skoro Erick jest panem tego dworu, to jego synem jest Reven. To on nie chciał przyjąć Arona! Zabiję go gdy wpadnie w moje ręce! - Gdzie Reven!?
-Mogłabyś grzeczniej? - nic nie mówię, teraz mam tylko ochotę rozszarpać chłopaka. - Wyruszył do stolicy. Do ciebie.
-Do mnie?! On ma żonę!
-Ale chciał z tobą uciec.
-I pozwoliłeś mu na to?
-Żeby go przed tym powstrzymać musiałbym go zabić. - co to ma być?! Co się tu dzieje!? Może Reven nie jest taki zły jak myślałam? - Wiele się zmieniło Morte. Podobno już nie zabijasz?
-Nie. Nie zabijam. - przypomniał mi się cel mojej wizyty. - Możesz mi pomóc?
-Jak? - sądziłam, że nie będzie nawet chciał słyszeć o pomocy mi.
-Potrzebuję odtrutki. - wytłumaczyłam Erick'owi na czym polega działanie trucizny. Jednak sądząc po jego minie nie jest on skory do pomocy.
-Morte...
-Feniks. - poprawiłam. Mężczyzna uśmiechnął się.
-Tak więc Feniks. - westchnął. - Pomógłbym ci, ale to niestety w twoim wypadku nie jest możliwe. Żadna odtrutka ci nie pomoże. Jesteś elfem. Przykro mi.
-Jestem ehominis. - nagle dotarło do mnie, że stąd są moje wrodzone zdolności do walki, szybka regeneracja, wszystko działo się tak szybko, że nawet nie przeszło mi to przez myśl.
-Jak to?! - wzruszyłam ramionami.
-Ojciec powiedział mi o tym nie dawno.
-Zaraz dostaniesz swój lek. - będę żyła! Odzyskałam ojca, brata, wspomnienia i Arona!


***
  Dotarłam do lasu, widzę ogień. Mój koń zaczął wariować. Zsiadłam z wierzchowca i zaczęłam biec. To pali się dom mojego ojca! Słyszę uderzenia mieczy. Biegnę w stronę dźwięku. To Reven i Kendall!
-Miałeś być w stolicy kochanie. - mój głos był przesiąknięty jadem do granic możliwości. Kendall jest zszokowany moimi słowami. Wyjęłam miecz i zbliżyłam się do Revena. - Będziesz ostatnią osobą, którą zabiję.

czwartek, 24 lipca 2014

Przepraszam

Bardzo was przepraszam, że nie dodawałam rozdziałów, wyjechałam na wakacje, decyzja była spontaniczna i nie miałam dostępu do bloga. Nie wiem kiedy dokładnie pojawi się następna notka. Zjawi się w ciągu dwóch tygodni, może być nawet za dwa dni, ale również za czternaście...  Dokładnie nie mogę powiedzieć...

sobota, 12 lipca 2014

Uwaga!

Dużo piszę tych uwag.
W tej nie będzie nic strasznego, dodawałam ostatnio prolog nowego opowiadania, teraz mam już zwiastun.
Obejrzyjcie do końca, bo właśnie na końcu dzieje się najwięcej.
Od razu mówię, że postacie w zwiastunie zostały zmienione, w opowiadaniu są to zupełnie inne osoby, jeżeli chcecie zobaczyć jakie wejdźcie w zakładkę bohaterowie na blogu Nowe "życie".




czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział XIV

Aby przeczytać cały rozdział wciśnij: "Czytaj więcej"
--------------------------

 Upadam na ziemię i to nie przez zawroty głowy, a za sprawą ciężaru ciała mojego brata, który to właśnie się na mnie rzucił. Wstał ze mnie. Nie mam ochoty przed nim uciekać. Siadam na ziemi, Kendall dołącza do mnie i obejmuje ramieniem. Opieram swoją głowę o niego.
-To nie powinno się tak skończyć. Powinno być szczęśliwe zakończenie, takie jak w bajkach, które opowiadaliście mi z tatą. - mówię jak mała dziewczynka.
-Wiem. To się tak nie skończy. Nie może. Jesteś moją siostrą. Nasza rodzina zawsze pakuje się w kłopoty, ale za każdym razem z tego wychodzimy. Tym razem też tak będzie.
-Sam w to nie wierzysz... Nasz ojciec był doradcą króla, a mimo to uciekłeś z jego córką. Wiedziałeś, że tylko w ten sposób będziecie mogli być razem. - Kendall nic nie mówi. - Jakim cudem Aron znalazł się aż tutaj?
-Zmierzaliście do dworu, prawda?
-Tak.
-Zwożą tam rannych. Pewna kobieta przywiozła Arona, aż tutaj. Jak się później okazało, ta kobieta myślała, że Aron to jej mąż i stąd jej poświęcenie. Zwariowała. Zapewne wojna odebrała jej męża. W organizmie Arona znajdowała się silna trucizna, dostała się tam przez ranę zadaną mieczem. Syn pana tutejszego dworu wyrzucił ją i Arona. Psychol. - ostatnie słowo powiedział z kpiną.
-Co to była za trucizna?
-Co jakiś czas Aron tracił przez nią przytomność. W jednej chwili tryskał energią i mówił, że wraca do stolicy, a zanim przekroczył próg domu leżał na ziemi plackiem. - zaśmiałam się. - Co cię tak bawi?
-Chciałabym zobaczyć takiego bezbronnego Arona. - tym razem obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
-Ciekawy widok muszę przyznać.
-Cieszę się, że tu jestem. Choć na te kilka dni.
-Nie mów tak. Będziesz żyła. Pamiętasz co ci obiecywałem gdy byłaś mała?
-Że zawsze będziesz mnie chronił.
-Nie wywiązałem się z obietnicy, ale teraz nie pozwolę żeby stała ci się krzywda.
-Wiesz, że to niemożliwe, ale i tak cię kocham. - pocałowałam brata w policzek, na co on się uśmiechnął, ale jego oczy są smutne, on wie, że odchodzę. - Wiesz, walczysz lepiej ode mnie, ale kłamać to ty nie potrafisz. Mogłabym cię tego nauczyć, bo przez ostatni rok prawie wszystko co mówiłam było kłamstwem.

***
 Weszłam z Kendall'em do domu. Nie wiem czemu, ale mój ojciec był szczęśliwy. Mój brat był tym tak samo zdumiony jak ja.
-Dobrze, że już jesteście. - powiedział tata. - Trucizna, którą ci podano jest śmiertelna dla elfa, ale ty jesteś ehominis, jesteście najsilniejszymi istotami. Leonard i Aron pojechali szukać ziół, ale nie wiem czy zdążą je odnaleźć więc musisz udać się do dworu. Jego pan również jest ehominis. Powinien ci pomóc. - nie wierzę w to co słyszę! Mogę żyć. Na twarzy mojej i Kendall'a pojawiły się ogromne uśmiechy, jednak długo nie pozwoliłam im patrzeć na mój. Wybiegłam z domu i dosiadłam konia. Kieruję się w stronę dworu. Nie mogę uwierzyć w to co się dzieje! Jest szansa, że będę żyła! To wszystko stało się tak szybko. Odzyskałam brata i ojca, nie miałam nawet czasu zrobić awantury Leonardowi za to, iż nie powiedział mi o nich. Mam po co żyć. Odzyskałam rodzinę i Arona. Tylko co teraz z nami będzie? Ojciec i Kendall na pewno nie wrócą do domu... A ja i Aron? Kocham go, ale czy powinniśmy być razem? Jeszcze niedawno chciałam pozabijać wszystkich z powodu Revena. Czy to ze mną jest coś nie tak? Nie potrafię kochać? Gdy pojawiają się problemy od razu rezygnuję. Kocham Arona, ale czy będę z nim na zawsze?
 Jestem na miejscu. Zmierzam do sali, w której znajduje się pan tego o to dobytku. Widok, który zastaję sprawia, że nie mogę się ruszyć.

------------------------
Wiem, rozdział jest bardzo krótki, ale nie miałam czasu, żeby napisać więcej.
Proszę komentujcie.
Jak myślicie kogo zobaczyła Feniks?

wtorek, 8 lipca 2014

Uwaga!

"Zabijanie mam we krwi" zaczyna się powoli kończyć, tak więc piszę kolejne pt. Nowe "życie" Będą w nim wampiry :) Kto chętny niech klika na tytuł opowiadania, a teraz dam prolog.

 Młoda wampirzyca usiadła na łóżku w swoim nowym pokoju. Panowała tu cisza i spokój. Ponownie dotarło do dziewczyny to jak bardzo jest samotna. Po za fortuną, którą odziedziczyła, wspomnieniami i bólem nie ma nic. Evelyn nie może pogodzić się z tym kim się stała. Dziewczyna od roku jest wampirem. Nie potrafi już płakać, ale gdyby nadal to umiała na pewno teraz by to robiła. Przypomniał się jej dom w Miami. Pierwsza przeprowadzka. Miała wtedy dwanaście lat. Do pełni szczęścia brakowało jej tylko matki, która zmarła na raka, mimo to, dzień przeprowadzki był dla niej wyjątkowy. Jej brat - Louis powtarzał jej, że to nowy etap życia, że od teraz wszystko będzie dobrze. I tak było. Do czasu... Jej ojciec i rodzeństwo zginęli w katastrofie lotniczej. Ich samolot rozbił się gdzieś na morzu. Wtedy cały świat Evelyn legł w gruzach, a później... Było tylko gorzej.
-Nowy etap życia braciszku. - powiedziała ze sztucznym uśmiechem dziewczyna. Wstała z łóżka i rozejrzała się po pokoju. Jego ściany były w czerwono - srebrnych kolorach, wszędzie były zdjęcia jej rodziny. Ev spojrzała na jedno z nich. Był tam jej brat. - Nawet nie mogłam cię pochować. - powiedziała smutno dziewczyna. - Zamiast iść na twój grób gadam do zdjęcia. - Ev bolało to, że nie mogła pochować swojej rodziny. Szczątki samolotu, który się rozbił nie zostały odnalezione.
 Dziewczyna założyła czarną kurtkę, na ramię zawiesiła torbę w tym samym kolorze. Dziś pierwszy dzień w szkole. - pomyślała. Wyszła z domu i wsiadła do samochodu, jednak po chwili zrezygnowała z jazdy nim. Wyrobią sobie o mnie zajebiste zdanie. -  pomyślała ironicznie, po czym opuściła samochód. Ustała obok auta i chwile mu się przyglądała. Ruszyła w drogę do szkoły. Tata i Louis cię ubóstwiali. - na tę myśl uśmiechnęła się. Dziewczynę z rozmyślań wyrwał dźwięk klaksonu, jednak nie zwracała uwagi na osobę, której wzięło się na żarty. Szła dalej przed siebie myśląc o  ojcu, który był prawnikiem, samochody były jego pasją. Pięć lat temu kupił samochód, który Evelyn ściągnęła tutaj aż z Miami, zrobiła to dlatego, że czuła do niego sentyment, wiązało się z nim wiele wspaniałych chwil spędzonych z bratem i ojcem. Jej siostra - Alex tak samo jak jej matka bała się szybkiej jazdy, z Evelyn było tak samo, ale po jakimś czasie ją pokochała i mimo prędkości czuła się bezpieczna, bo kojarzyła jej się z Louis'em i ojcem.
 Dziewczyna dotarła do budynku szkoły. Mimo, iż Bar Harbor liczyło tylko około sześciu tysięcy mieszkańców, to szkoła była naprawdę duża. Na zewnątrz wyglądała zwyczajnie, był tu parking dla starszych uczniów. Ev nigdzie nie widziała samochodu równie drogiego co jej, cieszyła się w duchu, że nie przyjechała tu nim i tak wystarczająco różni się od innych. Nie chodzi tu tylko o to kim jest, bo po za nią i tymi, którzy próbowali ją zabić nikt o tym nie wie, ale o tatuaże, których ma dosyć sporo i kolczyki których ma mnóstwo.
Dziewczyna myślała, że będzie to całkiem zwyczajny dzień, jednak myliła się, do nozdrzy Evelyn dotarł zapach, który tak bardzo kocha i jednocześnie nienawidzi, który ma nad nią ogromną władzę. Dziewczyna w ostatniej chwili opamiętała się i weszła do szkoły, a następnie odnalazła pustą klasę, zamknęła ją i  wyjęła z torby butelkę z czerwonym płynem. Gdy ostatnie krople cieczy znalazły się na ustach Evelyn, dziewczyna poczuła, że jej głód został zaspokojony. Przez chwilę na jej twarzy gościł uśmiech, ale nie trwało to długo, nastolatka nienawidziła siebie za to co robi. Ev opuściła pomieszczenie, w którym unosiła się metaliczna woń krwi i poszła do sekretariatu odebrać plan zajęć, jak się okazało musiała wrócić do tej samej klasy. Wszyscy zajęli już miejsca, dziewczynie pozostało usiąść obok blondynki. Czy ona ma ADHD - przeszło przez myśli Evelyn, gdy patrzyła na dziewczynę, z którą dzieliła ławkę i która zachowywała się najzwyczajniej mówiąc dziwnie. Do pomieszczenia wszedł młody nauczyciel. Ev zaczęła się niepokoić, ponieważ to zapach jego krwi czuła przed szkołą.


Porsche Panamera - samochód Evelyn

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział XIII

--------------------------
To powinien być najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
Odzyskałam ich wszystkich tylko po to, aby ich stracić.
--------------------------


 Nie odpowiedział tylko zaczął jechać. Jesteśmy w lesie. O co tu chodzi?! Mężczyzna zwalnia i schodzi z konia. Mam dość! Rzucam się na niego. Zaczynamy walczyć, jeszcze nigdy nie przyszło mi to tak trudno i nie jest to skutkiem trucizny lecz umiejętnościami blondyna. Leżę na ziemi.
-Przykro mi siostrzyczko, ale mam od ciebie większą wprawę. - powiedział z uśmiechem. O co mu chodzi?! Jest nienormalny! Dlaczego nazwał mnie siostrą!? Usłyszałam skrzypienie drzwi. Dopiero zauważyłam, że jesteśmy przed jakimś domem, całkiem okazałym domem.
-Kendall'u, dość. - z domu wyszedł jakiś mężczyzna. Nie wiem czemu, ale blondyn go posłuchał. Może to jego ojciec. Czemu mam wrażenie, że znam skądś tego mężczyznę? Z domu wyszedł Aron. Rzuciłam mu się na szyję. Nic się dla mnie nie liczy, całuję chłopaka.W tym momencie jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Kocham go. Jestem tego pewna. Dlaczego akurat teraz muszę odejść?
-Felix. Byłem pewny, że nie żyjesz! Nie poznałem Kendall'a. Dlaczego nie wracasz do domu?! - odrywam się od Arona. Jestem w szoku, że Leonarda stać na coś takiego jak krzyk.
-To wszystko jest bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. Wejdźmy do środka.
-O co tu chodzi? - nikt mi nie odpowiada. Wchodzimy do budynku, Felix prowadzi nas do dużego pokoju i pierwsze co rzuca mi się w oczy to ogromny portret wiszący na ścianie. Znajduje się na nim Felix i ja? Dziecko na zdjęciu ma około dziewięciu lat. To nie mogę być ja! - Co się tu dzieje!?
-Feniks uspokój się! Pamiętaj ile ci zostało i czym są dla ciebie nerwy. - Leonard ma rację. Próbuję się uspokoić, wszyscy się na nas patrzą.
-Wyjaśnijcie mi to wszystko i to tak szybko jak się da.
-Co jej jest? - zapytał Felix.
-Felix'ie powiedz jej o wszystkim. Potem ona powie ci o co chodzi. - Leonard i Felix muszą się dobrze znać.
-Poznajesz ten portret prawda? - nic nie odpowiedziałam. - Byłaś bardzo ruchliwym dzieckiem i malarz miał trudne zadanie z namalowaniem cię. Postawiłaś mu warunek, że będziesz grzeczna, ale ja mam być razem z tobą na obrazie. Zawsze miałaś charakterek. Jesteś do mnie podobna kochanie. - z moich oczu zaczynają płynąć łzy. Zaczęłam sobie przypominać.
-Dlaczego mnie mu oddałeś!? Byłam z tobą szczęśliwa! Dlaczego o tobie zapomniałam!? - zaczęłam szlochać.
-Feniks! - to Leonard, tylko on wie czym grożą moje wybuchy złości.
-Twój brat i ty jesteście tacy sami. Kendall nadepnął na odcisk niebezpiecznym osobom. - Aron mnie przytula, ale nie wie co się dzieje. - Chciałem żebyś była bezpieczna.
-Wybacz, że zabrałem ci ojca. - jemu jest naprawdę przykro. Wróciły mi wspomnienia z dzieciństwa. Pamiętam, że Kendall był zawsze przy mnie. Był moim starszym bratem. Kochałam go. Odeszłam od Arona i przytuliłam mojego brata. Mój brat...
-Tęskniłem siostrzyczko. - wyszeptał mi do ucha. - Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Wiem Kendall. Wiem.
-Tato, dlaczego ja o wszystkim zapomniałam?
-Są zioła, które potrafią zamazać wspomnienia. To bardzo silna mieszanka i działa tylko na ehominis. Można cofnąć ich działanie przez silny szok.
-Co?! - powiedziałam równocześnie z Aronem.
-Feniks, wasza matka była człowiekiem. Nie pamiętasz jej, bo zmarła zaraz po porodzie.
-Przynoszę śmierć.
-To nie twoja wina.
-Tato! Ona umarła po tym jak mnie urodziła! Ty w ogóle wiesz kim jestem!? Słyszałeś  o Morte, albo o Śmierci!? To ja. - mój ojciec i brat są zaskoczeni.
-Już nią nie jesteś. - powiedział Leonard.
-Ale byłam. Odzyskałam brata, ojca i Arona. To powinien być najlepszy dzień w moim życiu.
-Feniks o czym ty mówisz? - zapytał mój tata. Mój tatuś. Tak bardzo go kochałam, teraz to uczucie wróciło. Vincent był jego przyjacielem... Fałszywym...
-W jakie kłopoty się wpakowałeś? - to pytanie skierowałam do mojego braciszka. Odzyskałam ich na chwilę przed śmiercią, teraz będzie mi trudniej odejść
-Wiesz, że mam taki sam charakter jak ty. - powiedział z uśmiechem. - Jesteśmy tacy sami Feniks, różnimy się tylko wyglądem. - ja jestem podobna do ojca więc on musi być podobny do matki. Blondynek. Uśmiechnęłam się. - Naraziłem się wpływowym ludziom.
-Jednym słowem twój braciszek się zakochał i uciekł z domu ze swoją ukochaną, nic złego by w tym nie było, gdyby nie była ona córką króla. - powiedział mój ojciec. Ja, Aron i Leonard zastygliśmy w bezruchu.
-Córka króla nie żyje. - powiedział Leonard, ja wcale nie wiedziałam, że Evendor miał córkę.
-Właśnie. - odparł smutno mój brat. Wiedzę w jego oczach pojedyncze łzy. Musiał bardzo ją kochać. Ponownie go przytuliłam.
-Wracając do sceny przed domem, to nie wiedziałem, że gościłem szwagra. - powiedział z uśmiechem.
-Nie będzie twoim szwagrem. - powiedziałam smutno, a do moich oczu napłynęły łzy. Spojrzałam na Arona, moje słowa go zabolały. - Nie przeżyję trzech dni. - powiedziałam cicho. Wszyscy po za Leonardem zaczęli pytać o czym mówię. Zebrałam w sobie resztki sił. - Jakiś czas temu, ktoś podał mi truciznę. Zostały mi trzy dni życia. - powiedziawszy to wybiegłam z domu.


Kendall






Felix



-----------------------------------------
Opowiadanie wkrótce się skończy.




czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział XII

---------------------------
Uważaj czego sobie życzysz...
---------------------------

-Co ty tu robisz? - odzyskałam głos. Mogłabym zacząć na niego wrzeszczeć, ale szkoda mi na niego czasu, muszę odnaleźć Arona.
-Nie mogę odwiedzić własnej córki? - rozumiem, że było to pytanie retoryczne, a nawet jeśli nie, to nie zamierzam mu odpowiadać. Podnoszę się. Udało mi się! Odzyskałam siły, mogę szukać Arona. Idę się przebrać i wziąć broń. - Mogę wiedzieć gdzie się wybierasz?
-Od kiedy to cie interesuje. - odparłam oschle. - Widziałeś Leonarda?
-Ty nie odpowiadasz mi, a ja mam odpowiadać tobie. - zaśmiała się. Nienawidzę go! Ktoś wchodzi do komnaty. To król, Leonard i ktoś jeszcze, ale nie wiem kto to.
-Witaj Morte, obawiam się, że nie wyruszysz już na żadną misję. - zaczął król. - Szukałaś Leonarda, przyprowadziłem go do ciebie lecz robiąc to nie sądziłem, że już się obudziłaś. Twój ojciec bardzo się o ciebie martwił. - on?! Doprawdy, świetny z niego aktor!
-Nie wyruszam na misję, jadę szukać Arona.
-Więc jednak nie majaczyłaś. - czemu niby miałam majaczyć.
-Skąd pomysł, że majaczyłam?
-Co z moim synem Feniks. - i co ja mam mu powiedzieć, do moich oczu podchodzą łzy. Przed oczami mam upadającego na ziemię Arona, nasz pocałunek i znów ciemność.

***
 Budzę się po raz kolejny, za każdym razem jest to coraz trudniejsze. Obok mojego łoża siedzi mężczyzna, ten sam, który przyszedł tu wcześniej z Leonardem i Evendorem.
-Obudziłaś się. Muszę przyznać, że masz silny organizm.
-Bardzo silny. Co chwilę tracę przytomność. Kim pan w ogóle jest?
-Jestem lekarzem. Król mówił, że dla nikogo nie masz szacunku, mylił się. - elf uśmiechnął się.
-Mam dla tych, którzy na niego zasługują. Co mi jest?
-Niestety mam złe wieści. - zaczął smutnym głosem.
-Niech pan po prostu to powie, bo i do pana stracę szacunek. - mężczyzna ponownie się uśmiechnął. Co z nim? Istnieje dla niego coś takiego jak limit uśmiechów?
-Dobrze. Ktoś musiał podać ci środek, który dla elfa jest śmiertelny. Niestety stało się to najprawdopodobniej gdy byłaś w zamku.
-Czyli trucizna. Ile mi zostało?
-Trucizna, ale dość specyficzna. A ile ci zostało? Cóż to zależy. Nie wiemy jak dużą dawkę trucizny dostałaś, ale przypuszczam, że nie przeżyjesz miesiąca. - w końcu nadejdzie śmierć. Tak bardzo jej pragnęłam, ale teraz... Teraz miałabym po co żyć. Aron... Kocham go. Dlaczego dotarło to do mnie tak późno?! Gdybym wiedziała wcześniej, że go kocham, to nie doszłoby do tego wszystkiego! W Revenie zawsze szukałam Arona, ale nigdy się do tego nie przyznawałam. Oczy mnie pieką, ponownie zaczynam płakać. Dlaczego zrobiłam się taka słaba?! Dlaczego!? Jestem taka jak dawniej... Taka jaką pokochał Aron... Ta myśl powoduje, że z moich oczu polał się potok łez. - Uspokój się! To nerwy cię zabijają. Jeżeli dalej będziesz się tak denerwować nie przeżyjesz nawet tego tygodnia.
-Uspokoję pana. Co noc budzę się z krzykiem. Może pan powidzieć mojemu ojcu, żeby zaczął szykować pogrzeb. - te słowa zaskoczyły mężczyznę. Dlaczego to powiedziałam? - Nie boję się śmierci. Chcę tylko odnaleźć Arona. Niech pan sprowadzi tu Leonarda.
-Nie powinienem, ale zrobię to. 
-Tylko niech przyjedzie tu sam. - mężczyzna skinął głową, po czym opuścił komnatę. Przebieram się i biorę broń. Słyszę otwierające się drzwi i kroki. To Leonard.
-Lekarz powiedział nam jak działa trucizna, którą dostałaś. Przykro mi. Proszę cię powiedz co z moim synem. - łzy napływają mi do oczu. Nie mogę pogodzić się z tym co się stało. - Uspokój się. Wiesz, że nie możesz się denerwować.
-Łatwo powiedzieć! Aron zaginął! Musi mi pan pomóc go odnaleźć.
-Jak to zaginął!?
-To moja wina. Uratował mi życie, ale... - znów płaczę. To wszystko przewija mi się przed oczami. Nie mogę nad sobą zapanować.
-To wszystko co powiedziałaś Evendorowi to prawda?
-Tak.
-Trzeba zacząć szukać go jak najszybciej.
-Ja za chwilę wyruszam. Niech pan jedzie ze mną.
-Dobrze. Zaczekaj chwilę.

***
 Pogoda się na nas obraziła. Wiele zimny wiatr, a słońce zasłaniają chmury. Byliśmy już w wiosce Fif i uregulowałam długi. Jedziemy w ciszy. W przeciwieństwie do mnie Leonard trzeźwo myśli. Najpierw udamy się do granicy, nieopodal niej mieszka znachor, możliwe, że to u niego będzie Aron. Staram się nie myśleć o chłopaku, bo wiem, że trucizna uaktywnia się, gdy moje serce bije szybko. Nie mogę się denerwować, bo to przyśpieszy moją śmierć, a przed tym muszę odnaleźć Arona. Chcę się z nim pożegnać. Co ja mówię! Nie chcę się z nim żegnać, nie chcę go opuszczać! Chcę być przy nim! Kocham go. Dlaczego dotarło to do mnie tak późno!?

***
 Zostały mi trzy dni życia. Byłam już z Leonardem chyba wszędzie. Został nam do sprawdzenia jeden dwór, w którym opiekują się chorymi wojownikami, jeżeli Aron tam był, to na pewno dawno opuścił to miejsce, ale przynajmniej dowiemy się czy tam był. Leonard od tygodnia próbuje mnie przekonać, abym wróciła do domu i pożegnała się z ojcem, ale teraz nawet gdybym zmieniła zdanie sam powrót do domu zająłby mi kilka dni. Muszę wiedzieć czy Aron żyje, jego ojciec już dawno odgadł, że go kocham, powiedział mi o tym w pierwszych dniach naszej podróży, od kiedy tak łatwo jest mnie przejrzeć?

***
 Do dworu dotrzemy za dwie godziny. Pogoda nie dopisuje, jak zawsze ostatnio... Niebo zakrywają chmury i wieje wiatr. Ciekawe co będzie gdy umrę? Co wtedy się stanie? Ktoś zmierza w naszą stronę.
-Posłuchaj mnie Feniks. Nalegałem na twój powrót do domu, bo powinnaś poznać prawdę przed śmiercią. To wszystko jest zupełnie inne niż ci się wydaje. Nic nie wiesz. Wolałem, żeby powiedział ci to Vincent, ale  to ja będę musiał to zrobić.
-O czym pan mówi!? - przestał mnie słuchać i wpatruje się w zmierzającego w naszą stronę elfa.
-Wydaje mi się, że jednak nie ja ci to powiem. - elf zatrzymuje się. To wysoki blondyn. Kogoś mi przypomina. Musiałam go już kiedyś spotkać. Kim on jest?
-Pojedziesz ze mną. - te słowa skierował do mnie. - Ojciec ucieszy się na wasz widok.
-O co tu chodzi?! Kim jesteś?! Czego ode mnie chcesz?!


------------------------
Zabijecie mnie za to :) ???
Czekam na komentarze. Im więcej ich napiszecie tym szybciej pojawi się rozdział. Może będzie to już ostatni... :)
Spodziewam się, że ktoś będzie szykował zamach na moje życie, ale nie boję się śmierci.

środa, 2 lipca 2014

Rozdział XI

---------------------
Najgorszy nie jest ból.
najgorsza jest niewiedza i bezsilność.
----------------------

 Otwieram oczy. Gdzie ja jestem? Próbuje wstać, udało mi się to. Dopiero zaczynam myśleć. Moje ręce są zakute kajdanami. Zostałam zamknięta w celi! Co z Aronem!? Gdzie on jest?! Muszę się stąd wydostać! Nie! On umarł! To moja wina! Zaczynam płakać! Ktoś tu idzie. Ocieram łzy.
-W końcu się obudziłaś. - powiedział z uśmiechem gruby mężczyzna. To człowiek. - Spałaś dwa dni. Żryj!
-Gdzie jestem!? Skąd się tu wzięłam i gdzie mężczyzna, który był ze mną?!
-O proszę. - jego uśmiech jest taki złośliwy. Mam ochotę się na niego rzucić! - Wszyscy zginęli. Podejrzewam, że twój chłoptaś to ten bez zbroi, on też nie żyje. - nie! - Płaczesz? Jednak Morte ma uczucia. Jesteś w burdelu skarbie, a że wy elfy żyjecie wiecznie to ty zostaniesz tu na zawsze. Za żadną dziwkę nie dostanę tyle złota co za ciebie. - odszedł. Ponownie zaczynam płakać. Nie użalam się nad sobą, wystarczy, że nie będę jeść, umrę bez problemu. Nie mogę uwierzyć w to, że Aron nie żyje! Gdyby nie ja, nie doszłoby do tego!
 Przez okna zasłonięte kratami dostaję się światło. Muszę uciec, może Aron jeszcze żyje. Widziałam jak umiera, ale muszę sprawdzić, czy naprawdę zginął. Nie postąpię tak jak Reven. Może ktoś znalazł Arona. Sama w to wszystko nie wierzę... Jednak muszę spróbować, jeżeli nie znajdę ciała Arona, to możliwe, że ktoś go uratował  i chłopak żyje. Zjadłam dane mi jedzenie, podobno klienci już się o mnie licytuję. Licytują się o Śmierć. Zginą. W moim kraju nie ma czegoś takiego jak burdele, ale tu niestety jest inaczej.

***
 Obok mnie stoi dobrze zbudowany mężczyzna, jest ode mnie starszy. "Kupił" mnie na godzinę. Idiota zamknął się w pokoju ze Śmiecią mając przy sobie broń. Wolałabym zrobić to moją, ale nie mam jej przy sobie. Człowiek zaczyna dotykać moje ciało i całować po szyi, robi mi się niedobrze... Mężczyzna za pasem ma schowany nóż, który wyciągam tak zręcznie, że nawet tego nie poczuł. Wbijam przedmiot w serce mężczyzny jednocześnie zakrywając jego usta, aby nikt go nie usłyszał. Mężczyzna osuwa się na ziemię, aby przyśpieszyć jego śmierć rozcinam mu aortę na szyi. Człowiek nie żyje. Zabieram jego miecz. Nastał środek nocy. Wychodzę z pokoju, na korytarzu nie ma nikogo, mam przy sobie nóż i miecz mężczyzny, którego zabiłam. Idę po moją broń, widziałam ją gdy zostałam prowadzona do pomieszczenia, z którego uciekłam.
 Zabrałam moją broń, uciekam oknem. Widzę stajnię. Zabrałam konia i jadę galopem przed siebie. Jak dotrzeć do granicy?! Muszę przeczekać do rana i kogoś o to zapytać. Nie mogę czekać tak długo, mam szczęście, że udało mi się uciec stamtąd nie spotykając nikogo! Wejdę do jakiegoś domu, obudzę kogoś, kto powie mi jak dotrzeć do granicy.

***
 Zrobiłam tak jak planowałam. Weszłam do jakiejś chaty i obudziłam kobietę, kazałam jej, aby wskazała mi drogę i powiedziałam, że jeżeli mnie okłamie wrócę tu i zabiję ją oraz jej rodzinę. Nie zrobiłabym tego, ale moja groźba przyniosła oczekiwane przeze mnie efekty. Dojeżdżam do miejsca w, którym zaczyna się las. Podróżowanie tędy nocą jest nie bezpieczne, pełno tu dzikich zwierząt. Nie mam innego wyjścia, muszę jechać tędy, jeżeli nie chcę zostać złapana. Jaka ja jestem głupia! Właśnie uświadomiłam sobie, że zwierzęta mogły zająć się ciałami martwych! Poganiam konia, muszę dostać się tam jak najszybciej!

***
 Dotarłam na miejsce. Ciała martwych są nie tknięte! Jak to możliwe?! Nie ma nigdzie ciała Arona! Nie ma żadnych śladów jego obecności! Ktoś musiał go stąd zabrać! Tylko kto!? Gdzie mam zacząć go szukać?! Zaczynam płakać. Jeżeli go nie znajdę... Tylko co robić?! Może powinnam powiadomić Leonarda, on na pewno przyłączy się do poszukiwań, a szanse na odnalezienie Arona wzrosną! Muszę wracać na zamek!

***
 Dotarłam do wioski nie daleko zamku. Nie dam rady dalej jechać, mój koń już do niczego się nie nadaję, muszę gdzieś się zatrzymać, zjeść coś i przespać choć dwie godziny. Nie mam przy sobie pieniędzy, ale elfy tutaj wiedzą doskonale kim jestem. Później zapłacę im za pomoc. Nie wiem jak Aron mógł szukać mnie przez rok. Jeżeli mi przyjdzie szukać go tak długo to zwariuję.

***
 Zatrzymałam się w domu samotnej kobiety, była bardzo życzliwa. Teraz udam się w dalszą drogę. Idę przez wioskę. Fif - bo tak miała na imię kobieta, która mi pomogła, powiedziała, że na jaj końcu mieszka elf, który może mi sprzedać konia. Nie mam pieniędzy i gdyby nie fakt, że muszę znaleźć Arona na pewno nie brałabym konia na kredyt. Będę musiała tu wrócić i oddać pieniądze.

***
 Dojeżdżam do zamku. Zsiadam z konia i nie tracąc czasu na prowadzenie go do stajni zostawiam go na placu, a sama wbiegam do budowli. Szukam Leonarda, ale nigdzie go nie ma. Robi mi się ciemno przed oczami. Tracę kontrole nad własnym ciałem.

***
 Otwieram oczy, jestem w mojej komnacie. Ktoś tutaj stoi.
-O Morte, obudziłaś się. - to król. Nienawidzę go! Egoista!
-Najwyraźniej. Gdzie Leonard?
-Zemdlałaś z wycieńczenia i z nerwów więc nie unoś się i odpoczywaj. - powiedział przesłodzonym głosem zupełnie ta, jak gdyby to go obchodziło.
-Nie proszę o rady. Muszę się zobaczyć z Leonardem!
-Nie ma go.
-Więc gdzie jest?!
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?!
-Nie zapominaj do kogo się odzywasz! Moja cierpliwość też ma swoje granice.
-Doskonale wiem do kogo się odzywam. - mówiąc to mój głos był przesycony nienawiścią. Nie planowałam tego.
-Dosyć! Straż! Zabrać ją do lochów na dwa dni! Musisz nauczyć się pokory!
-Muszę odnaleźć Arona! - strażnicy podchodzą do mnie i zwlekają z łoża, nawet nie mam siły nic zrobić.
-Zaczekajcie. - nie daję nawet rady utrzymać głowy, moje ciało wisi bezwładnie. - Co z Aronem?
-Został ranny, ja zemdlałam i porwali mnie ludzie... - mimo wściekłości nie mam już siły mówić. - Gdy wróciłam, nie było żadnych śladów jego obecności, a ciała ludzi leżały nietknięte. - mówię prawie szeptem. Co się ze mną dzieje?
-Byłaś na ziemiach ludzi?
-Tak.
-To znaczy, że wracając tu nie robiłaś sobie żadnego odpoczynku. Zostawcie ją. Tym razem jej daruję. - strażnicy puścili mnie, a ja upadłam na ziemię. Poczułam tylko mocny ból i ponownie przed moimi oczami nastała ciemność.

***
 Budzę się, to zaczyna robić się nudne. Rozglądam się po pomieszczeniu, a moim oczom ukazuje się ktoś, kogo teraz najmniej bym się spodziewała.

---------------------------
Z Feniks jest źle.
Jak myślicie co z Aronem?
Komentujcie.

UWAGA
Opowiadanie zbliża się ku końcowi.