------------------------------
Ludzie, którzy przeżyli walkę z nią nazywają ją Śmiercią.
Co na to ona sama?
Jest z tego dumna.
Uwielbia budzić strach i szacunek.
Chodzi wciąż z podniesioną głową.
Zapomniała już kim jest.
Kiedyś brzydziła się rozlewem krwi,
teraz stała się morderczynią-Śmiercią.
-------------------------------
Wyraźnie słyszę, że ktoś porusza się w koronach drzew. Nikogo nie widzę, ale to przez promienie słońca, które oślepiają gdy tylko wzniesie się wzrok ku niebu. Idealny moment na atak, mogą do nas strzelać, a my i tak ich nie trafimy, bo w tym momencie jesteśmy ślepi. Wszyscy podśmiewają się ze mnie, uważają za histeryczkę, ale nie wiedzą kim jestem. Ludzie mówią na mnie Morte, w ich krainie jest o mnie głośno, w mojej podobno też, nawet w czasie wojny kobieta-morderczyni jest ciekawym tematem plotek. Gdyby rycerze wiedzieli, że to ja jestem tą, którą nazywają Śmiercią uwierzyliby mi i przygotowaliby broń. W języku ludzi Morte wywodzi się od słowa mortem oznacza ono śmierć, brzmi pospolicie, ale za to ma idealny przekaz, zabiłam już wielu ludzi i elfów, uwielbiam sieć strach. Śmiercią stałam się gdy odebrano mi Reven'a, czyli jestem nią od roku. Zabawne, jak ławo zmienia się zdanie o kimś. Kiedyś ludzie uważali nas-elfy za zimne i wyrachowane istoty, które uważają się za lepsze bo mają dar. Owszem, jest tak w wielu przypadkach, ale ja uważam, że nieśmiertelność nie jest darem. Nieśmiertelność to klątwa, którą zostajemy obarczeni podczas naszych narodzin. Przed wojną ludzkie dzieci uważały nas za magiczne stworzenia, były pewne, że istoty, tak piękne nie mogą być złe, gdy dorastały zmieniały zdanie, ale te które żyją teraz po prostu się nas boją. Prawda jest taka, że od ludzi różnimy się budową fizyczną, zdolnościami i tym, że w przeciwieństwie do nich jesteśmy przeklęci. Nieśmiertelność, tak bardzo jej pragną, jednak nie wiedzą jak jest ona uciążliwa. Żyjemy wiecznie, podobno są też na świecie tacy, którzy pamiętają poprzednią wojnę cywilizacji elfów i ludzi, ale ja uważam to za bajki. Ciągle przemierzamy las, jest chłodno, ale słońce uciążliwie razi po oczach. Cała ta sytuacja zaczyna mnie irytować. Chyba, że osoby, które nas obserwują to tylko zwiadowcy i nie zamierzają nas atakować, czekają aż będziemy na ich terenie i wtedy nas zaskoczą. Podróżujemy w stronę słońca, oni na pewno wyczekują momentu, w którym znajdziemy się na otwartym terenie, żeby nas zaatakować i pokonać, bo my będziemy ślepi, a oni to wykorzystają. Zdaje mi się, czy te drzewa są naprawdę w coraz większym odstępie od siebie? Las się kończy? Nie, tu musi być jakaś polana. Sama nie dotrę na zamek, nie znam drogi, którą można tam dotrzeć bez większych problemów. Mówiąc problemy mam na myśli miejsca, gdzie toczą się teraz bitwy. Muszę ich ostrzec. Cały czas trzymałam się jak najdalej to było możliwe od reszty, ale nie była to duża odległość, przecież mają mnie pilnować. Popędziłam mojego czarnego konia. Zmierzam, w kierunku kapitana tego oddziału. Jest to wysoki, ciemnowłosy elf, od jego zbroi odbijają się promienie słoneczne. Jego twarz wydaje mi się znajoma, ale nie wiem skąd. Zrównałam się z mężczyzną. Spojrzał na mnie zaskoczony.
-To pułapka.-Zaczynam mówić oschłym tonem.-Las się przerzedza, tam mósi być jakaś polana, a my jedziemy przodem do słońca, które na otwartym terenie nas oślepi. Zabiją nas bez problemu. Nie słychać śpiewu ptaków, który towarzyszył nam przez poprzednie dni, a to świadczy, że jest tu ktoś jeszcze.-Elf patrzy na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy.-Słychać, że ktoś porusza się między drzewami, to na pewno zwiadowcy czekający, aby dać sygnał do ataku, gdy będziemy wyjeżdżać z lasu, a sami odetną nam drogę powrotną.
-Twoja znajomość strategi jest godna podziwu.-Uśmiechnął się kpiąco.-Jednak jest coś co zaprzecza wirygodności twoich słów. Mianowicie jak to możliwe, że pani jako jedyna to zauważyła. Jest tu trzydziestu mężczyzn zaprawionych w boju i twoi strażnicy pani i żadne z nas nic nie zauważyło.-Wkurza mnie gdy mówi do mnie pani.
-Po pierwsze darujmy sobie te uprzejmości. Mam na imię Feniks.-Najpierw się uśmiechnął, ale gdy usłyszał moje imię zmienił wyraz twarzy. Chyba słyszał o czterech latach mojej nieobecności.-Po drugie wy wracacie z bitwy, moi strażnicy nie są zaprawieni w walce.
-Za to ty jesteś, tak?-Mówią na mnie Śmierć, tak bez powodu. Mam ochotę wykrzyczeć mu to w twarz, ale nie musi wszystkiego wiedzieć. Nie zdradzam swoich emocji.
-Tak jestem.-Wszyscy, którzy słyszeli tą rozmowę wybuchli śmiechem. Oddalam się i schodzę z mojego konia. Podchodzę do drzewa i zaczynam się wspinać, broń trochę mi przeszkadza, bo jest ciężka, ale nie mogę zostawić jej na dole. Osoby ukryte w koronach drzew zapewne, albo już czekają na mnie na wierzchołku mojego drzewa, albo schowały się by nie zdradzić swojej pozycji. Wszyscy na dole krzyczą, żebym schodziła. Pewnie już schodzę, ale najpierw zamierzam zabić któregoś z tchórzy, który nie potrafi zaatakować w honorowy sposób. Jestem prawie na szczycie rośliny. Wołania mężczyzn na dole stopniowo słabną. Ktoś szykuje dla mnie miłe powitanie, widzę czyjąś sylwetkę. Zapowiada się ciekawie. Wyjmuję nóż, będzie potrzebny, jeżeli nie chce zostać zrzucona z drzewa.
-Witam, czyżby to elfy przyjęły do armii kobiety. Mężczyźnie są aż tak bez nadziejni w walce? Chyba muszą, skoro to kobieta przejżała nasz plan i odwala brudną robotę.-Mówi z szyderczym śmiechem, na dole chyba coś słyszeli, bo wszyscy ucichli. Dziwne, że jeszcze nie próbował mnie zabić.
-Dlaczego jeszcze nie próbowałeś mnie zabić?-Zadaję pewnym głosem pytanie, które mnie nurtuje.
-Nie uderzę pierwszy kobiety, mimo wojny i tego, że jesteś elfem.-Tą odpowiedzią zbił mnie z tropu. Nie spodziewałam się tego. Trudno, zaraz i tak zginie.
-Nawet Śmierci?-Zapytałam z kpiącym uśmiechem. Wytężył wzrok i bacznie mi się przypatruje. Poznał mnie, w krainie ludzi ktoś wyznaczył cenę za moją głowę. Na pewno ktoś z rodziny jednej z moich ofiar.
-Morte dołączyła do armii!-Krzyknął jak oparzony, chyba cały las go usłyszał. Cóż nie taki był mój cel, liczyłam, że nie obwieści tego wszystkim, ale trudno. Chciałam go tylko przestraszyć.
-I zaraz cię zabije.-Powiedziałam bez krzty emocji w głosie. Mężczyzna chciał wyjąć miecz z pochwy i mnie zabić, ale ja już wcześniej miałam w ręku nóż. Rzuciłam w niego i trafiłam prosto w serce, mięsień ten chronią żebra więc dla człowieka byłoby to trudne, siła i szybkość to wrodzona zdolność elfów, za to ludziom bardzo szybko goją się rany co uważam za porzyteczniejsze w walce. Siłę i szybkość można wytrenować, ale nie zdolność szybkiej regeneracji. Ja nie mogę na nią narzekać, moje rany goją się równie szybko jak ludziom. Dziwne prawda? Ojciec zabronił mi o tym mówić gdy byłam dzieckiem. Ma rację mogliby wziąć mnie za ehominis-dziecko człowieka i elfa. Przed wojną takie związki istniały, ale teraz dzieci obydwu cywilizacji są odtrącane przez obydwie, nikt im nie ufa. To błąd. Byliby świetni w walce, to urodzeni wojownicy. Siła, szybkość i zdolność błyskawicznego gojenia się ran są ich atutami. Pamiętam, gdy pierwszy raz odniosłam ranę. Zostałam wtedy postrzelona, grot strzały wbił mi się w udo, aż do kości, a po dwóch dniach został tylko strup. Bawi mnie ta sytuacja. Wszyscy na dole krzyczą żebym schodziła, że to co robię jest niebezpieczne, a ja rozważam nad atutami bycia elfem i człowiekiem oraz wspominam przeszłość, mimo że przed chwilą zabiłam człowieka. Kiedyś opisała bym taką osobę cechami typu: sadysta,świr, istota bez sumienia i tak dalej, ale teraz uważam, że tylko ta ostatnia cecha do mnie pasuje. Mężczyzna, którego zabiłam leży na ziemi, a ja stoję w tym samym miejscu co on przed tym, gdy zadałam mu śmiertelny cios. Wyjmuję łuk i szukam pozostałych towarzyszy człowieka. Rycerze, którzy zostali krzyczą, żeby zeszła. Któryś z nich próbuje wejść na drzewo. To musi być jakiś geniusz, wspinać się na roślinę mierzącą około dwudziestu metrów w pełnym uzbrojeniu i zbroi.
-Zanim zdążysz wejść na drzewo zabijesz się imbecylu. Ile waży ta zbroja?-Krzyknęłam do wspinającego się elfa. Kilak osób zaczęło się śmiać, ale umilkli, gdy zobaczyli bezwładnie spadające ciało z utkwioną strzałą w brzuchu. Moja kolejna ofiara.
-Odwrót! Śmierć jest z nimi! Dowódca mósi się o tym dowiedzieć! Szybko!-Krzyczy ktoś w koronach drzew, ale nie dane było mu skończyć, wszczynając alarm sprawił, że bez problemu go namierzyłam. Gdy jest się na górze słońce pada pod innym kontem i da się trafić. Kolejne ciało leży na ziemi. Mężczyźni na dole są w szoku, a ludzie wycofują się. Zostało mi tylko zejść z drzewa. Jestem na dole. Wszyscy patrzą na mnie z nie dowierzaniem i szacunkiem, a moi dwaj strażnicy ze strachem. Uwielbiam wzbudzać w innych poczucie lęku i szacunku co do mojej osoby. Podchodzę do ciała mężczyzny, którego zabiłam jako pierwszego i wyciągam z niego mój nóż. Wbijam go w ziemię w celu wyczyszczenia. Potem podchodzę do dwóch pozostałych ciał i podobnie postępuje ze strzałami. Teraz już w oczach większości tu obecnych widzę strach.
-Ma ktoś może jakąś szmatkę, chcę wyczyścić broń.-Kapitan oddziału podchodzi do mnie ze sprzecznymi emocjami wymalowanymi na twarzy, nie trudno je odczytać, jest to wściekłość, żal, podziw i równocześnie niechęć, szacunek i niepewność.
-Naprawdę to ty jesteś Śmiercią?-Zapytał.
-Czy to takie ważne kim jestem? Ważne jest to, że gdyby nie ja wpadlibyśmy prosto w zasadzkę, tak ciężko czasem posłuchać kogoś innego?! Nie przepraszam, przecież jestem kobietą!-Wkurzył mnie, przydałoby się wiedzieć jak ma na imię.
-Przyznaję miałaś rację.-Odpowiedział niechętnie.-To ciebie ludzie nazywają Morte?
-Dostanę to szmatkę?! Nóż mi zardzewieje?-Zignorowałam jego pytanie. Ktoś podchodzi do mnie i podaje mi coś do wytarcia mojej broni.
-Odpowiedz.
-Może i jestem, może i nie.
-Posłuchaj Feniks, mój syn nie byłby zadowolony, z tego powodu, że jego przyjaciółkę z dzieciństwa nazywają Morte.-Wśród rycerzy zapadły szmery. Już wiem skąd znam tego elfa. To ojciec Aron'a.! Widziałam go kilka razy gdy odwiedzał mojego tate.
-Pan Leonard?
-Widzę, że jednak pamiętasz czym jest szacunek do innych.-Powiedział to z uśmiechem.
-Nie wiedziałam, że mam do czynienia z ojcem Aron'a. -Odparłam chłodno.-Co u niego? Dołączył do wojska?-Rzuciłam obojętnym tonem.
-Tak, obecnie jest na misji, nie wiem kiedy wróci. Myślę, że mimo wszystko ucieszy się na twój widok.-Rycerze przypatrują się nam z zaciekawieniem.-Szukał cię przez rok, myślał, że nie żyjesz i wtedy wstąpił w nasze szeregi.-Nie wiedziałam, że Aron mnie szukał, do tego tak długo. Zresztą co to dla elfa? Ma przed sobą całe życie. Bardzo długie życie.-Odpowiesz mi na moje pytanie Feniks? Jesteś Śmiercią?
-Zanim zdążysz wejść na drzewo zabijesz się imbecylu. Ile waży ta zbroja?-Krzyknęłam do wspinającego się elfa. Kilak osób zaczęło się śmiać, ale umilkli, gdy zobaczyli bezwładnie spadające ciało z utkwioną strzałą w brzuchu. Moja kolejna ofiara.
-Odwrót! Śmierć jest z nimi! Dowódca mósi się o tym dowiedzieć! Szybko!-Krzyczy ktoś w koronach drzew, ale nie dane było mu skończyć, wszczynając alarm sprawił, że bez problemu go namierzyłam. Gdy jest się na górze słońce pada pod innym kontem i da się trafić. Kolejne ciało leży na ziemi. Mężczyźni na dole są w szoku, a ludzie wycofują się. Zostało mi tylko zejść z drzewa. Jestem na dole. Wszyscy patrzą na mnie z nie dowierzaniem i szacunkiem, a moi dwaj strażnicy ze strachem. Uwielbiam wzbudzać w innych poczucie lęku i szacunku co do mojej osoby. Podchodzę do ciała mężczyzny, którego zabiłam jako pierwszego i wyciągam z niego mój nóż. Wbijam go w ziemię w celu wyczyszczenia. Potem podchodzę do dwóch pozostałych ciał i podobnie postępuje ze strzałami. Teraz już w oczach większości tu obecnych widzę strach.
-Ma ktoś może jakąś szmatkę, chcę wyczyścić broń.-Kapitan oddziału podchodzi do mnie ze sprzecznymi emocjami wymalowanymi na twarzy, nie trudno je odczytać, jest to wściekłość, żal, podziw i równocześnie niechęć, szacunek i niepewność.
-Naprawdę to ty jesteś Śmiercią?-Zapytał.
-Czy to takie ważne kim jestem? Ważne jest to, że gdyby nie ja wpadlibyśmy prosto w zasadzkę, tak ciężko czasem posłuchać kogoś innego?! Nie przepraszam, przecież jestem kobietą!-Wkurzył mnie, przydałoby się wiedzieć jak ma na imię.
-Przyznaję miałaś rację.-Odpowiedział niechętnie.-To ciebie ludzie nazywają Morte?
-Dostanę to szmatkę?! Nóż mi zardzewieje?-Zignorowałam jego pytanie. Ktoś podchodzi do mnie i podaje mi coś do wytarcia mojej broni.
-Odpowiedz.
-Może i jestem, może i nie.
-Posłuchaj Feniks, mój syn nie byłby zadowolony, z tego powodu, że jego przyjaciółkę z dzieciństwa nazywają Morte.-Wśród rycerzy zapadły szmery. Już wiem skąd znam tego elfa. To ojciec Aron'a.! Widziałam go kilka razy gdy odwiedzał mojego tate.
-Pan Leonard?
-Widzę, że jednak pamiętasz czym jest szacunek do innych.-Powiedział to z uśmiechem.
-Nie wiedziałam, że mam do czynienia z ojcem Aron'a. -Odparłam chłodno.-Co u niego? Dołączył do wojska?-Rzuciłam obojętnym tonem.
-Tak, obecnie jest na misji, nie wiem kiedy wróci. Myślę, że mimo wszystko ucieszy się na twój widok.-Rycerze przypatrują się nam z zaciekawieniem.-Szukał cię przez rok, myślał, że nie żyjesz i wtedy wstąpił w nasze szeregi.-Nie wiedziałam, że Aron mnie szukał, do tego tak długo. Zresztą co to dla elfa? Ma przed sobą całe życie. Bardzo długie życie.-Odpowiesz mi na moje pytanie Feniks? Jesteś Śmiercią?
-Tak.-Teraz wszyscy patrzą na mnie w osłupieniu.-Niech lepiej nikt się o tym nie dowie bo was pozabijam!-Jeszcze godzinę temu wyśmialiby mnie, ale teraz wzięli moje słowa na poważnie.
-Nasz król słyszał o Morte, jednak nie wie kim ona jest. Jeżeli dowie się, że to ty na pewno przyjmie cię w nasze szeregi. Co ty na to?-Idealna okazja, żeby wprowadzić mój plan zemsty w życie!
-Oczywiście, że się zgodzę.-Powiedziałam zbyt wesołym tonem.-Lepsze to niż robienie za jakąś damę dworu.-Dodałam chłodno. Dama dworu. Jak ja nienawidzę tych dwóch słów gdy stoją obok siebie.
-Przydasz nam się. Jestem ciekaw co teraz proponujesz zrobić.
-Są dwie opcje, możemy czekać, aż słońce zmieni swoje położenie i wyruszyć w dalszą drogę, ale istnieje prawdopodobieństwo, że ludzie w tym czasie zdążą wezwać posiłki. Druga opcja jest taka, że w tym momencie możemy zmienić naszą trasę, ale ludzie mogą ruszyć za nami lub próbować pozabijać nas w nocy.- Teraz wszyscy uważnie mnie słuchają.-Proponuję pierwszą opcję, ale zależy w jakim stanie jest pański oddział. Polana znajduję się zapewne około kilometr od nas, może mniej.
-Zgadzam się z tobą, ale ostateczna decyzja należy do kompanii. Kto jest za?-Prawie wszyscy zgodzili się na wprowadzenie mojego planu.-Więc postanowione.
-Za godzinę pójdę na zwiad, sprawdzę jak wygląda sytuacja.
-Nie puszczę cię samej!-Mam ochotę mu coś zrobić, ale to ojciec Aron'a.
-Dobrze, więc niech ktoś pójdzie ze mną.
-Zaraz dla ciebie kogoś wybiorę. Fin, Edween, który z was ma ochotę na mały spacer.-Dziwne, zna imiona swoich ludzi? Nie, to niemożliwe, to muszą być jego ulubieńcy.
------------------------------------------------------------------------
Rozdział jest długi, mam nadzieję, że was nie zanudziłam.
Czekam na komentarze.
Jeżeli macie pomysły jakie piosenki mogłabym tu umieścić napiszcie w komentarzu.
-Nasz król słyszał o Morte, jednak nie wie kim ona jest. Jeżeli dowie się, że to ty na pewno przyjmie cię w nasze szeregi. Co ty na to?-Idealna okazja, żeby wprowadzić mój plan zemsty w życie!
-Oczywiście, że się zgodzę.-Powiedziałam zbyt wesołym tonem.-Lepsze to niż robienie za jakąś damę dworu.-Dodałam chłodno. Dama dworu. Jak ja nienawidzę tych dwóch słów gdy stoją obok siebie.
-Przydasz nam się. Jestem ciekaw co teraz proponujesz zrobić.
-Są dwie opcje, możemy czekać, aż słońce zmieni swoje położenie i wyruszyć w dalszą drogę, ale istnieje prawdopodobieństwo, że ludzie w tym czasie zdążą wezwać posiłki. Druga opcja jest taka, że w tym momencie możemy zmienić naszą trasę, ale ludzie mogą ruszyć za nami lub próbować pozabijać nas w nocy.- Teraz wszyscy uważnie mnie słuchają.-Proponuję pierwszą opcję, ale zależy w jakim stanie jest pański oddział. Polana znajduję się zapewne około kilometr od nas, może mniej.
-Zgadzam się z tobą, ale ostateczna decyzja należy do kompanii. Kto jest za?-Prawie wszyscy zgodzili się na wprowadzenie mojego planu.-Więc postanowione.
-Za godzinę pójdę na zwiad, sprawdzę jak wygląda sytuacja.
-Nie puszczę cię samej!-Mam ochotę mu coś zrobić, ale to ojciec Aron'a.
-Dobrze, więc niech ktoś pójdzie ze mną.
-Zaraz dla ciebie kogoś wybiorę. Fin, Edween, który z was ma ochotę na mały spacer.-Dziwne, zna imiona swoich ludzi? Nie, to niemożliwe, to muszą być jego ulubieńcy.
------------------------------------------------------------------------
Rozdział jest długi, mam nadzieję, że was nie zanudziłam.
Czekam na komentarze.
Jeżeli macie pomysły jakie piosenki mogłabym tu umieścić napiszcie w komentarzu.
Narracja i kreacja głównej bohaterki. Jak już wcześniej pewnie pisałam, pomysł jest dobry - bohaterka po stracie miłości swego życia szuka zemsty ale... Co do bohaterki:
OdpowiedzUsuńhttp://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Mary_Sue - to nie jest nabijanie się, po prostu Twoja heroina jest za bardzo "super". Mam uwierzyć, że potrafi walczyć lepiej niż zawodowi żołnierze, zaledwie po jakichś 4-5 latach treningu? Zobaczy więcej niż zawodowi żołnierze?
I akapity. Akapity są ważne. Są bardzo ważne, a Ty piszesz wszystko ciurkiem, czytałaś kiedyś książkę pianą ciurkiem?
"musi" piszemy prze u zwykłe.
I narracja, a konkretniej czas. Albo piszesz coś w czasie TERAŹNIEJSZYM, albo w PRZESZŁYM, nie mieszaj czasów, bo to złe.
"Ja nie mogę na nią narzekać, moje rany goją się równie szybko jak ludziom. " - a babka jest elfką czystej krwi. Zapraszamy do linku powyżej.
Drzewo wysokości dwudziestu metrów to zwyczajne niezbyt stare (ot dwudziesto-, trzydziestoletnie) drzewo = jakim cudem bohaterka na jego cienkich gałęziach jest w stanie stać skradać się i strzelać z łuku/rzucać nożem? Hmm? To jest nonsens, który można by poprawić.