poniedziałek, 30 czerwca 2014

Mamy zwiastun!

Wejdźcie w zakładkę zwiastun. Na reszcie się pojawił :) !

Rozdział X

-----------------------
Doceniasz coś dopiero, gdy to stracisz.
Rozumiesz, gdy jest już za późno.
-----------------------

 Zazdroszczę ludziom, oni mogą się zestarzeć i po prostu umrzeć, a ja? Każdy kolejny dzień nie przynosi żadnych istotnych zmian, gdyby nie fakt, że sama się zabiję lub zginę w walce to żyłabym wiecznie, taka wizja nie jest pocieszająca, bo co można robić przez wieczność? Kiedyś myślałam, że będę szczęśliwa z Revenem, teraz nie mam już po co żyć, ja nawet na to nie zasługuję. Zabiłam tyle osób... Od kiedy chęć zemsty na "porywaczach" Revena minęła, odzyskałam sumienie, każdej nocy budzą mnie koszmary, widzę w nich twarze moich ofiar, w innych śnią mi się rodziny płaczące nad martwymi mężczyznami... Te sny są straszne, ale wiem, że na nie zasługuje, za to co zrobiłam, to i tak zbyt łagodna kara...
Początkowo obwiniałam Revena, mówiłam, że Śmiercią stałam się przez niego, ale to nie jego wina, on nie kazał mi zabijać, przynajmniej nie wtedy... Teraz żałuję tego co robiłam... Jak mogłam być czymś takim?!
Reven wyjechał szukać swojego ojca miesiąc temu, nie wiem co się z nim dzieję, ale kilku rzeczy jestem pewna: nie kocham go, nie ucieknę z nim, a on zapłaci mi za to jak cierpiałam po jego stracie, on nawet nie wrócił sprawdzić czy faktycznie nie żyję, ja wcześniej zrobiłabym dla niego wszystko, ale teraz to ja zabawię się jego uczuciami, gdy wróci będę udawać, że nadal go kocham, zobaczę jak zareaguje on na prawdę, którą po jakimś czasie mu wyjawię.

***
 Zimne powietrze szczypie moją skórę, słońce razi po oczach, ale nie daje ciepła. Wokół rozproszone są małe drewniane domki, odkąd ludzie zaprzestali ataków na nasz kraj panuje tu spokój. Widzę biegające dzieci, są biedne i to bardzo, to wszystko przez wojnę i króla, który dba o wielkość królestwa zamiast o poddanych. Od kiedy wróciło mi sumienie zaczynam wszystko ostrzegać, chce mi się płakać z powodu tego jak bardzo cierpią dzieci, które nie są niczemu winne, jednak na ich twarzach nie widać smutku lecz radość, cieszą się, że ich ojcowie wrócili do domów. Przeze mnie wiele dzieci nie zobaczy swoich ojców... 
 Zmierzam w stronę granicy razem z Aronem, mamy udać się na terytorium ludzi w celach zwiadowczych, Leonard był temu przeciwny, ale nie przekonał syna aby ten został w zamku. Od pocałunku z Revenem Aron nie odzywa się do mnie, to znaczy od awantury, którą zrobił po tym jak zobaczył ten pocałunek. Nadal jedziemy przez wioskę, a ja mam przed oczami dzieci. Do moich oczu podchodzą łzy, ale w ostateczności udaje mi się nad nimi zapanować. Dlaczego trwa wojna? Po co to wszystko? Ciągle giną ludzie i elfy, nasz świat pustoszeje, a najgorsze jest to, że przez wojnę cierpią niewinni. Czym zawiniło sobie dziecko żeby stracić ojca? Niczym. To co się dzieje teraz jest straszne.
 Minęło już około piętnastu minut od kiedy opuściliśmy wioskę, na ogół lubię ciszę i  unikam innych, ale sytuacja panująca między mną, a Aronem nie bardzo mi się podoba. Kiedyś będąc na spacerze zawsze się wygłupialiśmy, ciągle rozmawialiśmy, a w tym momencie zachowujemy się tak jakbyśmy się nie znali, to przykre. Czy ja pomyślałam przykre?! Nie wierzę! Naprawdę jest mi przykro z powodu Arona? Kiedyś byliśmy przyjaciółmi...
-Aron. - odezwałam się pierwsza, nie pomyślałam o tym, po prostu to zrobiłam, ale nie wiem po co.
-Tak? - jego głos, jest taki zimny i wyprany z emocji, zupełnie jak mój...
-Już nic. - spojrzał na mnie, po czym odwrócił głowę i nic nie powiedział.
 Aron poszedł nazbierać drewna do rozpalenia ogniska, zostawił mnie tu i nie pozwolił mu pomóc, nikogo nie słucham, ale nie mam ochoty na kłótnie z nim. Przynajmniej odezwał się do mnie karząc mi tu zostać. Chłopak zostawił mnie dziesięć minut temu, zdejmuje naszym koniom siodła. Zapadła noc i jest strasznie zimno, nie mam pojęcia jak przetrwamy do rana.
 Aron wrócił, zjedliśmy kolację składającą się z sucharów nie odzywając się do siebie ani słowem, mimo iż Aron jest tak blisko mnie, odczuwam jakby był gdzieś daleko, tęsknię za nim bardziej niż kiedykolwiek. Położę się spać, takie siedzenie i patrzenie na ogień nie ma sensu.
 Idę przez las, pamiętam to miejsce, byłam tu nie dawno razem z Leonardem i jego ludźmi. Jestem tu sama. Coś porusza się między drzewami. Widzę mężczyznę spadającego na ziemię, mimo iż upadł z ogromnej wysokości bez problemu wstaje. To nie możliwe! To człowiek, którego zabiłam jako pierwszego po moim powrocie do domu, ma on w sercu sztylet! \Widzę jak wyjmuje on stal i podchodzi w moją stronę.
-Zabiłaś mnie. - mówiąc to, pluł krwią. Próbuję się ruszyć, ale nie mogę! - Mam trójkę dzieci, moja żona nie żyje, jak myślisz Morte, uda im się przeżyć beze mnie? Ja myślę, że nie dadzą rady. - do moich oczu napływają łzy żalu, przerażenia i wściekłości. To co się tu dzieje jest niemożliwe! Mężczyzna znajduje się bardzo blisko, nasze ciała dzielą centymetry, chcę stąd uciec, ale nie mogę. Człowiek przykłada mi ostrze broni do gardła. - Nie powinnaś żyć. - powiedział jadowicie. Ma rację. Sztylet zaczyna rozrywać moje gardło, z moich ust wylewa się krew. Umieram.
-Feniks obudź się! Feniks to sen! - otwieram oczy, Aron potrząsa mną i patrzy na mnie zmartwiony. Jednak żyję. To był koszmar. Nadal jestem przerażona, rzucam się chłopakowi na szyję i mocno go przytulam, on odwzajemnia uścisk, głaszcze mnie jedną ręką po plecach i powtarza, że jest już dobrze, mimo to nadal płaczę. Nie zniosę dłużej tych koszmarów. Możliwe, że zabijając spowodowałam śmierć kilku razy więcej osób niż myślałam. Chce umrzeć. Odpycham od siebie chłopaka i patrzę mu w oczy.
-Zabij mnie. Proszę. - wyszeptałam drżącym głosem.
-Nigdy więcej tak nie mów! - krzyknął na mnie.
-Wiesz, że to zabrzmiało jak groźba. - uśmiechnęłam się przez łzy. Aron usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Powiesz co ci się śniło? - łzy z moich zaczęły płynąć jeszcze mocniej.
-Wiesz, gdybyś był moim biologicznym bratem to nigdy bym nie uciekła. Cieszę się, że cie mam. - mocniej wtuliłam się w chłopaka.

***
 Mija kolejny dzień, dziś jest cieplej niż wczoraj, ale niebo jest zachmurzone, mam nadzieję, że nie będzie padać. Przez dzisiejszą noc jestem zmęczona, ale Aron chyba bardziej, chłopak siedział przy mnie do póki nie zasnęłam, a trwało to długo. Po Aronie nie widać zmęczenia, ale jest nieobecny myślami. Jedziemy przez las i w każdym momencie ktoś może nas zaatakować. Zbliżam się do Arona.
-O czym tak myślisz?
-O wszystkim.
-Zbywasz mnie? - powiedziałam z uśmiechem. Aron zawsze był gadułą i rzadko ukazywał się z tej milczącej strony. Chłopak się uśmiechnął.
-Ja? Skądże.  - momentalnie spoważniał. O co mu chodzi? - Zastanawiam się nad tym wszystkim. Martwię się o ciebie.
-Nie potrzebnie. Jakoś się ułoży. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem, sama nie wierzę, że będzie dobrze.
-Jesteś pewna? Twój sen... - urwał. - Nigdy nie widziałem cię tak przerażonej. - odwróciłam wzrok. Nie chce o tym mówić. Chyba coś słyszę...
-Słyszysz to?  - chłopak ucichł.
-Są tam. - wskazał kierunek przed nami. - Musimy się ukryć. Mają dużą przewagę liczebną. Schodź z konia. Idziemy na drzewa. - dobry pomysł, ale ja mam lepszy. Gdy będę pewna, że Aron poradzi sobie sam, dam się zabić. Nie wytrzymam dłużej tych koszmarów...

***
 Zrobiliśmy tak jak powiedział Aron. Gdy dotarli tu ludzie zaatakowaliśmy ich. Było dwudziestu mężczyzn, ale zestrzeliliśmy piętnastu. Teraz walka toczy się na ziemi.
 Zostało tylko dwóch mężczyzn, jeden walczy z Aronem, a drugi ze mną. Czas wcielić mój plan w życie. Pora umrzeć. Celowo potykam się o gałąź i upadam na ziemię, nie próbuję nawet wstać. Czekam tylko na śmierć.
-Zabiję Morte. - powiedział mężczyzna stojący nade mną. Aron zostawił swojego przeciwnika i rzucił się na człowieka, który za chwilę by mnie zabił. Jestem wściekła.! Aron zabił mężczyznę, ale jego poprzedni przeciwnik ugodził go mieczem w prawy bok! Zrobił to gdy Aron był odwrócony tyłem do niego! Zaczynam płakać. Wstaje z ziemi.
-Tchórz. - wysyczałam przez zęby. Rzuciłam się na mężczyznę. Zginął. Podbiegam do Arona, chłopak rękami opiera się o ziemię. Co robić?! To ja miałam zginąć nie on! To wszystko przeze mnie, bo zachciało mi się umrzeć!
-Aron. Nic ci nie będzie! Masz z tego wyjść rozumiesz! - chłopak popatrzył na mnie.
-Zrób coś dla mnie. - powiedział szeptem.
-Nie mów tak! Przeżyjesz! Rozumiesz?! Będziesz żył! - wpadłam w histerię. On nie może umrzeć! - Aron nie możesz umrzeć! Kocham cię! - na prawdę go kocham i dopiero teraz to zrozumiałam!
-Csii. Pocałuj mnie. Ostatni raz. Proszę.
-To nie będzie ostatni raz! Słyszysz! - pocałowałam go. Nigdy nikogo tak nie całowałam. Oderwałam się od niego. Aron się uśmiechnął.
-Kocham cię. Przepraszam. - upadł na ziemię! Moja histeria tylko się nasiliła, zaczęłam wrzeszczeć, szlochać i sama nie wiem co jeszcze. Przed moimi oczami nastaje ciemność.
------------------------------
Przepraszam za błędy, ale jeszcze nie zdążyłam się wyspać po ostatniej imprezie i sobotnim weselu.
Zostawiajcie komentarze, czytam wszystkie :)
Powiedzcie co myślicie o tym wszystkim. Spodziewaliście się tego?

niedziela, 29 czerwca 2014

Liebster Blog Award 2

Wow! To już druga nominacja na tym blogu, nie spodziewałam się.
Nominowała mnie Iloriel Ciryatan, której za to dziękuje.

1. Twój ulubiony kolor?
Nie mam takiego.

2. Skąd pomysł na bloga?
Chciałam podzielić się z kimś moimi opowiadaniami.

3. Co wolisz, psa czy konia?
Dopóki nie dostałam mojego kochanego labladora, chyba wolałam konie.
Psa mam go od szczeniaka, tak się do mnie przywiązał, że jest o mnie strasznie zazdrosny, gdy moja młodsza siostra dostała pieska, to mimo iż mój pupil miał wtedy trzy lata (teraz ma cztery XD) nie jadł przez dwa dni i nie chciał na mnie nawet spojrzeć, bo ze szczeniakiem spędziłam niecały kwadrans, a z moim zazdrośnikiem spędziłam przedtem prawie całe popołudnie.
Gdzie znajdę drugiego takiego?

4. Gdzie chciałabyś zamieszkać?
Nad morzem / jeziorem / w górach.

5. Książka czy e-book?
Książka.

6. Twoja ulubiona piosenka?
Mam ich mnóstwo.
Papa Roach - Last Resort, Not Afraid, No Love, Milcząc i wiele innych więc zamiast was zanudzać podam wykonawców.
Eminem
Bednarek
Red
Bas Tajpan
Basille
Grubson
Mesajah
I tyle chyba starczy, bo zaśniecie czytając to.

7. Co robisz w wolnym czasie?
Spotykam się z przyjaciółmi, słucham muzyki, sprzątam, bawię się z moimi psami lub kotami, piszę opowiadania, ćwiczę, ale tego ostatniego nie lubię. 

8. Twoja ulubiona pora roku?
Nie mam takiej.
Lubię każdą, ale gdy ona już następuje to czekam na inną.

9. Twój najgorszy prezent na Święta?
Nie wiem, nie przykładam do nich zbyt dużej uwagi.

10. Twój ulubiony serial?
Nie oglądam seriali.

11. Co byś robiła gdybyś przez jeden dzień panowała nad jakimś królestwem?
Przez jeden dzień nie da się zrobić nic istotnego. Wiem co nie co o tych wszystkich formalnościach i jeżeli poddałabym jakiś pomysł na nową ustawę to nie jest realnym zaakceptowanie jej w ciągu jednego dnia.
Gdybym miała władzę absolutną to wtedy zmieniłabym prawo.

Liebster Blog Award

Zostałam nominowana przez Mammon

1. Twoja ulubiona książka.
Sama nie wiem... Igrzyska Śmierci...
Jest sporo takich, ale obecnie nie umiem wybrać więc dałam tą, o której pomyślałam jako o pierwszej, a tak wracając do Igrzysk to nie wiem jak wy, ale nie mogę się doczekać kiedy nakręcą Kosogłasa, w książce wiemy tylko tyle co Katniss, a film jest świetnym dopełnieniem.

2.Twój ulubiony film.
Mam ich wiele. Igrzyska Śmierci. Szybcy i Wściekli (wszystkie części oczywiście), Szkoła Uczuć, Władca Pierścieni (cała trylogia, oglądałam już setki razy i nadal nie mam dość), Trzy Metry Nad Niebem (kocham pierwszą część, ale druga mi się nie podoba, moim zdaniem nie dorasta pierwszej do pięt), może to banalne, ale lubię też Zmierzch, ogólnie lubię fantasy, dramaty, komedie i horrory, i mogłabym wam wymieniać mnóstwo tytułów, ale pewnie tak was to znudziło, że już dawno przestaliście czytać tą odpowiedź.

3. Co poprawia ci humor?
Lepiej nie będę mówić o wszystkim, bo uznacie mnie za psychiczną więc powiem tylko to co uważam za normalne.
Adrenalina, słuchanie muzyki, wyżycie się na czymś (np. jakieś ćwiczenia, chociaż ich nie lubię, ale gdy zaczyna brakować mi siły przestaję intensywnie myśleć lub pisanie, ale to zależy od sytuacji), spotkania z moimi walniętym przyjaciółmi (kochane zrytki).

4. W jakim kraju chciałabyś mieszkać w przyszłości?
Hmm... Możliwe, że Anglia, ale moje życie przynosi mnóstwo zmian i żyję z dnia na dzień, nie mam planów na przyszłość.
PS. Mam kilka i spełnię je za wszelką cenę, ale to już inna historia nie dotycząca tego pytania.

5. Gdzie najchętniej przebywasz?
Cóż, to zależy. Kocham przebywać nad wodą, w lesie, lub gdziekolwiek na odludziu, jeżeli mam przy sobie przyjaciół miejsce jest dla mnie obojętne.
Kocham noc, mnóstwo czasu spędzam wtedy na huśtawce przed moim domem, a jeżeli mogę potrafię godzinami spacerować po zmroku (najlepiej w lesie, ale do tego dochodzi rzadko, bo moja przyjaciółka boi się chodzić w nocy po lesie, a tylko będąc u niej na wakacjach mam możliwość na takie spacery).
Pisząc to uświadamiam sobie, że chyba naprawdę jestem nie normalna...

6. Czy Twój blog ma coś wspólnego z Twoim życiem?
Ten blog może nie koniecznie, ale w "Mój uśmiech to kłamstwo" główna bohaterka ma ze mną bardzo wiele wspólnego.
Praktycznie dałam jej moje cechy charakteru.

7. Co robisz gdy ci smutno.
Może to lepiej zostawię dla siebie.
Muszę się w jakiś sposób wyżyć.

8. Prowadzisz jeszcze inne blogi?
Tak - Mój uśmiech to kłamstwo.
Przejście do niego jest w prawej kolumnie strony głównej gdyby ktoś pytał.

9. Wolisz książki czy filmy?
Sama nie wiem. Lubię znać odczucia i myśli bohaterów, a w filmie nie zawsze jest możliwe ukazanie tego więc jeżeli książka jest dobra to wybieram ją, ale filmy też kocham choć ostatnio wcale ich nie oglądam, ale to przez brak czasu.

10. Uprawiasz jakiś sport?
Ćwiczę, ale to raczej z musu i całe wakacje (w trakcie roku szkolnego zdarza się to rzadziej)  pracuję fizycznie przez co mam sporo siły, ale na to nie wygląda (na szczęście, nienawidzę mięśni u dziewczyny, owszem mam ich trochę, ale jakoś to przeżyję).
Jeżdżę na rowerze, ale mam małe problemy z alergią więc czasem nie mogę.

11. Co najchętniej robisz w wolnym czasie?
Spotykam się ze znajomymi, słucham muzyki, piszę opowiadania, ćwiczę (nie lubię tego!), sprzątam (lubię to - jestem nienormalna!), oglądam filmy.


Pisząc to uświadomiłam sobie, ze jest ze mną gorzej niż myślałam, ale cóż...
Przeżyję XD

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział IX

--------------------
Czasem niemożliwe staje się możliwe...
Można zapomnieć.
--------------------

-Feniks uspokój się. - to co widzę w jego oczach to przerażenie i smutek czy kolejne kłamstwo?!
-Uspokój się?! Uspokoję się dopiero wtedy gdy ty zginiesz! - podchodzi do mnie, mogłabym go teraz zabić. Powinnam przecież to zrobić! Nie dam rady! Ponownie zaczynam płakać, tym razem z powodu mojej własnej bezsilności. Odległość dzieląca mnie i Revena zmniejszyła się za sprawą chłopaka. Powinnam się od niego odsunąć albo go zabić! Nie potrafię jednak zrobić niczego... - Zabiłam tylu ludzi, elfów jednak ciebie nie potrafię. - powiedziałam po cichu, jednak na tyle głośno aby on to usłyszał. Dzieli nas teraz tylko kilka centymetrów, mężczyzna wyrwał mi miecz i rzucił go na podłogę. Przytulił mnie. Tęskniłam za tym...
-Porozmawiaj ze mną, pozwól mi to wszystko wytłumaczyć. - wyszeptał mi do ucha. Pod wpływem jego oddechu po moim ciele przeszły dreszcze. Nadal go kocham?
-Nie ma czego tłumaczyć. Zapomniałeś o mnie. Zostawiłeś... - odsunął się ode mnie i zamknął drzwi komnaty.
-To nie tak jak myślisz?
-Nie tak jak myślę?! Więc mnie oświeć! - widać, że traci cierpliwość. Czemu nie mogę przestać płakać?!
-Proszę nie płacz. - siada na łóżko. - Tego wieczora... - przerywa. Wiem, że on kolejny raz mnie okłamie, ale muszę posłuchać tego co ma mi on do powiedzenia.  - Ci strażnicy mnie ogłuszyli  i związali. Nie dałem rady się wydostać nawet po tym jak odzyskałem przytomność... - ponownie przerwał, zapewne wymyśla kolejne kłamstwo... - Jeden z nich powiedział, że cię zabił... - widzę, że mówienie o tym go boli, ale nie wiem czy to co widzę to maska czy jednak prawda. - Dokładnie mi to opisał... Byłem wściekły! Chciałem go zabić, ale nie mogłem, nie dałem rady. - to tak jak ja teraz, ale mnie powstrzymuje coś innego. - Potem powiedzieli mi, że mój ojciec został zabity podczas szukania mnie i nie ma kto zająć się domem i matką, która rozpacza po jego stracie i moim odejściu. - ojciec czy ojczym? Erick żyje! - Zacząłem mieć wyrzuty sumienia. Wróciłem do domu. Byłem pewny, że nie żyjesz... - głos mu się załamuje, naprawdę świetny z niego aktor... - Teraz żałuję, że nie wróciłem i nie sprawdziłem czy żyjesz. Nie cofnę czasu i nie naprawię tego co zrobiłem. Mam żonę, owszem, ale jej nie kocham. Nie mogłem o tobie zapomnieć. Cały czas o tobie myślę. Kocham cię Feniks, uwierz mi. - nie mogę mu w to uwierzyć, a jednak chcę. - Jeżeli kiedyś znów mi zaufasz, obiecuję, że cie stąd zabiorę, uciekniemy gdzieś razem. -dość!
-Jak miał na imię twój prawdziwy ojciec?
-Co?! - on krzyknął. Może jednak mówi prawdę. Nie wiem! Niewiedza jest najgorsza! - Tylko to cię interesuje?!
-Znałeś Erick'a?
-Co?! - on jest wściekły?
-Erick jest ehominis.
-Spotkałaś go?! On żyje?!
-Tak, powiedz kim on dla ciebie jest?
-Ojczymem, ale był dla mnie jak ojciec. Gdzie on jest?! - widzę jak na jego twarzy pojawia się uśmiech, a oczy zaczynają błyszczeć, teraz zachowuje się tak sama jak chłopak, którego pokochałam. Rozmowa o nas już go znudziła...
-Wraca do domu, spotkałam go kilka tygodni temu. - podchodzi do mnie.
-Feniks ty nic nie rozumiesz?! -co mam rozumieć? - Jeżeli mój ojciec wróci nic nie stanie nam na przeszkodzie, będziemy mogli stąd uciec! - jego ton głodu wyraża ekscytację. - Sprowadzę go tutaj! - zaczyna zbierać rzeczy, które będą mu potrzebne. Przebiera się i  chowa broń. Odwracam się i wychodzę. - Zaczekaj! - Otworzyłam już drzwi. Chłopak złapał mnie za ramię i odwrócił twarzą do siebie.
-Czego ty jeszcze chcesz?! - objął mnie mocno i przycisnął do siebie, wiem co on chce zrobić, ale nie chcę tego. Już nie. - Puść. - pocałował mnie. Próbuję się wyrwać, ale po chwili przestaje, ten pocałunek jest inny niż wszystkie pozostałe, pełno w nim bólu, tęsknoty i zachłanności. Odrywam się od niego. Chce wyjść, ale to co zobaczyłam w tym momencie zszokowało mnie. To Aron stoi i patrzy się na nas, na jego twarzy maluje się żal i coś jeszcze, ale nie wiem co to jest, w tym właśnie momencie chłopak odwrócił się i odszedł. Teraz przypomniałam sobie co spowodowało, że tu przyszłam. - Spreparowałeś dowody mojej śmierci! Jak mogłeś?! Wszystko mogłoby teraz wyglądać zupełnie inaczej! Nie zabijałabym, możliwe, że zamiast bawić się w rycerza i szukać zemsty miałabym teraz normalne życie!  - moja wściekłość przybiera na sile..
-Wiem... Wiem , że nie powinienem tego robić, ale inaczej nie mogłem. Chciałem cię tylko dla siebie... Nadal chcę.  - nie wiem czy on mówi prawdę, czy jednak kłamie... - Sprowadzę tu ojca i będziemy żyć tak jak dawniej. - czy ja na pewno chcę takiego życia? Życia, którego jedynym celem jest przetrwanie i nie danie się złapać. Nie wiem czy nadal chcę tak egzystować.
-Kto powiedział, że ja chce takiego życia? Po za tym masz żonę!
-Ta kobieta ma tylko status mojej żony. - ponownie przybliża się do mnie. - Kocham cię Feniks. Wrócę i cie stąd zabiorę. Obiecuję. - pocałował mnie i odszedł.

***
 Minął tydzień odkąd Reven wyjechał. Nie wiem co będzie gdy on wróci. Boje się, że po raz kolejny skłamał, że to co mówił to tylko puste słowa...  Nic już nie wiem i to jest najgorsze. Reven jest doskonałym kłamcą, jednak jego oczy i pocałunki robią mi w głowie mętlik, ale mimo wszystko jednego jestem pewna, nie ucieknę z nim, on ma żonę, a ja nie chce takiego życia.
Aron wściekł się na mnie przez to co zobaczył. Jak on to powiedział: "Mówiłaś, że go zabijesz, a gdy was znalazłem to co zastałem?! Całowaliście się i to w jaki sposób!", ale nie dziwie się mu, przecież za to co zrobił Reven każdą inną osobę na jego miejscu bez wahania bym zabiła, a z nim się całowałam... To był błąd.
W naszym królestwie obecnie nie trwają żadne bitwy, być może wkrótce wyruszę w stronę granicy i zbadam co się tam dzieje. Nie chcę już należeć do armii, ale może w jakimś stopniu odpokutuję swoje winy pomagając w obronie ojczyzny.

---------------------------------
Przepraszam za błędy, ale jestem wykończona, wiem, że rozdział jest krótki i szczerze mówiąc nie podoba mi się, ale dodaje teraz przynajmniej tyle, bo możliwe, że następny będzie dopiero we wtorek.


wtorek, 24 czerwca 2014

Pytania

Na podstronie "Zapytaj bohaterów" nie udzielaliście się więc zastąpiła ją strona "Pytania", możecie tam zadawać pytania na dowolny temat. Na wszystkie pytania będę odpowiadać.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział VIII

--------------------------
Najmocniej może zranić nas ten,
którego kochamy najbardziej.
--------------------------

 To nie może być prawda! To nie może być on! To musi być jakiś koszmar, z którego nie mogę się obudzić! To nie jest sen...
-To nasza... - zaczął król. Reven patrzy na mnie z niedowierzaniem.
-Morte. - dokończyłam za niego głosem pozbawionym emocji, wyszłam.

***
 Siedzę w mojej komnacie, mam gdzieś co teraz będzie. Jak on mógł mi to zrobić?! Kochałam go. Chciałam się zemścić za to, że go porwali. Nie wiedziałam czy on żyje! Myślałam, że zwariuje! Każdej nocy modliłam się o śmierć! On nie wie jak to jest! To jego zniknięcie sprawiło, że jestem czym jestem.
Jak mogłam być tak głupia?! Reven zawsze był podstępny i przebiegły. Znalazł sobie okazje na wygodne życie i zapomniał o mnie. Jest już po ślubie... Jedno mnie zastanawia - jego oczy. Stał się idealnym kłamcą, nawet jego oczy potrafią perfekcyjnie kłamać. Łzy na mój widok, co to miało być?! Ktoś puka do drzwi. Kto normalny o tej porze puka do Śmierci?! Wstaje i otwieram drzwi. Żałuję, że to zrobiłam.
-Feniks porozmawiajmy.
-Chcesz mnie przeprosić, że nie zostałam zaproszona na twój ślub?! Daruj sobie!
-Feniks! Kocham ciebie nie ją, zrozum... - on chyba kpi! Przerywam mu.
-Zrozum?! Co mam zrozumieć, że z tej miłości wziąłeś ślub z inną!?
-Myślałem, że nie żyjesz. Chciałem o tobie zapomnieć.
-Myślisz, że uwierzę w te twoje bajki! Daruj sobie. - drugie zdanie powiedziałam z kpiną w głosie.
-Powiedzieli mi, że nie żyjesz! Że cię zabili. - ktoś tu idzie.
-Wynoś się! - krzyczę. Czuję, że do moich oczu napływają łzy.
-Zostaw ją! - to Aron.
-To nie twoja sprawa!
-Znam ją całe życie więc łaskawie zabierz się stąd jeżeli nie chcesz zakończyć swojego!
-Zabijesz mnie? - zapytał z kpiną w głosie. Zawsze uważał się za najlepszego wojownika...
-Ja to zrobię. - gdy to powiedziałam Reven spojrzał na mnie, zaśmiał się i odszedł.
-Kto to był? - zapytał Aron.
-Największy błąd w moim życiu. - przestałam powstrzymywać łzy. Weszłam do komnaty, chciałam zamknąć za sobą drzwi, ale Aron mi na to nie pozwolił. Wszedł do środka. Nie mam już siły się z nim kłócić, wiem, że i tak postawi na swoim.

***
 Słońce wschodzi. Aron nadal tu jest. Przytula mnie. Przed moją ucieczką, gdy płakałam, a on o tym wiedział zawsze tak robił. Przy nikim nie płaczę, ale wiem, że mogę to zrobić przy nim, on zawsze mi pomoże, przy nim czuję się bezpieczna. Kiedyś ufałam mu bezgranicznie...
-Jak myślisz, co dzieje się z tymi, którzy umierają? - zapytałam.
-Nie wiem Feniks. Zaraz czy ty chcesz?! - nie mógł nawet dokończyć tego zdania. Chciał zapytać czy chcę się zabić... Oczywiście, że tak. Chociaż może nie... Powinnam choć w jakiejś części wynagrodzić krzywdy, które wyrządziłam. Nadal będę walczyć w armii. Po wojnie skończę swoje życie, które i tak nie ma już sensu.
-Nie - odpowiedziałam na co chłopak ze świstem wypuścił z płuc powietrze.
-Przepraszam, że nie przyszedłem od razu.
-Dobrze wiesz, że wpuściłam cię tylko dla tego, że nie miałam siły na kłótnie z tobą. - zaśmiał się. 
-Wiem. Mogę cię już zostawić? Chętnie bym posiedział, ale niedługo służba zacznie roznosić śniadanie i myślę, że zabiłabyś mnie gdyby były jakieś pikantne plotki na nasz temat.
-Masz rację, zabiłabym cię. - powiedziałam z uśmiechem. Aron wstał, pocałował mnie w czoło i wyszedł.


***
 Jestem z Aronem na polowaniu od trzech godzin, dziwi mnie, że chłopak nie pytał o Revena, zamiast tego wspominamy dawne czasy. Pogoda jest idealna, świeci ciepłe słońce i wieje letni wietrzyk. Las jest gęsty. Idziemy pieszo.
-A wiesz za czym tęsknię najbardziej? - zapytał.
-Nie mam pojęcia. - zastanawiam się chwilę. - Nie wiem, no! - zaśmiał się.
-Za tym wszystkim, za naszymi rozmowami, za tym jak spędzaliśmy czas. Za pewną, śliczną elfką, która była we mnie zauroczona... Chciałbym żeby to wróciło, żeby było jak dawniej.
-Wiesz, że nie będzie, zmieniłam się. Tamta elfka nie wróci.
-Przyznałaś, że byłaś we mnie zauroczona? - zapytał, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Byłam, ale nie jestem.
-Może będziesz. Nie bądź taka pewna tego, że dawna Feniks nie wróci, ja myślałem, że nie żyjesz, a tu proszę. - powiedział z uśmiechem.
-Zabawne, jestem pewna, jesteś dla mnie jak starszy brat. - posmutniał. Nie wiem czemu. Może źle się czuje. - Nic ci nie jest, wyglądasz jakby coś cię bolało.
-Nie.
-Miałam cię zapytać, wtedy przed bitwą, co to były za ślady? Czemu myślałeś, że nie żyję?
-Znalazłem twój sztylet, pamiętasz miał tam wygrawerowany napis. - przytaknęłam skinięciem głowy. - Był cały we krwi, znalazłem też twój medalion, ten ode mnie, było to przy rzece. - widzę, że ciężko mu o tym mówić. - Na wodzie pływały skrawki drogiego materiału. Byłem pewny, że należały one do ciebie. Myślałem, że nie żyjesz. - ostatnie zdanie powiedział bardzo cicho, a do moich oczu napłynęły łzy wściekłości i żalu. - Co się stało? - zatrzymał się i spojrzał mi w oczy. Jak mam powiedzieć coś w co sama nie mogę uwierzyć.
-To był Reven! Pewnego dnia zapytał mnie o to czy mogę oddać mu medalion i sztylet, bo potrzebne są nam pieniądze. - powiedziałam cicho. - Teraz dopiero rozumiem jaka byłam głupia! On to wszystko spreparował. Kto normalny na naszym miejscu sprzedałby sztylet i medalion z wygrawerowanymi napisami, przecież coś takiego rzuca się w oczy! Chciałam zemścić się na kimś kto odebrał mi Revena, ale teraz zemszczę się na nim!
-Feniks uspokój się. Sam bym go najchętniej zabił, ale nie darowałabyś mi tego. Sobie też nie darujesz.
-To przez niego stałam się Śmiercią! Zabiłam tak wiele osób, które mogły teraz żyć! Zapłaci mi za to! - biegnę w stronę miejsca, w którym zostawiliśmy nasze konie.
-Feniks stój! - Aron biegnie za mną. Nie interesuje mnie już nic, chce zabić Revena i zrobię to!
Biegnę przez las, Aron jest tuż za mną. Widzę już konie. Wierzchowiec Arona jest szybszy, dosiadam go. Zostawiam chłopaka w tyle. Jestem wściekła! Reven zapłaci mi za wszystko! Aron mnie szukał i był tak blisko, Reven doskonale o tym wiedział! Gdybym wtedy wróciła do domu to wszystko nie miałoby miejsca! Nie zabiłabym tylu ludzi! Zniszczyłam tyle rodzin zabijając! Reven zapłaci mi za to i za to jak bardzo cierpiałam, on nie wie co to znaczy błagać o śmierć, która nie chce nadejść!
 Jestem coraz bliżej zamku, Aron próbuje mnie dogonić, na szczęście zabrałam jego konia.
Przejeżdżam przez bramy miasta. Dojeżdżam do zamku, zsiadam z konia. I co teraz?! Zamek jest ogromny, jak mam znaleźć w nim Revena?! Widzę jedną z służących. Podbiegam do niej.
-Wiesz na którym piętrze zatrzymali się goście króla?!
-Na pierwszym pani. - wbiegam na wskazany poziom budowli. Jak to możliwe, że Reven znalazł mnie od razu?! Zaczął się maraton między drzwiami, musiałam gdzieś zgubić Arona. Sprawdzam już chyba piętnastą komnatę. Jest! Wyciągam miecz, podbiegam do niego.
-Zapłacisz mi za wszystko! Zginiesz!

---------------------------
Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za Revena.
Mam już przygotowane plany co do jego osoby...
Czekam na komentarze.

Rozdział VII

----------------------
Niektóre chwile zostają w pamięci na zawsze.
---------------------

-Aron! Proszę cię wstań! Niech ktoś mu pomoże! - w moją stronę ktoś biegnie. To elfy, mówią, że Aron tego nie przeżyje...

***
 Już drugi dzień siedzę przy łóżku Arona. Po moich prośbach i groźbach ktoś zgodził się mu pomóc. Jesteśmy w mieście, któremu przyszliśmy z pomocą. Dopiero teraz rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym jestem, to jakaś opuszczona chata, jej mieszkańcy zginęli podczas bitwy. Co kilka godzin przychodzi tu jakiś znachor, sprawdza on stan Arona, usunął on strzałę z jego brzucha, ale powiedział, że mężczyzna ma małe szanse na przeżycie.
On nie może zginąć! Nie teraz i nie prze zemnie! Uratował mi życie... Jeżeli któreś z nas zasłużyło na śmierć to ja, nie on. Martwię się o niego, byliśmy przyjaciółmi.

***
 Z Aronem jest lepiej, ale nadal nie odzyskał przytomności. Martwię się. Z tego co wiem ostatni posiłek jadł on jakieś siedemdziesiąt godzin temu, jeżeli w ciągu dwóch godzin czegoś nie zje, umrze. To nie może tak się skończyć! Do środka weszła jakaś kobieta.
-Jeżeli nie chce pani umrzeć, to powinna pani coś zjeść. Jedzenie, które przynosiłam wcześniej stoi nietknięte. - faktycznie, przez to wszystko zapomniałam o jedzeniu...
-Dziękuję.
-Mówią, że Morte nie ma uczuć, że umie tylko zabijać, ale to nie prawda, pani go kocha. - powiedziała kobieta.
-Co?! Ja go kocham?! To chyba jakieś kpiny!
-Może pani zaprzeczać, ale to widać. Zajmę się nim, niech pani odpocznie, tak nie można. - spojrzałam na kobietę z wściekłością. Co ona sobie wyobraża?! Najpierw mówi, że go kocham, a teraz mi matkuje! Nigdy nie miałam matki i jakoś sobie radziłam.
-Poradzę sobie! - przestraszona kobieta wyszła. - Aron proszę cię, obudź się. - zaczęłam płakać. Nie wybaczę sobie jeżeli on umrze. On nie może umrzeć! - Obudź się! Proszę...
Mijają kolejne minuty, Aron nadal się nie obudził. Jest taki spokojny gdy śpi. Całe życie był porywczy, gdy uciekłam z domu to właśnie za nim tęskniłam najbardziej. Kochałam go dopóki nie pokochałam Revena, jednak nigdy nie przestałam o nim myśleć. Jeżeli on umrze, chęć zemsty nie zatrzyma mnie przy życiu... Czy on się poruszył?! Otwiera oczy! Nie mogę pohamować łez, rzucam się na chłopaka i mocno go przytulam.
-Idioto masz chodzić w tej przeklętej zbroi! Masz mnie słuchać rozumiesz! Gdy mówię, że masz nie iść to masz nie iść! Wiesz jak się o ciebie martwiłam!? Nigdy więcej mi tego nie rób, bo przysięgam, że po tym jak się ockniesz to sama cię zabije! - wykrzyczałam to wszystko na jednym tchu. Tak się cieszę, że on żyje!
-Miłe powitanie. - wychrypiał. - Jednak dziewczyna, którą kocham nadal żyje. - oderwałam się od niego.
-Aron przestań.
-Płakałaś... - zaczął ocierać moje łzy. Nie wierzę, że dał radę to zrobić, jest taki słaby. Powinnam to przerwać. Pocałował mnie! Poczułam się dziwnie... Nie powinnam mu na to pozwalać. Odsuwam się od niego.
-Więcej tego nie rób! - nakazałam mu, na co on tylko się uśmiechnął. - Zaraz ktoś tu przyjdzie i cię nakarmi. - on nadal się uśmiecha.

***
 Znalazłam kobietę, która wcześniej tu przychodziła i kazałam jej iść do Arona. Sama chodzę po mieście bez celu. Nie wierze, że pozwoliłam Aronowi się pocałować. Nie powinnam do tego dopuścić i nigdy więcej mu na to nie pozwolę.
 Wracam właśnie do chaty, w której znajduje się Aron. Kobieta, którą do niego posłałam nadal tam jest.
-Ona pana kocha. - skąd ona może wiedzieć co ja czuję?! Kocham Revena. Kochałam Revena...
-Chciałbym, mam nadzieję, że kiedyś będzie taka jak dawniej... - urwał.
-Jednak mimo tego jaka jest pan ją kocha?
-Bardzo. - czemu sili się na rozmowę skoro to go wykańcza?! - Kochałem przez te wszystkie lata gdy myślałem, że ona nie żyje i będą ją kochał nadal. - nie wierze w to co słyszę...
-Można jej pozazdrościć, ale niech mi pan wierzy, ona na prawdę pana kocha, nie odstępowała pana na krok, sama zjadła dopiero nie dawno. - weszłam do środka zamykając za sobą głośno drzwi, kończąc tym samym tą rozmowę. Spojrzeli w moją stronę.
-Jak się czujesz? - zapytałam tak chłodnym głosem na jaki tylko mnie było stać.
-Lepiej. Kiedy możemy wracać do stolicy?
-Zwariowałeś!? Ty nawet sam zjeść nie możesz, a myślisz o powrocie! - uśmiechnął się. To go bawi! On robi to specjalnie! On chce żebym pokazywała, że się o niego martwię. - Był tu ten cały lekarz? - zapytałam już spokojnym głosem.
-Tak.
-Co powiedział?
-Że przeżyje.
-No zabawne! Tyle to wiem i ja! - krzyknęłam wściekła na co on się uśmiechnął. - Idź spać, a pani dziękuję za pomoc. Kobieta wyszła, ale na jej twarzy malował się uśmiech.
-Nie sądzisz, że spałem już wystarczająco długo? - zapytał rozbawiony tym swoim zachrypniętym głosem.
-Och zamknij się wreszcie.

***
 Aron jest już zdrowy, a po jego ranie została tylko blizna. Wracamy do stolicy\. Po przebudzeniu Arona w mieście byliśmy przez osiem dni, mężczyzna ma silny organizm i tyle czasu wystarczyło żeby w pełni doszedł do siebie.
Nadal jestem wściekła na siebie, że nie umiem trzymać przy nim nerwów na wodzy, jeszcze niedawno z mojej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji.
Staram się nie myśleć o tym co powiedział Aron, miałam się zemścić i to zrobię, po to tu jestem. Zemszczę się na ludziach, którzy odebrali mi Revena. Tak bardzo go kochałam. Coraz częściej mówię, że go kochałam, czy ja już nic do niego nie czuje? Może już całkiem jestem pozbawiona uczuć.

***
 Jestem w mojej komnacie w królewskim zamku do którego dotarliśmy kilka godzin temu. Wcześniej się jej nie przyglądałam, ale teraz widzę, że jest ogromna. Podłoga jak i ściany są jasne. Mnóstwo tu roślin, pną się one począwszy od ścian i oplatają znaczną część sufitu.
Muszę zacząć działać. Chcę dopaść kogoś kto zlecił porwanie lub zabicie Reven'a. Wcześniej wydawało mi się to całkiem proste, ale teraz nie wiem nawet od czego zacząć.
 Jutro wieczorem ma odbyć się jakaś uczta, na którą niestety jestem zaproszona, będę tam główną atrakcją, król chce mnie pokazać swoim pupilkom. Mój ojciec też przybędzie, ale król postara się o to, aby nikomu nie powiedział kim jestem.

***
 Szykuję się właśnie na przyjęcie. Nie mam ochoty tam iść. Mam na sobie długą jasno zieloną suknie, na szczęście ma ona prosty krój, ale jest ładna i to bardzo. Muszę przyznać, że mi pasuje. Ostatnio w sukience chodziłam jeszcze dzień przed moją ucieczką, byłam wtedy na spacerze z Aronem...
 Uroczystość trwa od godziny. Evendor przedstawił mnie już wszystkim. Z ojcem nie rozmawiałam. Nie wiem nawet czy chciałabym z nim rozmawiać... Leonard podziękował mi za to co zrobiłam dla Arona. Mężczyzna właśnie dziś wrócił z misji, na której miałam być razem z nim i gdy dowiedział się co się stało był w szoku, przynajmniej tak mi powiedział, ale to na pewno prawda. Kto by uwierzył, że Śmierć zdobędzie się na coś takiego?
 Król chce abym się z kimś przywitała, jacyś spóźnialscy. Z tego co powiedział mi Leonard jest to jakaś bogata rodzina. Nie wiem jak się nazywają, wiem tylko, że przybyła tu matka z synem i jego żoną. 
 Evendor właśnie mnie zawołał i zasiadam do stołu obok niego, jestem dziś jego honorowym gościem i tu jest moje miejsce... Rodzina, której miał mnie przedstawić zmierza w naszą stronę. To niemożliwe! To nie może być prawda!

----------------------------------
Co powiecie na ten rozdział?
Nie uśmierciłam Arona, ktoś bardzo sobie tego nie życzył.
Jak myślicie co zobaczyła Feniks?
Czekam na komentarze.

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział VI

 ------------------------------
Chce go nienawidzić,
ale nie potrafi.
Nie interesuje jej życie innych,
a o niego się martwi.
------------------------------

Odwracam się, żeby się upewnić. Tak to on, to Aron. Zmienił się. Stał się mężczyzną. Gdy opuszczałam dom miał on dwadzieścia jeden lat, ale wyglądał jak chłopiec. Nie wiem tylko co on tutaj robi, jego ojciec mówił, że chłopak jest na misji i nie wiadomo kiedy wróci. Chyba dopiero teraz dotarło do Arona kim jestem. Podchodzi do mnie nie zważając na króla. Przygląda mi się uważnie. Przytula mnie. Bardzo mocno mnie przytula, odrywa mnie od ziemi na wysokość kilku centymetrów. Mam ochotę się mu wyrwać, ale tego nie robię, spędziliśmy razem tyle lat więc wolę żeby chłopak powoli oswoił się  z myślą, że jego przyjaciółka, którą szukał przez cały rok jest tą, którą wszyscy nazywają Śmiercią. Król jest zaskoczony obrotem sprawy do tego stopnia, że nic nie mówi. Aron puścił mnie.
-Czy ty zgłupiałaś!? Wiesz jak się o ciebie martwiłem?! Szukałem cię przez rok! Byłem pewny, że nie żyjesz!- elf zaczął wykrzykiwać.
-Spokojnie, przecież żyję.
-Aronie, Morte jest niezbyt rozmowna. Możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi? - zapytał król.
-Mogę mówić sama!
-Czy ty na prawdę jesteś... Nie! To nie możliwe! Nie możesz nią być!
-Ale nią jestem.
-Nie wierzę!
-Jednak taka jest prawda. Musisz ją zaakceptować, albo o mnie zapomnieć. Osobiście wolę, abyś wybrał tą drugą opcję. - powiedziałam beznamiętnie. Widząc twarz króla można z niej wyczytać, iż cała ta sytuacja irytuje go, przecież nie wie co dzieje się przed jego nosem.
 Za chwilę odbędzie się uczta. Jestem na nią zaproszona jako Morte. Należę do armii króla. Evendor chce mnie uroczyście przywitać w swoich szeregach. Obecnie będę zastępcą Leonarda i z nim wyruszę pojutrze na misję. Ma być jeszcze kilka osób, ale nie wdawałam się w szczegóły kto to będzie i tak z pewnością ich nie znam. O tym kim byłam za nim stałam się Śmiercią wie tylko Leonard, Aron i król. Monarcha uparł się, aby dowiedzieć się o mnie wszystkiego i stało się podobnie. Wie o mnie wiele, przynajmniej do czasu kiedy mieszkałam z moim ojcem. Moje życie przed tym gdy stałam się Śmiercią jest tajemnicą i nikt nie może jej poznać.
 Siedzę przy stole, w wielkiej, bogato zdobionej sali obok Arona. Kolory ścian są jasne, można by rzec, iż są pełne życia. Aron wciąż mi się przypatruje, jest teraz inny, gdy mnie zobaczył wyglądał na szczęśliwego, ale gdy teraz na niego patrze mam wrażenie, że wolałby gdybym nie żyła. Prawdę mówiąc to wolałabym nie żyć, czasem mam ochotę odpuścić sobie zemstę, ale nie mogę. Muszę wiedzieć co stało się z Revenem.
Przybył król, teraz oczy wszystkich, które jeszcze przed chwilą były  wpatrzone we mnie, powędrowały na postać monarchy. Evendor wstaje i prosi o uwagę.
-Zapewne wszyscy pamiętacie jak bardzo chciałem, aby Morte, o której krąży tyle plotek i która sieje większy strach w sercach ludzi niż którykolwiek z moich rycerzy dołączyła do naszej armii. - rozgadał się...-Mam wielką przyjemność, poinformować wszystkich tutaj zgromadzonych o tym, że Morte dołączyła do naszej armii. Właśnie dlatego, iż chciałem przekazać wam tę  wspaniałą nowinę, ucztę, która miała odbyć się na cześć moich wspaniałych żołnierzy przeniosłem na wieczór i zaprosiłem tyle osób ile tylko można. - nie dość,  że papla to jeszcze lizus i egoista. Ciągle tylko "moi", nie tak powinien przemawiać króla. - Morte pozwolisz na chwilę, na pewno wszyscy chcą cię zobaczyć. - jest tu chyba tylko jedna Morte... Wstaje i bez słowa idę w stronę Evendora. Patrzą na mnie dosłownie wszyscy, ich miny są bezcenne, a na twarzach dam dworu maluję się ogromne zaskoczenie. No tak, jak kobieta może walczyć i to do tego należeć do  wojska? Pewnie jeżeli znajdzie się jakaś odważna zada mi to pytanie.
 Siedzę obok Arona, mnóstwo osób tańczy, a reszta je lub pije.
-Chodźmy stąd. - Aron cały wieczór nie odezwał się do mnie słowem, a teraz che żebym z nim wyszła.
-Gdzie i po co?
-Musimy porozmawiać.
-Musimy? Nie sądzę. - mężczyzna irytuje się.
-Feniks proszę.
-Miałeś tak na mnie nie mówić!
-W takim razie chodź ze mną. - nic nie odpowiadam, wstaje i wychodzę z sali. Jestem na korytarzu, jego ściany są zdobione roślinnością, która pnie się aż po sam sufit i mimo, że to zostało namalowane wygląda jak prawdziwe. Mnóstwo tu obrazów i rzeźb. Słyszę kroki, to na pewno Aron. Dogania mnie.
-Chodź tędy. - łapie mnie za rękę.
-Dlaczego mam ciebie słuchać?!
-Szukałem  ciebie przez rok więc ty również możesz poświęcić mi trochę czasu. - nic nie mówię. Daje się mu prowadzić. Wchodzimy do jakiejś komnaty, zapewne należy do niego. Aron zamknął drzwi na klucz. Mężczyzna nic nie mówi, on tylko się na mnie patrzy.
-Chciałeś porozmawiać więc mów. - mam jeszcze dziś spotkać się z Erickiem.
-Co się stało przez te cztery lata? Dlaczego tak się zmieniłaś? - mówi to nie swoim głosem. Ten głos jest przepełniony bólem...
-Nic co powinno cię interesować, jeżeli chciałeś rozmawiać tylko o tym to mogę już iść.
-To co o tobie mówią to prawda?
-Tak. - jego twarz... Widać na niej smutek. Nie wiem czemu, ale jest mi go szkoda.
-Nie mogę w to uwierzyć. Brzydziłaś się rozlewem krwi.
-Dobrze powiedziane, czas przeszły, tak było, ale już nie jest.
-Czy dla mnie też musisz być taka?
-Czemu miałabym być dla ciebie inna? Nie jesteś wyjątkiem.
-Wiesz, byłem pewny, że jestem. Znamy się tyle lat... - przerywam mu.
-Dziewczyna, którą znałeś umarła rok temu. Muszę iść. - wychodzę zostawiając Arona samego, ale przed moimi oczami stoi on nadal, najbardziej w pamięci utkwiły mi jego smutne oczy. Czyżbym jednak miała sumienie? Nie, sumienie umarło wraz z Feniks, z dawną mną. Sumienie odeszło z Revenem.
 Wyszłam z zamku, zmierzam właśnie do stajni, w której miałam spotkać się z Erickiem. Wchodzę do budynku i widzę Ericka.
-Wyjaśnij mi wszystko!
-Nie tracisz czasu. - zaśmiał się.
-Mów.
-Jestem jego ojczymem. Szukam go od kilku lat. Jego matka bardzo za nim tęskni. Wiedziałem, że podróżujecie razem.
-Skąd?! - nie wiem co myśleć.
-Nie tylko ja go szukam, jeden z moich elfów znalazł was, Reven wiedział kim on jest, wściekł się i chciał go zabić po to, aby ten nic nikomu nie powiedział, ale ty wtedy byłaś inna, uprosiłaś go żeby darował życie mężczyźnie. Gdy Melof opowiadał mi o tym, nie mogłem uwierzyć, że masz taki wpływ na tego chłopaka. Pamiętasz to wydarzenie, prawda? Było to niecałe dwa lata temu. - doskonale to pamiętam.
-Tak, pamiętam.
-Chcesz wiedzieć coś jeszcze? - chce jak najszybciej zostać sama.
-Dlaczego Reven odszedł z domu?
-Reven miał dużo kłopotów, często wdawał się w różne awantury. Pewnego dnia po prostu zniknął.
-Co to za kłopoty?
-Myślisz, że komuś się zwierzał.
-A awantury?
-Awanturował się z każdym nawet z błahego powodu.
-Czemu?
-Nie wiem. - nic nie mówię. Odwracam się i odchodzę. - Zaczekaj!
-Czego chcesz?
-Mówiłem, że szukam Revena. Co się z nim dzieje.
-Nie wiem. Zapewne nie żyje.
-Co!?
-Zaatakowali nas gdy spaliśmy. Zabrali go. Nie zdradzę nikomu kim jesteś, ale teraz daj mi odejść.
-Kto to był?!
-Nie wiem.
-Jak ja powiem żonie, że nasz syn nie żyje - widzę smutek, rozpacz  bezradność i łzy, nie dziwie się Erickowi. Chwila, czy on powiedział "nasz syn"?
-Mówiłeś, że jesteś ojczymem Revena.
-Bo jestem, ale był dla mnie jak syn. - nic już nie mówię. Odchodzę.
 Siedzę na parapecie okna w mojej komnacie. Okno jest otwarte, do środka dostaje się chłód z zewnątrz. Niebo jest usłane gwiazdami. Wszystko jest takie ciche i spokojne. Mogłabym siedzieć tak godzinami. Żałuję, że spotkałam Ericka, nie powiedział mi on wiele, sprawił tylko, że wróciły wspomnienia, a razem z nimi ból. Nie jest on tak silny jak kiedyś, ale nadal odczuwalny. Erick zapewne będzie chciał wrócić do domu z samego rana.
Zastanawiam się jak to by było, gdyby Reven był przy mnie. Pamiętam jego słowa bardzo wyraźnie: "Gdy skończę sto lat, osiądziemy gdzieś i założymy rodzinę", zapytałam go dlaczego akurat wtedy, powiedział mi, że może do tego czasu on zmądrzeje, na co obydwoje zaczęliśmy się śmiać. Często o tym rozmawialiśmy przed jego zaginięciem lub śmiercią... Łza spływa mi po policzku, jestem sama, mogę sobie na to pozwolić. Kiedyś zadałam mu pytanie: "Jesteś pewny, że będę czekała na ciebie tyle lat? Wątpię, że ty kiedykolwiek zmądrzejesz." na te słowa się zaśmiał i powiedział, że nigdy nie pozwoli mi odejść. Ja jemu pozwoliłam. Nie dałam rady go uratować. Jak mogłam pozwolić im go zabrać. Co się z nim działo? Czy cierpiał? Zginął czy może nadal żyje?
Reven był bardzo specyficzną osobą, był oschły, zimny, wredny i chamski, ale gdy poznaliśmy się lepiej... Zakochałam się w nim. Kilka razy próbował mnie uwieść, ale po jakimś czasie przestał, zrozumiał, że jeszcze nie czas na to. Byliśmy szczęśliwi.
Przez rozmowę z Erickiem uświadomiłam sobie, że nie wiele wiem o Revenie. Wiem jaki był, ale nie znam jego przeszłości, nie wiele wiem o jego życiu.
 Słońce wschodzi, nawet nie zauważyłam, że siedzę tutaj tak długo. Położę się spać.
 Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstaje niechętnie z łóżka. Otwieram drzwi. To Aron.
-Czego chcesz?
-Powinnaś wstać, teraz są ćwiczenia. Jadłaś już?
-Nie.
-Ubierz się, zaczekam na ciebie.
-Chce ci się?
-Czekałem tyle czasu. - powiedział szeptem.
-Co? - podszedł do mnie. Próbował mnie pocałować, ale uderzyłam go w twarz. - Co ty sobie wyobrażasz?!
-Sam nie wiem! Może jestem idiotą i mam nadzieje, że dziewczyna, która znaczy dla mnie wiele wróci! - nie mogę uwierzyć w to co słyszę!
-Wyjdź! - wyszedł. Co on sobie wyobraża? Nie widzieliśmy się cztery lata.
 Kolejny dzień. Jestem w drodze do miasta, które jest atakowane przez ludzi. Miałam być na jakiejś misji z Leonardem, ale król zmienił zdanie i przydzielił mnie tutaj. Aron też tu jest. Od wczorajszego incydentu nie rozmawialiśmy, mimo, że obydwoje jedziemy nie daleko siebie. Za niecałą godzinę dotrzemy na miejsce. Zastanawiam się jak to możliwe, że ludzie dostali się w głąb naszego kraju niezauważeni, mogli podróżować lasami, ale one też się kończą. Zresztą to nie mój problem.
Nie wiem czemu w głowie mam nadal słowa Arona. Czekał na mnie. Nie wiem co to wszystko miało znaczyć, przecież był pewien, że nie żyje. Trzy lata temu znalazł jakiś trop, który na to wskazywał. Może powinnam z nim o tym porozmawiać, zapytać co takiego znalazł? Dlaczego dopiero teraz o tym pomyślałam? Podjeżdżam do chłopaka.
-Możemy porozmawiać?
-O czym? - jest na mnie zły.
-Na osobności.
-Zabawne, zauważ, że jest tu tyle osób. Porozmawiamy po bitwie.
-Skąd wiesz, że to przeżyjemy? - spojrzał na mnie. Wygląda teraz o wiele spokojniej.
-W takim razie uważaj na siebie. - przybliżył się do mnie, na tyle ile pozwala jazda na koniu. - Proszę. - wyszeptał. Odjechał. Co jeżeli on nie przeżyje? Nie wiem. Nie powinnam się tym przejmować, a jednak to robię, przecież byliśmy kiedyś przyjaciółmi.
 Widzę już miasto, atakują je oddziały ludzi, wdarli się do miasta, a zaatakowali kilka godzin temu. Dobrze, że stolica jest blisko tego miasta inaczej nie moglibyśmy im pomóc. Chociaż nie powinno mnie to tak cieszyć, są zdecydowanie za blisko stolicy. Nasze konie zaczynają galopować.
 Jesteśmy bardzo blisko miasta. Ludzie nas dostrzegli i przygotowują się do odparcia ataku. Nasi łucznicy zajmują pozycje i zaczynają ostrzelać wroga, mogłabym im pomóc, ale wolę walkę bezpośrednią. Atakujemy, walka rozpoczęła się na dobre. Zabijam kolejnych ludzi.
 Walka trwa już od godziny, wygrywamy. Wkrótce wszystko się zakończy, ludzie nie mają szans są osaczeni i zostało ich nie wiele. Ziemię ścielą ciała martwych ludzi i elfów. Kilka metrów przede mną widzę walczącego Arona, jest on otoczony. Mam nadzieję, że sobie poradzi. Pokonuję kolejnych napastników, widzę Arona, mężczyzna nie ma szans, co raz więcej osób zbiera się wokół niego. Biegnę w jego stronę, on długo nie wytrzyma. Boję się o niego. Dobiegam do niego. Walczę z jakimiś ludźmi, są dobrzy. Jeden z nich trafił mnie w ramię, na szczęście to tylko niegroźne zadrapanie. Aron odpiera atak, pomagam mu. Zostało już nie wielu walczących, a w okolicy sześćdziesięciu metrów od nas nie ma nikogo, wszyscy którzy tu byli skupili się na atakowaniu Arona i mnie. Podchodzę do mężczyzny. Jest on wykończony walką bardziej niż ja, ale to przecież głównie na mim się skupili.
-Jesteś ranny? - pytam. Uśmiecha się.
-Nie, a ty? - kłamie.
-Kłamczuch! Nic mi nie jest. - zaśmiał się.
-To dobrze. Martwiłem się o ciebie. - zaczyna schodzić na niebezpieczny grunt. Trzeba zmienić temat.
-O Śmierć nie trzeba się martwić. - posmutniał.
-Mam nadzieję, że kiedyś przestaniesz tak na siebie mówić. Chodźmy pomóc reszcie rozprawić się z tymi, którzy zostali. - on nie może tam iść!
-Nie dasz rady, jesteś za słaby.
-Poradzę sobie. - poszedł. Jaki on jest uparty! Idę za nim, nie zostawię go samego.
-Uważaj! - krzyknął. Stanął przede mną. Upada na ziemię. Z jego ciała wystaje strzała! Nie! Widzę kogoś z łukiem. Rzucam się na niego i zabijam. Biegnę do Arona. Stracił przytomność czy może nie żyje?! Czemu ten idiota nie chodzie w zbroi?!
-Aron! Wstawaj! Słyszysz?! Musisz żyć idioto! Wstawaj!

------------------------------------
I jak?
Czekam na opinie.

czwartek, 19 czerwca 2014

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział V

---------------------
Czasem przypadek zmienia wiele.
---------------------

-Tak panie, jest bardzo ważna. -przeginają!
-Jestem tu więc mogę mówić za siebie! Chciałeś mieć mnie w swojej armii! To ja jestem Morte! - nerwy mi puściły. Myślę, że źle to rozegrałam. Twarze wszystkich są zwrócone w moją stronę, dziwne, że król jeszcze nie zareagował na mój wybuch złości.
-Skąd mam mieć pewność, że mówisz prawdę? - w tym momencie Leonard mógłby się odezwać. Patrzę na niego.
-Zapytaj swoich ludzi. - mówię z podniesioną głową.
-Spotkaliśmy się z nią w drodze na zamek panie, jej ojciec wysłał ją na dwór...
-Kim jest jej ojciec? - Evendor wciął się Leonardowi.
-Nie ważne kim jest mój ojciec, ważne kim ja jestem! Uratowałam życie twoim ludziom.
-Czy nie nauczono cię, że królowi należy się szacunek! - nie wierze, najpierw mi przerywa, a potem na mnie wrzeszczy. Tak się nie bawimy... Uśmiecham się szyderczo i unoszę głowę.
-Próbowano. - mówię z kpiną w głosie. Niech wie, że to ja ustalam reguły.
-Dosyć! Strarz, wyprowadzić ją, a ty Leonardzie uważaj, bo następnym razem ciebie też wyprowadzą! - zaśmiałam się szyderczo. W moją stronę idzie dwóch rycerzy, a Leonard się uśmiecha, bo domyśla się, że za chwilę odbędzie się tu małe przedstawienie. Może jednak Evendor uwierzy w moje słowa. Na pewno. 
-Będzie ciekawe. - mówię to nadal się uśmiechając. Król jest zszokowany. Strażnicy są coraz bliżej, wyjmuje miecz z pochwy i obracam go w ręku, ich miny są bezcenne, właśnie po to zrobiłam tą sztuczkę, uwielbiam patrzeć na dezorientację i strach w oczach innych. Jeden podchodzi do mnie pierwszy, wyciągnął miecz, ale nie atakuje. Drugi rycerz ustał kilka metrów dalej.
-No proszę, dżentelmeni. - mówię z drwiną w głosie. - Skoro nie chcecie uderzyć pierwsi to proszę. - Po tych słowach rzucam sztyletem w mężczyznę, który znajduje się w większej odległości ode mnie, ostrze rozcina jego szyję, ale cięcie jest płytkie, to było zamierzone. Drugiego elfa atakuję mieczem. Minęła chwila, a mężczyzna leży na podłodze z bronią przy szyi. Trzech rycerzy zmierza w moją stronę. Mnie interesuje jednak mina króla. Zaczyna do niego docierać kim jestem. Uśmiecham się z wyższością, monarcha zrozumiał, że ten gest z mojej strony oznacza, że pozwalam mu wycofać jego podwładnych jeżeli nie chce on rozlewu krwi. Evendor zacisnął szczękę i pięści, ale nic nie mówi.
-Jeszcze krok i pozabijam was wszystkich, a najpierw tego, który leży na ziemi. Udowodniłam, że umiem walczyć mieczem i rzucać nożem, w każdej chwili mogę pokazać jak celnie strzelam. - ich miny mówią same za siebie, gdyby mogli odpuściliby sobie próby wyprowadzenia mnie. Leonard uśmiech się.
-Panie, wydaje mi się, że Morte pokazała ci wystarczająco dużo abyś jej uwierzył.
-Przestańcie! Chciałbym porozmawiać z tobą na osobności moja droga, ale wydaje mi się, że nie jest to zbyt rozsądny pomysł. - powiedział to z uśmiechem. Gdybym chciała to również jego mogłabym zabić, a on się uśmiecha.
-Ja również wolę rozmowy na osobności wiec przywołaj tu kogoś kto będzie cię strzegł, ale nie rozsieje plotek.
-Wyśmienity pomysł. Leonardzie ty zostaniesz ze mną i pośle po jeszcze jedną osobę.
-Dwie osoby? Śmiałe posunięcie. - taka przecież jest prawda.
-Możliwe, ale to jedni z najlepszych wojowników jacy są obecnie w zamku i mam do nich pełne zaufanie, a wolałbym już załatwić sprawy związane z tobą. - kieruje te słowa do mnie.
-W takim razie darujmy sobie te gadki i poślij po kogoś.
-Jesteś bezczelna. - uśmiecha się. - Kimkolwiek jest twój ojciec, nie wiem czemu posłał cię on na mój dwór.-zdziwiłby się gdyby wiedział kim jest mój ojciec.
-Ja również tego nie wiem. - kolejne kłamstwo, bez niego dzień byłby dziwny.
Minęło kilka minut, strażnicy wyszli, zostaję tylko ja, Leonard i Evendor, ktoś wchodzi.
-Panie, wzywałeś mnie. - nie wierzę! Co on tu robi!

---------------------------------
I jak myślicie kto właśnie przyszedł?
Powiem, krótko. Mam ostatnio małe problemy, przez co przechodzi mi ochota na pisani i jeżeli nie znajdzie się tu pięć komentarzy nie wiem czy pojawi się nowy rozdział, bo nie wiem czy ktoś czyta to opowiadanie.

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział IV

-----------------------------
Wspomnienia ją bolą.
Liczy się tylko zemsta,
zrobi wszystko,
aby osiągnąć to na czym jej zależy.
------------------------------

 Nie wierzę w to co słyszę to przecież nie możliwe!
-Ty jesteś ehominis, skoro Reven to twój syn też powinien nim być, chyba, że sam jesteś dzieckiem ehominis!
-Masz rację, ale wszystko jest bardziej skomplikowane. - tylko tyle ma do powiedzenia?
-W takim razie wyjaśnij mi to! - to wszystko co raz bardziej działa mi na nerwy!
-Normalnie jesteś nie pokonana, a teraz nawet nie słyszysz, że ktoś się tutaj zbliża? - powiedział to z drwiną w głosie. Nie wiem kim on jest dla Reven'a, ale coś na pewno musi ich łączyć. Obydwoje świetnie udają. Ta jadowitość w głosie, ta wyższość. Emocje, które wyraża jego głos zmieniają się z każdym wypowiedzianym przez niego zdaniem. On ma rację, emocje nie pozwalają mi jasno myśleć. Muszę stąd iść. Lepiej żeby nikt nie widział nas razem, nie ufają nam i mają rację, ale teraz ich obawy mogłyby się jeszcze bardziej nasilić.
-Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. - mam nadzieję, że jak najszybciej. Wypowiedziawszy te słowa uciekam. Nie powinni zobaczyć mnie razem z Erick'iem.
 Jestem na polanie. Moja warta już minęła, ale ja nie mogę zasnąć. Kim jest ten mężczyzna? Co łączy go tak naprawdę z Reven'em? Czy on na prawdę może być jego ojcem? Nie, przecież sam powiedział, że to wszystko jest bardziej skomplikowane. Nawet nie mogę logicznie myśleć. Brakuje mi Reven'a, może nie tak bardzo jak kiedyś, ale nadal znaczy on dla mnie wiele, może nawet zbyt wiele. Byłam z niem szczęśliwa. Erick sprawił, że wspomnienia wracają. Miesiąc po mojej ucieczce z domu zostałam zaatakowana, co prawda Aron nauczył mnie podstaw i mam do tego talent, ale z tego starcia nie wyszłabym zwycięsko. Zjawił się on - blondyn z łukiem i zawadiackim uśmiechem. Uratował mi życie, ale oczekiwał czegoś w zamian, bo jak on to mówił: "Nie ma nic za darmo". Wściekłam się, ale on przystawił mi miecz do gardła, w tamtym momencie go znienawidziłam. Okazało się, że Reven chce tylko abym poszła z nim do pobliskiego miasta i kupiła tam żywność, oczywiście za jego pieniądze, bo moich było nie wiele. Nie interesowało mnie czemu on sam tego nie zrobi, chciałam jak najszybciej uwolnić się od niego, jednak coś pokrzyżowało mi plany.
-Feniks śpij. Wyruszmy o świcie.- to Leonard. Jego głos wtrącił mnie z moich myśli, ale ma on rację. Nie odpowiadam, odwracam się na drugi bok. Czuję jak po moim policzku spływa łza. Nie wiem nawet kiedy ją uroniłam. Na początku nie nawiedziłam Reven'a, ale potem... Potem go pokochałam. Bardzo pokochałam. Nigdy nie byłam szczęśliwsza niż z nim, nawet w domu, w którym miałam wszystko czego tylko mogłam zapragnąć. Muszę przestać o nim myśleć, bo wspomnienia powodują tylko, że z moich oczu wypływa coraz więcej łez. Nie będę już myślała. Nie będę myślała o nim.
 Mija już południe, słońce po raz kolejny praży nie miłosiernie. Ciekawe jak ci wszyscy rycerze wytrzymują w tych zbrojach. Metal bardzo się nagrzewa. Gdyby nie fakt, że tak bardzo ich nienawidzę to współczułabym im. Nie wierze, że Aron jest jednym z tych idiotów.
Właśnie Aron. Ciekawe jaka będzie jego reakcja na mój widok. Sama nie wiem, myśli, że nie żyje. Chyba będzie na mnie wściekły. Nie wiem jak mógł szukać mnie przez rok i jakim cudem wpadł na trop mówiący, że nie żyje. Gdybym wtedy zginęła, byłoby prościej. Chwila... Skoro Aron i jego ojciec byli pewni, że nie żyję, to mój tata też musiał być o tym przekonany. Czemu więc tak mnie przywitał? Dołujące to trochę... Pewnie wszyscy są przekonani, że nie żyje, może nie brałam aktywnego udziału w życiu naszego królestwa i nie znam zbyt wielu pupilków króla, jak i jego samego, ale wszystkich zna mój ojciec. Wieść o tym, że zaginęłam na pewno dotarła do całego świata tych nadętych arystokratów więc to samo musiało być z wiadomością o tym, że nie żyje. Widzę już zamek, będziemy w nim za niecałe dwie godziny. Ciekawe co mnie tam czeka. Muszę zostać jednym z rycerzy króla, będzie mi łatwiej wprowadzić mój plan zemsty w życie będąc żołnierzem niż jakąś damą dworu. Jak ja nienawidzę tego pojęcia - "dama dworu" wolę już chyba tych rycerzy. Nie chyba tylko na pewno. Nienawidzę rycerzy bo wiem, że któryś z nich mógł uczestniczyć w porwaniu Reven'a. Nawet mógł go zabić... Wszyscy na pewno nie uczestniczyli w tamtym wydarzeniu, ale świadomość, że któryś z tamtych tchórzy może jechać teraz obok mnie sprawia, że nie mogę wytrzymać. Tylko tchórze atakują we śnie innych mając przewagę. Tchórze lub mordercy. Też jestem mordercą. Mam ochotę kogoś rozszarpać, ale przecież wielu z rycerzy ginie, aby chronić to królestwo, nie mogę winić ich wszystkich za to co stało się tamtej nocy. Wszystkie te panienki na zamku tylko siedzą i się uśmiechają. Po co coś takiego? Dotrzymują towarzystwa, czy może wzdychają do owdowiałego króla?
Muszę jeszcze znaleźć okazję, żeby porozmawiać z Erick'iem. Cała ta sytuacja nie daje mi spokoju. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Mam coraz większe wątpliwości co do słów tego elfa. Fakt, nie jest elfem, ale nie podoba mi się zwrot ehominis więc będę nazywała go elfem, ma przecież więcej cech elfa niż człowieka.
Jesteśmy w mieście, konie odprowadziliśmy do stajni królewskiej. Zdążyłam powiedzieć Erick'owi, że spotkamy się tu dziś w nocy. Zgodził się. Nie miał innego wyjścia.
Rycerze zostali powitani przez króla i zaproszeni przez niego na ucztę do jego zamku. Właśnie tam zmierzamy. Mieszkańcy miasta dziwnie na mnie patrzą, pewnie zastanawia ich co robię wśród rycerzy i dlaczego bez zaproszenia króla idę razem z nimi w stronę zamku. Cóż, pewnie nie spodziewają się tego, że jestem Śmiercią. Ciekawe co na to wszystko powie Aron. Nie powinno mnie interesować jego zdanie, ale jednak tak jest, razem się wychowaliśmy. Widywaliśmy się prawie każdego dnia. Kiedyś nawet byłam nim zauroczona, ale to przed moją ucieczką. Stare czasy...
Wchodzę właśnie do sali tronowej razem z Leonardem, który poprosił wcześniej króla o rozmowę. Widzę już monarchę siedzącego na tronie, który jest lekko zszokowany, zapewne moją obecnością. Stajemy przed królem, elf obok mnie klęka przed władcą, ja tylko lekko skinam głową. Evendor - bo tak ma na imię król jest zszokowany moją postawą.
-Wstań Leonardzie. - zaczyna swoją przemowę. Chyba będę się nudziła. - W jakim celu chciałeś rozmawiać ze mną bez obecności swojej świty i kim jest twoja towarzyszka? - może jednak nie będzie aż tak źle, skoro już zaczął się temat o mnie to możliwe, że ta rozmowa nie będzie trwałą w nie skończoność. Widzę jak król i jego strarz przygląda się mojej broni.
-Panie, właśnie o niej chciałem z tobą rozmawiać. - wiedzę zaskoczenie na twarzy władcy.
-Czemu to o niej? Czyżby była, aż tak ważna? - wkurza mnie! Rozmawia z Leonardem tak jakby mnie tu nie było! Może to przez to, że nie okazałam mu należytego szacunku. Tak czy inaczej jeszcze jedno zdanie, w którym będą mówić o mnie w taki sam sposób jak robili to dotąd to sama się wypowiem!

----------------------------
I jak sie podoba?
Zostawiajcie po sobie chociaż kropki w komentarzach, bo nie wiem czy mam dalej publikować te opowiadanie. Dalej będę je pisać, ale możliwe, że tylko dla siebie.

niedziela, 15 czerwca 2014

Bohaterowie

Zapraszam do zakładki bohaterowie.
Poprawiłam błędy i zamieściłam zdjęcia oraz dodałam nowych bohaterów.

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział III

----------------------------- 
Jedno imię  może przywrócić jej ból.
Jedna osoba może przywrócić jej wspomnienia.
-----------------------------

Zmierzam z Fin'em w stronę polany. Fin to wysoki, ciemnowłosy elf. Nie przyglądałam się mu zbyt dokładnie, nie jest mi to potrzebne. Na szczęście mężczyzna nie odezwał się ani słowem. Nawet gdy się zgłaszał to wyraził to gestem skinięcia głowy.
Jest ciepło, promienie słońca stały się odrobinę mniej dokuczliwe, wieje orzeźwiający, lekki wiaterek, znów słychać śpiew ptaków. Ja i Fin poruszamy się bez szelestnie. Myślałam, że będę miała z nim więcej kłopotów. Od kiedy to uważam się za najlepszą. Muszę trochę przy stopować, bo kiedyś mogę trafić na przeciwnika, który umiejętnościami będzie mi dorównywał. Mam nadzieję, że tak się jednak nie stanie. Lubię strach w oczach ludzi gdy dowiadują się kim jestem. Podoba mi się budzenie lęku w innych.
 Las staję się coraz rzadszy. Polana, do której zmierzamy musi być już nie daleko. Zastanawiam się co tam zobaczymy. Ktoś się zbliża. Zatrzymuję Fin'a. Schowaliśmy się za drzewami, jeszcze kilka kroków i nie mielibyśmy na to możliwości. Postać jest coraz bliżej. Polana, której szukamy jest gdzieś w dole. Widać to dopiero teraz gdy człowiek, który zmierza w naszą stronę ukazuję całą swoją sylwetkę.
-Zdejmę go.-Mówię to do Fin'a ledwo słyszalnym głosem na co on tylko kiwa głową. Przygotowuję łuk. Wychylam się zza drzewa i oddaje strzał. Nie wierzę! Mężczyzna zrobił unik. Prawie trafiłam, ale on jednak żyje i biegnie w moją stronę. Przygotowuję się i strzelam. Trafiłam w ramię. Kolejna strzała przecina powietrze. Utkwiła ona w nodze mężczyzny, który teraz zachwiał się i jakimś cudem nadal stoi. Przygotowuję się do strzału. Tym razem trafię prosto w serce. Nagle jak z pod ziemi wyrósł przede mną Fin. Kiwnął głową na znak zaprzeczenia. Zapomniałam, że rycerze okazują łaskę. Dotąd ja również to robiłam. Ludzie mówiąc na mnie Morte mają rację, człowiek, którego chcę zabić jest sam, w dodatku z dwiema strzałami utkwionymi w ciele, a ja zwyczajnie zapomniałam, że należy okazać mu litość. To co o mnie mówią to prawda. Nie mam sumienia.
-Czy ty nie możesz mówić?!-Wykrzyczałam poirytowana zachowaniem elfa. Ten tylko spojrzał mi w oczy i zaprzeczył kręcąc głową. Nie wiedziałam... Trudno to nie moja sprawa. Podchodzę do człowieka siedzącego na ziemi. Jest wytrzymały. Wyrwał już strzałę z nogi. Chwila, to nie człowiek tylko elf! Spojrzałam na Fin'a, on również to zauważył. Przy śpieszyłam kroku, wyciągam miecz i przykładam go do gardła elfa.
-Kim jesteś i co tu robisz?-Pytam chłodnym głosem.
-Ja? Siedzę bo jakaś kretynka mnie postrzeliła.-Powiedział z ironią w głosie. Wkurzył mnie, ale mu tego nie pokaże. Jeszcze.
-W każdej chwili mogę cię zabić więc pomyśl za nim coś powiesz, a teraz opowiedz mi grzecznie na pytania, które ci zadałam.-W mojej wypowiedzi nie było żadnych uczuć, może jedynie chłód. 
-Erick. Ty jesteś za pewne Morte, zgadza się?
-Jakim cudem przeżyłeś spotkanie z ludźmi?
-Z tymi którzy uciekali w popłochu i krzyczeli, że muszą po informować króla, że Śmierć dołączyła do armii?
-Skąd mam mieć pewność, że mówisz prawdę?-Mówiąc to spojrzałam mu w oczy. Nie odwrócił głowy, on również patrzy mi w oczy. Czuje na sobie wzrok Fin'a. Jest za pewne zaciekawiony sytuacją i sam chciałby zadać pytanie elfowi, ale nie może. Przyklękam przed elfem. Wyjmuje strzałę z jego ramienia. Widzę jak jego szczęka się zacisnęła. Skrawek jego koszuli utkwił w ranie. Rozrywam ją i wyjmuję materiał co nie jest zbyt proste. Dziwne.
-Fin mógłbyś sprawdzić czy to co mówi ta ofiara losu to prawda?-Powiedziałam chłodno. Mężczyzna zgodził się i już się oddala, a ja kontynuuję czynność. Erick chyba cierpi, ale nie jest mi go szkoda. Prawdę mówiąc specjalnie robię to tak, aby jeszcze rozszarpać jego ranę. Dlaczego? Zastanawia mnie to, jakim cudem stracił tak mało krwi. Czyżby był ehominis? Muszę się upewnić zanim zadam mu te pytanie. Wyjęłam już materiał, ale nadal trzyma dłoń na jego ramieniu i przypatruję się jego ranie.
-Mogę wiedzieć co w tym momencie robisz?-W jego głosie słychać zaniepokojenie. Miałam rację. Podnoszę się i wyciągam mu dłoń, aby pomóc mu wstać. Ten jest zdziwiony moim zachowaniem, ale jednak ją przyjmuje.
-Odkąd trwa wojna nie spotkałam ehominis.-Widzę przerażenie w jego oczach.-Nie trzeba być geniuszem, żeby domyślić się, że dłubałam w twojej ranie nie bez powodu. Ehominis to urodzeni wojownicy. Czyżbyś był wyjątkiem.-Mówię chłodno i z drwiną w głosie. Patrzy na mnie przerażony. Kocham to uczucie, uwielbiam siać strach.
-Nie waż się nikomu o tym powiedzieć.-Wysyczał to zdanie ze złością, ale jego oczy są przerażone. Przerażone i wściekłe.
-Bo co mi zrobisz? Zabijesz mnie?-Mówię to spokojnym, chłodnym tonem. Lubie mówić w ten sposób, wtedy nikt nie może wyczytać żadnych emocji w moim głosie. Od roku wszyscy słyszą tylko taki ton wydobywający się z moich ust, no chyba, że ktoś mnie zdenerwuje i przestaje być miła.-Jesteś na to za głupi, nikt mądry nie rzucałby się w stronę osoby, która do ciebie strzela nie mając jakiej kolwiek broni.
-Jestem ehominis, pamiętasz? Urodzony wojownik.-Powiedział to z wyższością w głosie.
-Jestem Morte, pamiętasz?-Teraz to ja jestem górą. Kocham to uczucie.-Zawrzyjmy układ. Ja nie powiem nikomu kim jesteś, a ty odpowiesz na kilka moich pytań.
-Skąd mam mieć pewność, że nie kłamiesz?
-Nie mam może sumienia, ale mam honor.-Widzę jak Erick miota się w podjęciu decyzji.-Zaraz dołączy do nas Fin.
-Zgoda.-To ostatnie zdanie podziałało na niego tak jak tego oczekiwałam.
-Jednak nie jesteś kompletnym idiotą, a teraz pozwól, że pójdziemy po niemowę.
 Ehominis miał rację, nikogo nie było. Ja i dwóch mężczyzn wracamy do żołnierzy, którzy na nas czekają. Ktoś wychodzi nam na przeciw. To ojciec Aron'a.
-Kto to?-Powiedział Leonard widząc z nami Erick'a.
-Ma na imię Erick. Spotkaliśmy się dwa lata temu. Mieszkał nie daleko granicy, po tym jak ludzie zniszczyli jego wioskę podróżuje on po naszej krainie.-Kłamać to ja potrafię.-Teraz zmierzał w stronę stolicy. Niech jedzie z nami. Droga jest czysta, ludzie uciekli, ale nie wiadomo czy to nie jest kolejny podstęp więc przyda nam się każdy kto umie walczyć.
-Posłuchaj mnie Fe...
-Mów mi Morte, tamta osoba dawno zginęła, nikt nie musi wiedzieć, że nią byłam.-Przerywam mu, lepiej, żeby wiedzieli tylko o moim nowym wcieleniu. Tylko kilku rycerzy wie jak mam na imię, ale zanim udałam się z Fin'em na zwiady skutecznie przekonałam żołnierzy, że nie warto nikomu chwalić się znajomością mojego starego imienia i tym, że znam Leonarda i Aron'a. Leonard pokiwał tylko głową wyrażając swoje znudzenie i dezaprobatę dla mojego zachowania, ale zrozumiał o co mi chodzi.
-Dziwna sytuacja. Nie uważasz? Ludzie uciekają, a ty przy prowadzasz tu obcego, mówiąc, że może się przydać.-Nie jest głupi.
-Owszem dziwna, ale nie zapominaj, że ludziom teraz zależy na tym, aby wieść, że należę do wojska szybko dotarła do ich dowódców i króla. Myślą pewnie, że to ja przewodzę tym oddziałem i że jeśli jesteśmy tak blisko granicy to zmierzamy do ich królestwa, a ja będąca na czele wojska...-Przerywam i uśmiecham się zarozumiale.-Sam wiesz.- Uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Nie mówię już do niego pan. Nikt nie może wiedzieć, że są osoby na tym świecie, do których mam szacunek.
-Może masz rację, ale on skąd się tu wziął?-Mężczyzna nie do końca mi wierzy, ale nic nie może zrobić. Nawet jeśli drążyłby temat nic by mu to nie dało. Mam odpowiedź przygotowaną na każde pytanie.
-Już ci mówiłam. Nie powiem, że możesz zaufać Erick'owi, bo nikomu nie można ufać, ale przez dwa tygodnie podróżowałam z nim. Przydał się gdy zostaliśmy napadnięci przez ludzi.-Jestem mistrzynią kłamstwa, nie prawda?
-Niech jedzie. Wszyscy na koń!
 Jest już wieczór, zatrzymaliśmy się na skraju lasu. Droga minęła nam bez żadnych problemów. Jest pełnia, niebo dodatkowo rozświetlają gwiazdy. Kocham ten widok, jedyne co zostało po Feniks. Po dawnej mnie. Wszyscy układają się do snu, ja i Leonard bierzemy pierwszą wartę. Prawdę mówiąc wolałabym mieć ją razem z Erick'iem, zadałabym mu kilka pytań, ale kto postawi na straży Śmierć i obcego. Nikt nie jest na tyle głupi. Szkoda.
Mam nadzieję, że będzie tak jak mówił ojciec Aron'a i przyjmą mnie do wojska. Ktoś idzie w głąb lasu. Sprawdzę to.
Nie wiem kto to. Drzewa tutaj są wysokie i rozłożyste co blokuje dostęp światła. Na szczęście mam przy sobie broń. Rzucam się na mężczyznę i teraz on leży na ziemi, a ja siedzę na nim przypierająca jego ręce do ziemi i przykładając nóż do gardła. To Erick. Dlaczego nawet nie próbował się bronić?
-Gdybyśmy zamienili się miejscami ta sytuacja bardzo by mi się spodobała. Być górą nad śmiercią.-Powiedział ucieszony. Zeszłam z niego.-Nic mi nie odpowiesz.
-Z tego co pamiętam to ty miałeś odpowiadać.
-Dlaczego taka jesteś, nie pasujesz mi do roli tej złej.
-Ty nie pasujesz mi do roli tego najsilniejszego. Ciągle dajesz się podejść.
-Uważasz, że jestem najsilniejszy.
-Podobno ehominis są najsilniejszą rasą. Co tu robisz?
-Czekałem na ciebie. Na pewno chciałabyś zacząć zadawać te pytania, a do zamku zostało nam mało czasu. Chcę mieć pewność, że nie powiesz nikomu kim jestem.
-Skąd wziąłeś się na tej polanie?-Nie zamierzam wdawać się z nim w głębsze dyskusje.
-Nie tracisz czasu. Powiem ci, że z tym podróżowaniem miałaś rację, tylko jego powód był inny, no i czas mojej podróży, wyruszyłem w nią pięć lat temu.
-Po co opuszczałeś dom i zapuściłeś się tak blisko granicy?
-Szukałem kogoś. Najpierw tylko mężczyzny, a teraz również kobiety. Możliwe, że oni nie żyją.-Ten powód rozumiem doskonale, wiem jak to jest kogoś stracić, chyba na chwilę moja twarz przybrała prawdziwy wyraz. Smutek i żal. Mam nadzieję, że Erick tego nie zobaczył, niby jest ciemno, ale ja jego twarz widzę w miarę wyraźnie.-Wiesz jak to jest kogoś stracić, prawda?-Zobaczył to, moja szczęka automatycznie się zacisnęła, a twarz znów przybrała nie wzruszony wyraz. Mężczyzna uśmiechnął się tylko.
-Po co jedziesz z nami?
-Możliwe, że ją znajdę.
-Optymista.
-Co mi innego pozostało? Mam stać się mordercą? Wiem, że jesteś Śmiercią od roku, coś musiało się stać, że jesteś Zimna.
-Zimna?
-Tak. Tak właśnie mówi się na osoby pozbawione uczuć. Na ciebie ostatnio zaczynają mówić Zimna Śmierć.
-Ciekawe.
-Nie udawaj, że nie masz uczuć. Coś cie zmieniło, ale nadal je masz. Są ukryte, bardzo głęboko ukryte, ale są.
-Śmierć nigdy nie miała uczuć. Śmierć zawsze przychodziła niespodziewanie i niszczyła rodziny. Widzisz w tym jakieś uczucia?
-Nie wiem co Reven w tobie widział.-Stoję jak w ryta w ziemię. Czy on powiedział Reven? Mój Reven? Nie to nie możliwe. Oczy mnie pieką.
-O czym ty mówisz.-Udaje, że nie wiem o co chodzi.
-O mężczyźnie, który podróżował z tobą przez prawie trzy lata.
-Skąd znasz jego imię?!
-To bardzo proste. Widać, że uczucia nie pozwalają ci myśleć.-Teraz on zachowuje się tak jakby miał władzę nade mną. Po części to prawda. Jest pierwszą osobą, która zna imię mojego Reven'a i jedyną, która może coś o nim wiedzieć.
-Skąd go znasz?
-Wrócił rozsądek.-Uśmiechnął się.-To mój syn.
-Co?!
-Tak, dobrze słyszałaś. Reven to mój syn.-Jego głos zmienił się na smutny.

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział II

------------------------------
Ludzie, którzy przeżyli walkę z nią nazywają ją Śmiercią.
Co na to ona sama?
Jest z tego dumna.
Uwielbia budzić strach i szacunek.
Chodzi wciąż z podniesioną głową.
Zapomniała już kim jest.
Kiedyś brzydziła się rozlewem krwi,
teraz stała się morderczynią-Śmiercią.
-------------------------------

 Wyraźnie słyszę, że ktoś porusza się w koronach drzew. Nikogo nie widzę, ale to przez promienie słońca, które oślepiają gdy tylko wzniesie się wzrok ku niebu. Idealny moment na atak, mogą do nas strzelać, a my i tak ich nie trafimy, bo w tym momencie jesteśmy ślepi. Wszyscy podśmiewają się ze mnie, uważają za histeryczkę, ale nie wiedzą kim jestem. Ludzie mówią na mnie Morte, w ich krainie jest o mnie głośno, w mojej podobno też, nawet w czasie wojny kobieta-morderczyni jest ciekawym tematem plotek. Gdyby rycerze wiedzieli, że to ja jestem tą, którą nazywają Śmiercią uwierzyliby mi i przygotowaliby broń. W języku ludzi Morte wywodzi się od słowa mortem oznacza ono śmierć, brzmi pospolicie, ale za to ma idealny przekaz, zabiłam już wielu ludzi i elfów, uwielbiam sieć strach. Śmiercią stałam się gdy odebrano mi Reven'a, czyli jestem nią od roku. Zabawne, jak ławo zmienia się zdanie o kimś. Kiedyś ludzie uważali nas-elfy za zimne i wyrachowane istoty, które uważają się za lepsze bo mają dar. Owszem, jest tak w wielu przypadkach, ale ja uważam, że nieśmiertelność nie jest darem. Nieśmiertelność to klątwa, którą zostajemy obarczeni  podczas naszych narodzin. Przed wojną ludzkie dzieci uważały nas za  magiczne stworzenia, były pewne, że istoty, tak piękne nie mogą być złe, gdy dorastały zmieniały zdanie, ale te które żyją teraz po prostu się nas boją. Prawda jest taka, że od ludzi różnimy się budową fizyczną, zdolnościami i tym, że w przeciwieństwie do nich jesteśmy przeklęci. Nieśmiertelność, tak bardzo jej pragną, jednak nie wiedzą jak jest ona uciążliwa. Żyjemy wiecznie, podobno są też na świecie tacy, którzy pamiętają poprzednią wojnę cywilizacji elfów i ludzi, ale ja uważam to za bajki. Ciągle przemierzamy las, jest chłodno, ale słońce uciążliwie razi po oczach. Cała ta sytuacja zaczyna mnie irytować. Chyba, że osoby, które nas obserwują to tylko zwiadowcy i nie zamierzają nas atakować, czekają aż będziemy na ich terenie i wtedy nas zaskoczą. Podróżujemy w stronę słońca, oni na pewno wyczekują momentu, w którym znajdziemy się na otwartym terenie, żeby nas zaatakować i pokonać, bo my będziemy ślepi, a oni to wykorzystają. Zdaje mi się, czy te  drzewa są naprawdę w coraz większym odstępie od siebie? Las się kończy? Nie, tu musi być jakaś polana. Sama nie dotrę na zamek, nie znam drogi, którą można tam dotrzeć bez większych problemów. Mówiąc problemy mam na myśli miejsca, gdzie toczą się teraz bitwy. Muszę ich ostrzec. Cały czas trzymałam się jak najdalej to było możliwe od reszty, ale nie była to duża odległość, przecież mają mnie pilnować. Popędziłam mojego czarnego konia. Zmierzam, w kierunku kapitana tego oddziału. Jest to wysoki, ciemnowłosy elf, od jego zbroi odbijają się promienie słoneczne. Jego twarz wydaje mi się znajoma, ale nie wiem skąd. Zrównałam się z mężczyzną. Spojrzał na mnie zaskoczony.
-To pułapka.-Zaczynam mówić oschłym tonem.-Las się przerzedza, tam mósi być jakaś polana, a my jedziemy przodem do słońca, które na otwartym terenie nas oślepi. Zabiją nas bez problemu. Nie słychać śpiewu ptaków, który towarzyszył nam przez poprzednie dni, a to świadczy, że jest tu ktoś jeszcze.-Elf patrzy na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy.-Słychać, że ktoś porusza się między drzewami, to na pewno zwiadowcy czekający, aby dać sygnał do ataku, gdy będziemy wyjeżdżać z lasu, a sami odetną nam drogę powrotną.
-Twoja znajomość strategi jest godna podziwu.-Uśmiechnął się kpiąco.-Jednak jest coś co  zaprzecza wirygodności twoich słów. Mianowicie jak to możliwe, że pani jako jedyna to zauważyła. Jest tu trzydziestu mężczyzn zaprawionych w boju i twoi strażnicy pani i żadne z nas nic nie zauważyło.-Wkurza mnie gdy mówi do mnie pani.
-Po pierwsze darujmy sobie te uprzejmości. Mam na imię Feniks.-Najpierw się uśmiechnął, ale gdy usłyszał moje imię zmienił wyraz twarzy. Chyba słyszał o czterech latach mojej nieobecności.-Po drugie wy wracacie z bitwy, moi strażnicy nie są zaprawieni w walce.
-Za to ty jesteś, tak?-Mówią na mnie Śmierć, tak bez powodu. Mam ochotę wykrzyczeć mu to w twarz, ale nie musi wszystkiego wiedzieć. Nie zdradzam swoich emocji.
-Tak jestem.-Wszyscy, którzy słyszeli tą rozmowę wybuchli śmiechem. Oddalam się i schodzę z mojego konia. Podchodzę do drzewa i zaczynam się wspinać, broń trochę mi przeszkadza, bo jest ciężka, ale nie mogę zostawić jej na dole. Osoby ukryte w koronach drzew zapewne, albo już czekają na mnie na wierzchołku mojego drzewa, albo schowały się by nie zdradzić swojej pozycji. Wszyscy na dole krzyczą, żebym schodziła. Pewnie już schodzę, ale najpierw zamierzam zabić któregoś z tchórzy, który nie potrafi zaatakować w honorowy sposób. Jestem prawie na szczycie rośliny. Wołania mężczyzn na dole stopniowo słabną. Ktoś szykuje dla mnie miłe powitanie, widzę czyjąś sylwetkę. Zapowiada się ciekawie. Wyjmuję nóż, będzie potrzebny, jeżeli nie chce zostać zrzucona z drzewa.
-Witam, czyżby to elfy przyjęły do armii kobiety. Mężczyźnie są aż tak bez nadziejni w walce? Chyba muszą, skoro to kobieta przejżała nasz plan i odwala brudną robotę.-Mówi z szyderczym śmiechem, na dole chyba coś słyszeli, bo wszyscy ucichli. Dziwne, że jeszcze nie próbował mnie zabić.
-Dlaczego jeszcze nie próbowałeś mnie zabić?-Zadaję pewnym głosem pytanie, które mnie nurtuje.
-Nie uderzę pierwszy kobiety, mimo wojny i tego, że jesteś elfem.-Tą odpowiedzią zbił mnie z tropu. Nie spodziewałam się tego. Trudno, zaraz i tak zginie.
-Nawet Śmierci?-Zapytałam z kpiącym uśmiechem. Wytężył wzrok i bacznie mi się przypatruje. Poznał mnie, w krainie ludzi ktoś wyznaczył cenę za moją głowę. Na pewno ktoś z rodziny jednej z moich ofiar.
-Morte dołączyła do armii!-Krzyknął jak oparzony, chyba cały las go usłyszał. Cóż nie taki był mój cel, liczyłam, że nie obwieści tego wszystkim, ale trudno. Chciałam go tylko przestraszyć.
-I zaraz cię zabije.-Powiedziałam bez krzty emocji w głosie. Mężczyzna chciał wyjąć miecz z pochwy i mnie zabić, ale ja już wcześniej miałam w ręku nóż. Rzuciłam w niego i trafiłam prosto w serce, mięsień ten chronią żebra więc dla człowieka byłoby to trudne,  siła i szybkość to wrodzona zdolność elfów, za to ludziom bardzo szybko goją się rany co uważam za porzyteczniejsze w walce. Siłę i szybkość można wytrenować, ale nie zdolność szybkiej regeneracji. Ja nie mogę na nią narzekać, moje rany goją się równie szybko jak ludziom. Dziwne prawda? Ojciec zabronił mi o tym mówić gdy byłam dzieckiem. Ma rację mogliby wziąć mnie za ehominis-dziecko człowieka i elfa. Przed wojną takie związki istniały, ale teraz dzieci obydwu cywilizacji są odtrącane przez obydwie, nikt im nie ufa. To błąd. Byliby świetni w walce, to urodzeni wojownicy. Siła, szybkość i zdolność błyskawicznego gojenia się ran są ich atutami. Pamiętam, gdy pierwszy raz odniosłam ranę. Zostałam wtedy postrzelona, grot strzały wbił mi się w udo, aż do kości, a po dwóch dniach został tylko strup. Bawi mnie ta sytuacja. Wszyscy na dole krzyczą żebym schodziła, że to co robię jest niebezpieczne, a ja rozważam nad atutami bycia elfem i człowiekiem oraz wspominam przeszłość, mimo że przed chwilą zabiłam człowieka. Kiedyś opisała bym taką osobę cechami typu: sadysta,świr, istota bez sumienia i tak dalej, ale teraz uważam, że tylko ta ostatnia cecha do mnie pasuje. Mężczyzna, którego zabiłam leży na ziemi, a ja stoję w tym samym miejscu co on przed tym, gdy zadałam mu śmiertelny cios. Wyjmuję łuk i szukam pozostałych towarzyszy człowieka. Rycerze, którzy zostali krzyczą, żeby zeszła. Któryś z nich próbuje wejść na drzewo. To musi być jakiś geniusz, wspinać się na roślinę mierzącą około dwudziestu metrów w pełnym uzbrojeniu i zbroi.
-Zanim zdążysz wejść na drzewo zabijesz się imbecylu. Ile waży ta zbroja?-Krzyknęłam do wspinającego się elfa. Kilak osób zaczęło się śmiać, ale umilkli, gdy zobaczyli bezwładnie spadające ciało z utkwioną strzałą w brzuchu. Moja kolejna ofiara.
-Odwrót! Śmierć jest z nimi! Dowódca mósi się o tym dowiedzieć! Szybko!-Krzyczy ktoś w koronach drzew, ale nie dane było mu skończyć, wszczynając alarm sprawił, że bez problemu go namierzyłam. Gdy jest się na górze słońce pada pod innym kontem i da się trafić. Kolejne ciało leży na ziemi. Mężczyźni na dole są w szoku, a ludzie wycofują się. Zostało mi tylko zejść z drzewa. Jestem na dole. Wszyscy patrzą na mnie z nie dowierzaniem i szacunkiem, a moi dwaj strażnicy ze strachem. Uwielbiam wzbudzać w innych poczucie lęku i szacunku co do mojej osoby. Podchodzę do ciała mężczyzny, którego zabiłam jako pierwszego i wyciągam z niego mój nóż. Wbijam go w ziemię w celu wyczyszczenia. Potem podchodzę do dwóch pozostałych ciał i podobnie postępuje ze strzałami. Teraz już w oczach większości tu obecnych widzę strach.
-Ma ktoś może jakąś szmatkę, chcę wyczyścić broń.-Kapitan oddziału podchodzi do mnie ze sprzecznymi emocjami wymalowanymi na twarzy, nie trudno je odczytać, jest to wściekłość, żal, podziw i równocześnie niechęć, szacunek i niepewność.
-Naprawdę to ty jesteś Śmiercią?-Zapytał.
-Czy to takie ważne kim jestem? Ważne jest to, że gdyby nie ja wpadlibyśmy prosto w zasadzkę, tak ciężko czasem posłuchać kogoś innego?! Nie przepraszam, przecież jestem kobietą!-Wkurzył mnie, przydałoby się wiedzieć jak ma na imię.
-Przyznaję miałaś rację.-Odpowiedział niechętnie.-To ciebie ludzie nazywają Morte?
-Dostanę to szmatkę?! Nóż mi zardzewieje?-Zignorowałam jego pytanie. Ktoś podchodzi do mnie i podaje mi coś do wytarcia mojej broni.
-Odpowiedz.
-Może i jestem, może  i nie.
-Posłuchaj Feniks, mój syn nie byłby zadowolony, z tego powodu, że jego przyjaciółkę z dzieciństwa nazywają Morte.-Wśród rycerzy zapadły szmery. Już wiem skąd znam tego elfa. To ojciec Aron'a.! Widziałam go kilka razy gdy odwiedzał mojego tate.
-Pan Leonard?
-Widzę, że jednak pamiętasz czym jest szacunek do innych.-Powiedział to z uśmiechem.
-Nie wiedziałam, że mam do czynienia z ojcem Aron'a. -Odparłam chłodno.-Co u niego? Dołączył do wojska?-Rzuciłam obojętnym tonem.
-Tak, obecnie jest na misji, nie wiem kiedy wróci. Myślę, że mimo wszystko ucieszy się na twój widok.-Rycerze przypatrują się nam z zaciekawieniem.-Szukał cię przez rok, myślał, że nie żyjesz i wtedy wstąpił w nasze szeregi.-Nie wiedziałam, że Aron mnie szukał, do tego tak długo. Zresztą co to dla elfa? Ma przed sobą całe życie. Bardzo długie życie.-Odpowiesz mi na moje pytanie Feniks? Jesteś Śmiercią?
-Tak.-Teraz wszyscy patrzą na mnie w osłupieniu.-Niech lepiej nikt się o tym nie dowie bo was pozabijam!-Jeszcze godzinę temu wyśmialiby mnie, ale teraz wzięli moje słowa na poważnie.
-Nasz król słyszał o Morte, jednak nie wie kim ona jest. Jeżeli dowie się, że to ty na pewno przyjmie cię w nasze szeregi. Co ty na to?-Idealna okazja, żeby wprowadzić mój plan zemsty w życie!
-Oczywiście, że się zgodzę.-Powiedziałam zbyt wesołym tonem.-Lepsze to niż robienie za jakąś damę dworu.-Dodałam chłodno. Dama dworu. Jak ja nienawidzę tych dwóch słów gdy stoją obok siebie.
-Przydasz nam się. Jestem ciekaw co teraz proponujesz zrobić.
-Są dwie opcje, możemy czekać, aż słońce zmieni swoje położenie i wyruszyć w dalszą drogę, ale istnieje prawdopodobieństwo, że ludzie w tym czasie zdążą wezwać posiłki. Druga opcja jest taka, że w tym momencie możemy zmienić naszą trasę, ale ludzie mogą ruszyć za nami lub próbować pozabijać nas w nocy.- Teraz wszyscy uważnie mnie słuchają.-Proponuję pierwszą opcję, ale zależy w jakim stanie jest pański oddział. Polana znajduję się zapewne około kilometr od nas, może mniej.
-Zgadzam się z tobą, ale ostateczna decyzja należy do kompanii. Kto jest za?-Prawie wszyscy zgodzili  się na wprowadzenie mojego planu.-Więc postanowione.
-Za godzinę pójdę na zwiad, sprawdzę jak wygląda sytuacja.
-Nie puszczę cię samej!-Mam ochotę mu coś zrobić, ale to ojciec Aron'a.
-Dobrze, więc niech ktoś pójdzie ze mną.
-Zaraz dla ciebie kogoś wybiorę. Fin, Edween, który z was ma ochotę na mały spacer.-Dziwne, zna imiona swoich ludzi? Nie, to niemożliwe, to muszą być jego ulubieńcy.

------------------------------------------------------------------------
Rozdział jest długi, mam nadzieję, że was nie zanudziłam.
Czekam na komentarze.
Jeżeli macie pomysły jakie piosenki mogłabym tu umieścić napiszcie w komentarzu.