------------------------------
Chce go nienawidzić,
ale nie potrafi.
Nie interesuje jej życie innych,
a o niego się martwi.
------------------------------
Odwracam się, żeby się upewnić. Tak to on, to Aron. Zmienił się. Stał się mężczyzną. Gdy opuszczałam dom miał on dwadzieścia jeden lat, ale wyglądał jak chłopiec. Nie wiem tylko co on tutaj robi, jego ojciec mówił, że chłopak jest na misji i nie wiadomo kiedy wróci. Chyba dopiero teraz dotarło do Arona kim jestem. Podchodzi do mnie nie zważając na króla. Przygląda mi się uważnie. Przytula mnie. Bardzo mocno mnie przytula, odrywa mnie od ziemi na wysokość kilku centymetrów. Mam ochotę się mu wyrwać, ale tego nie robię, spędziliśmy razem tyle lat więc wolę żeby chłopak powoli oswoił się z myślą, że jego przyjaciółka, którą szukał przez cały rok jest tą, którą wszyscy nazywają Śmiercią. Król jest zaskoczony obrotem sprawy do tego stopnia, że nic nie mówi. Aron puścił mnie.
Chce go nienawidzić,
ale nie potrafi.
Nie interesuje jej życie innych,
a o niego się martwi.
------------------------------
Odwracam się, żeby się upewnić. Tak to on, to Aron. Zmienił się. Stał się mężczyzną. Gdy opuszczałam dom miał on dwadzieścia jeden lat, ale wyglądał jak chłopiec. Nie wiem tylko co on tutaj robi, jego ojciec mówił, że chłopak jest na misji i nie wiadomo kiedy wróci. Chyba dopiero teraz dotarło do Arona kim jestem. Podchodzi do mnie nie zważając na króla. Przygląda mi się uważnie. Przytula mnie. Bardzo mocno mnie przytula, odrywa mnie od ziemi na wysokość kilku centymetrów. Mam ochotę się mu wyrwać, ale tego nie robię, spędziliśmy razem tyle lat więc wolę żeby chłopak powoli oswoił się z myślą, że jego przyjaciółka, którą szukał przez cały rok jest tą, którą wszyscy nazywają Śmiercią. Król jest zaskoczony obrotem sprawy do tego stopnia, że nic nie mówi. Aron puścił mnie.
-Czy ty zgłupiałaś!? Wiesz jak się o ciebie martwiłem?! Szukałem cię przez rok! Byłem pewny, że nie żyjesz!- elf zaczął wykrzykiwać.
-Spokojnie, przecież żyję.
-Aronie, Morte jest niezbyt rozmowna. Możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi? - zapytał król.
-Mogę mówić sama!
-Czy ty na prawdę jesteś... Nie! To nie możliwe! Nie możesz nią być!
-Ale nią jestem.
-Nie wierzę!
-Jednak taka jest prawda. Musisz ją zaakceptować, albo o mnie zapomnieć. Osobiście wolę, abyś wybrał tą drugą opcję. - powiedziałam beznamiętnie. Widząc twarz króla można z niej wyczytać, iż cała ta sytuacja irytuje go, przecież nie wie co dzieje się przed jego nosem.
Za chwilę odbędzie się uczta. Jestem na nią zaproszona jako Morte. Należę do armii króla. Evendor chce mnie uroczyście przywitać w swoich szeregach. Obecnie będę zastępcą Leonarda i z nim wyruszę pojutrze na misję. Ma być jeszcze kilka osób, ale nie wdawałam się w szczegóły kto to będzie i tak z pewnością ich nie znam. O tym kim byłam za nim stałam się Śmiercią wie tylko Leonard, Aron i król. Monarcha uparł się, aby dowiedzieć się o mnie wszystkiego i stało się podobnie. Wie o mnie wiele, przynajmniej do czasu kiedy mieszkałam z moim ojcem. Moje życie przed tym gdy stałam się Śmiercią jest tajemnicą i nikt nie może jej poznać.
Siedzę przy stole, w wielkiej, bogato zdobionej sali obok Arona. Kolory ścian są jasne, można by rzec, iż są pełne życia. Aron wciąż mi się przypatruje, jest teraz inny, gdy mnie zobaczył wyglądał na szczęśliwego, ale gdy teraz na niego patrze mam wrażenie, że wolałby gdybym nie żyła. Prawdę mówiąc to wolałabym nie żyć, czasem mam ochotę odpuścić sobie zemstę, ale nie mogę. Muszę wiedzieć co stało się z Revenem.
Przybył król, teraz oczy wszystkich, które jeszcze przed chwilą były wpatrzone we mnie, powędrowały na postać monarchy. Evendor wstaje i prosi o uwagę.
-Zapewne wszyscy pamiętacie jak bardzo chciałem, aby Morte, o której krąży tyle plotek i która sieje większy strach w sercach ludzi niż którykolwiek z moich rycerzy dołączyła do naszej armii. - rozgadał się...-Mam wielką przyjemność, poinformować wszystkich tutaj zgromadzonych o tym, że Morte dołączyła do naszej armii. Właśnie dlatego, iż chciałem przekazać wam tę wspaniałą nowinę, ucztę, która miała odbyć się na cześć moich wspaniałych żołnierzy przeniosłem na wieczór i zaprosiłem tyle osób ile tylko można. - nie dość, że papla to jeszcze lizus i egoista. Ciągle tylko "moi", nie tak powinien przemawiać króla. - Morte pozwolisz na chwilę, na pewno wszyscy chcą cię zobaczyć. - jest tu chyba tylko jedna Morte... Wstaje i bez słowa idę w stronę Evendora. Patrzą na mnie dosłownie wszyscy, ich miny są bezcenne, a na twarzach dam dworu maluję się ogromne zaskoczenie. No tak, jak kobieta może walczyć i to do tego należeć do wojska? Pewnie jeżeli znajdzie się jakaś odważna zada mi to pytanie.
Siedzę obok Arona, mnóstwo osób tańczy, a reszta je lub pije.
-Chodźmy stąd. - Aron cały wieczór nie odezwał się do mnie słowem, a teraz che żebym z nim wyszła.
-Gdzie i po co?
-Musimy porozmawiać.
-Musimy? Nie sądzę. - mężczyzna irytuje się.
-Feniks proszę.
-Miałeś tak na mnie nie mówić!
-W takim razie chodź ze mną. - nic nie odpowiadam, wstaje i wychodzę z sali. Jestem na korytarzu, jego ściany są zdobione roślinnością, która pnie się aż po sam sufit i mimo, że to zostało namalowane wygląda jak prawdziwe. Mnóstwo tu obrazów i rzeźb. Słyszę kroki, to na pewno Aron. Dogania mnie.
-Chodź tędy. - łapie mnie za rękę.
-Dlaczego mam ciebie słuchać?!
-Szukałem ciebie przez rok więc ty również możesz poświęcić mi trochę czasu. - nic nie mówię. Daje się mu prowadzić. Wchodzimy do jakiejś komnaty, zapewne należy do niego. Aron zamknął drzwi na klucz. Mężczyzna nic nie mówi, on tylko się na mnie patrzy.
-Chciałeś porozmawiać więc mów. - mam jeszcze dziś spotkać się z Erickiem.
-Co się stało przez te cztery lata? Dlaczego tak się zmieniłaś? - mówi to nie swoim głosem. Ten głos jest przepełniony bólem...
-Nic co powinno cię interesować, jeżeli chciałeś rozmawiać tylko o tym to mogę już iść.
-To co o tobie mówią to prawda?
-Tak. - jego twarz... Widać na niej smutek. Nie wiem czemu, ale jest mi go szkoda.
-Nie mogę w to uwierzyć. Brzydziłaś się rozlewem krwi.
-Dobrze powiedziane, czas przeszły, tak było, ale już nie jest.
-Czy dla mnie też musisz być taka?
-Czemu miałabym być dla ciebie inna? Nie jesteś wyjątkiem.
-Wiesz, byłem pewny, że jestem. Znamy się tyle lat... - przerywam mu.
-Dziewczyna, którą znałeś umarła rok temu. Muszę iść. - wychodzę zostawiając Arona samego, ale przed moimi oczami stoi on nadal, najbardziej w pamięci utkwiły mi jego smutne oczy. Czyżbym jednak miała sumienie? Nie, sumienie umarło wraz z Feniks, z dawną mną. Sumienie odeszło z Revenem.
Wyszłam z zamku, zmierzam właśnie do stajni, w której miałam spotkać się z Erickiem. Wchodzę do budynku i widzę Ericka.
-Wyjaśnij mi wszystko!
-Nie tracisz czasu. - zaśmiał się.
-Mów.
-Jestem jego ojczymem. Szukam go od kilku lat. Jego matka bardzo za nim tęskni. Wiedziałem, że podróżujecie razem.
-Skąd?! - nie wiem co myśleć.
-Nie tylko ja go szukam, jeden z moich elfów znalazł was, Reven wiedział kim on jest, wściekł się i chciał go zabić po to, aby ten nic nikomu nie powiedział, ale ty wtedy byłaś inna, uprosiłaś go żeby darował życie mężczyźnie. Gdy Melof opowiadał mi o tym, nie mogłem uwierzyć, że masz taki wpływ na tego chłopaka. Pamiętasz to wydarzenie, prawda? Było to niecałe dwa lata temu. - doskonale to pamiętam.
-Tak, pamiętam.
-Chcesz wiedzieć coś jeszcze? - chce jak najszybciej zostać sama.
-Dlaczego Reven odszedł z domu?
-Reven miał dużo kłopotów, często wdawał się w różne awantury. Pewnego dnia po prostu zniknął.
-Co to za kłopoty?
-Myślisz, że komuś się zwierzał.
-A awantury?
-Awanturował się z każdym nawet z błahego powodu.
-Czemu?
-Nie wiem. - nic nie mówię. Odwracam się i odchodzę. - Zaczekaj!
-Czego chcesz?
-Mówiłem, że szukam Revena. Co się z nim dzieje.
-Nie wiem. Zapewne nie żyje.
-Co!?
-Zaatakowali nas gdy spaliśmy. Zabrali go. Nie zdradzę nikomu kim jesteś, ale teraz daj mi odejść.
-Kto to był?!
-Nie wiem.
-Jak ja powiem żonie, że nasz syn nie żyje - widzę smutek, rozpacz bezradność i łzy, nie dziwie się Erickowi. Chwila, czy on powiedział "nasz syn"?
-Mówiłeś, że jesteś ojczymem Revena.
-Bo jestem, ale był dla mnie jak syn. - nic już nie mówię. Odchodzę.
Siedzę na parapecie okna w mojej komnacie. Okno jest otwarte, do środka dostaje się chłód z zewnątrz. Niebo jest usłane gwiazdami. Wszystko jest takie ciche i spokojne. Mogłabym siedzieć tak godzinami. Żałuję, że spotkałam Ericka, nie powiedział mi on wiele, sprawił tylko, że wróciły wspomnienia, a razem z nimi ból. Nie jest on tak silny jak kiedyś, ale nadal odczuwalny. Erick zapewne będzie chciał wrócić do domu z samego rana.
Zastanawiam się jak to by było, gdyby Reven był przy mnie. Pamiętam jego słowa bardzo wyraźnie: "Gdy skończę sto lat, osiądziemy gdzieś i założymy rodzinę", zapytałam go dlaczego akurat wtedy, powiedział mi, że może do tego czasu on zmądrzeje, na co obydwoje zaczęliśmy się śmiać. Często o tym rozmawialiśmy przed jego zaginięciem lub śmiercią... Łza spływa mi po policzku, jestem sama, mogę sobie na to pozwolić. Kiedyś zadałam mu pytanie: "Jesteś pewny, że będę czekała na ciebie tyle lat? Wątpię, że ty kiedykolwiek zmądrzejesz." na te słowa się zaśmiał i powiedział, że nigdy nie pozwoli mi odejść. Ja jemu pozwoliłam. Nie dałam rady go uratować. Jak mogłam pozwolić im go zabrać. Co się z nim działo? Czy cierpiał? Zginął czy może nadal żyje?
Reven był bardzo specyficzną osobą, był oschły, zimny, wredny i chamski, ale gdy poznaliśmy się lepiej... Zakochałam się w nim. Kilka razy próbował mnie uwieść, ale po jakimś czasie przestał, zrozumiał, że jeszcze nie czas na to. Byliśmy szczęśliwi.
Przez rozmowę z Erickiem uświadomiłam sobie, że nie wiele wiem o Revenie. Wiem jaki był, ale nie znam jego przeszłości, nie wiele wiem o jego życiu.
Słońce wschodzi, nawet nie zauważyłam, że siedzę tutaj tak długo. Położę się spać.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstaje niechętnie z łóżka. Otwieram drzwi. To Aron.
-Czego chcesz?
-Powinnaś wstać, teraz są ćwiczenia. Jadłaś już?
-Nie.
-Ubierz się, zaczekam na ciebie.
-Chce ci się?
-Czekałem tyle czasu. - powiedział szeptem.
-Co? - podszedł do mnie. Próbował mnie pocałować, ale uderzyłam go w twarz. - Co ty sobie wyobrażasz?!
-Sam nie wiem! Może jestem idiotą i mam nadzieje, że dziewczyna, która znaczy dla mnie wiele wróci! - nie mogę uwierzyć w to co słyszę!
-Wyjdź! - wyszedł. Co on sobie wyobraża? Nie widzieliśmy się cztery lata.
Kolejny dzień. Jestem w drodze do miasta, które jest atakowane przez ludzi. Miałam być na jakiejś misji z Leonardem, ale król zmienił zdanie i przydzielił mnie tutaj. Aron też tu jest. Od wczorajszego incydentu nie rozmawialiśmy, mimo, że obydwoje jedziemy nie daleko siebie. Za niecałą godzinę dotrzemy na miejsce. Zastanawiam się jak to możliwe, że ludzie dostali się w głąb naszego kraju niezauważeni, mogli podróżować lasami, ale one też się kończą. Zresztą to nie mój problem.
Nie wiem czemu w głowie mam nadal słowa Arona. Czekał na mnie. Nie wiem co to wszystko miało znaczyć, przecież był pewien, że nie żyje. Trzy lata temu znalazł jakiś trop, który na to wskazywał. Może powinnam z nim o tym porozmawiać, zapytać co takiego znalazł? Dlaczego dopiero teraz o tym pomyślałam? Podjeżdżam do chłopaka.
-Możemy porozmawiać?
-O czym? - jest na mnie zły.
-Na osobności.
-Zabawne, zauważ, że jest tu tyle osób. Porozmawiamy po bitwie.
-Skąd wiesz, że to przeżyjemy? - spojrzał na mnie. Wygląda teraz o wiele spokojniej.
-W takim razie uważaj na siebie. - przybliżył się do mnie, na tyle ile pozwala jazda na koniu. - Proszę. - wyszeptał. Odjechał. Co jeżeli on nie przeżyje? Nie wiem. Nie powinnam się tym przejmować, a jednak to robię, przecież byliśmy kiedyś przyjaciółmi.
Widzę już miasto, atakują je oddziały ludzi, wdarli się do miasta, a zaatakowali kilka godzin temu. Dobrze, że stolica jest blisko tego miasta inaczej nie moglibyśmy im pomóc. Chociaż nie powinno mnie to tak cieszyć, są zdecydowanie za blisko stolicy. Nasze konie zaczynają galopować.
Jesteśmy bardzo blisko miasta. Ludzie nas dostrzegli i przygotowują się do odparcia ataku. Nasi łucznicy zajmują pozycje i zaczynają ostrzelać wroga, mogłabym im pomóc, ale wolę walkę bezpośrednią. Atakujemy, walka rozpoczęła się na dobre. Zabijam kolejnych ludzi.
Walka trwa już od godziny, wygrywamy. Wkrótce wszystko się zakończy, ludzie nie mają szans są osaczeni i zostało ich nie wiele. Ziemię ścielą ciała martwych ludzi i elfów. Kilka metrów przede mną widzę walczącego Arona, jest on otoczony. Mam nadzieję, że sobie poradzi. Pokonuję kolejnych napastników, widzę Arona, mężczyzna nie ma szans, co raz więcej osób zbiera się wokół niego. Biegnę w jego stronę, on długo nie wytrzyma. Boję się o niego. Dobiegam do niego. Walczę z jakimiś ludźmi, są dobrzy. Jeden z nich trafił mnie w ramię, na szczęście to tylko niegroźne zadrapanie. Aron odpiera atak, pomagam mu. Zostało już nie wielu walczących, a w okolicy sześćdziesięciu metrów od nas nie ma nikogo, wszyscy którzy tu byli skupili się na atakowaniu Arona i mnie. Podchodzę do mężczyzny. Jest on wykończony walką bardziej niż ja, ale to przecież głównie na mim się skupili.
-Jesteś ranny? - pytam. Uśmiecha się.
-Nie, a ty? - kłamie.
-Kłamczuch! Nic mi nie jest. - zaśmiał się.
-To dobrze. Martwiłem się o ciebie. - zaczyna schodzić na niebezpieczny grunt. Trzeba zmienić temat.
-O Śmierć nie trzeba się martwić. - posmutniał.
-Mam nadzieję, że kiedyś przestaniesz tak na siebie mówić. Chodźmy pomóc reszcie rozprawić się z tymi, którzy zostali. - on nie może tam iść!
-Nie dasz rady, jesteś za słaby.
-Poradzę sobie. - poszedł. Jaki on jest uparty! Idę za nim, nie zostawię go samego.
-Uważaj! - krzyknął. Stanął przede mną. Upada na ziemię. Z jego ciała wystaje strzała! Nie! Widzę kogoś z łukiem. Rzucam się na niego i zabijam. Biegnę do Arona. Stracił przytomność czy może nie żyje?! Czemu ten idiota nie chodzie w zbroi?!
-Aron! Wstawaj! Słyszysz?! Musisz żyć idioto! Wstawaj!
------------------------------------
I jak?
Czekam na opinie.
Siedzę przy stole, w wielkiej, bogato zdobionej sali obok Arona. Kolory ścian są jasne, można by rzec, iż są pełne życia. Aron wciąż mi się przypatruje, jest teraz inny, gdy mnie zobaczył wyglądał na szczęśliwego, ale gdy teraz na niego patrze mam wrażenie, że wolałby gdybym nie żyła. Prawdę mówiąc to wolałabym nie żyć, czasem mam ochotę odpuścić sobie zemstę, ale nie mogę. Muszę wiedzieć co stało się z Revenem.
Przybył król, teraz oczy wszystkich, które jeszcze przed chwilą były wpatrzone we mnie, powędrowały na postać monarchy. Evendor wstaje i prosi o uwagę.
-Zapewne wszyscy pamiętacie jak bardzo chciałem, aby Morte, o której krąży tyle plotek i która sieje większy strach w sercach ludzi niż którykolwiek z moich rycerzy dołączyła do naszej armii. - rozgadał się...-Mam wielką przyjemność, poinformować wszystkich tutaj zgromadzonych o tym, że Morte dołączyła do naszej armii. Właśnie dlatego, iż chciałem przekazać wam tę wspaniałą nowinę, ucztę, która miała odbyć się na cześć moich wspaniałych żołnierzy przeniosłem na wieczór i zaprosiłem tyle osób ile tylko można. - nie dość, że papla to jeszcze lizus i egoista. Ciągle tylko "moi", nie tak powinien przemawiać króla. - Morte pozwolisz na chwilę, na pewno wszyscy chcą cię zobaczyć. - jest tu chyba tylko jedna Morte... Wstaje i bez słowa idę w stronę Evendora. Patrzą na mnie dosłownie wszyscy, ich miny są bezcenne, a na twarzach dam dworu maluję się ogromne zaskoczenie. No tak, jak kobieta może walczyć i to do tego należeć do wojska? Pewnie jeżeli znajdzie się jakaś odważna zada mi to pytanie.
Siedzę obok Arona, mnóstwo osób tańczy, a reszta je lub pije.
-Chodźmy stąd. - Aron cały wieczór nie odezwał się do mnie słowem, a teraz che żebym z nim wyszła.
-Gdzie i po co?
-Musimy porozmawiać.
-Musimy? Nie sądzę. - mężczyzna irytuje się.
-Feniks proszę.
-Miałeś tak na mnie nie mówić!
-W takim razie chodź ze mną. - nic nie odpowiadam, wstaje i wychodzę z sali. Jestem na korytarzu, jego ściany są zdobione roślinnością, która pnie się aż po sam sufit i mimo, że to zostało namalowane wygląda jak prawdziwe. Mnóstwo tu obrazów i rzeźb. Słyszę kroki, to na pewno Aron. Dogania mnie.
-Chodź tędy. - łapie mnie za rękę.
-Dlaczego mam ciebie słuchać?!
-Szukałem ciebie przez rok więc ty również możesz poświęcić mi trochę czasu. - nic nie mówię. Daje się mu prowadzić. Wchodzimy do jakiejś komnaty, zapewne należy do niego. Aron zamknął drzwi na klucz. Mężczyzna nic nie mówi, on tylko się na mnie patrzy.
-Chciałeś porozmawiać więc mów. - mam jeszcze dziś spotkać się z Erickiem.
-Co się stało przez te cztery lata? Dlaczego tak się zmieniłaś? - mówi to nie swoim głosem. Ten głos jest przepełniony bólem...
-Nic co powinno cię interesować, jeżeli chciałeś rozmawiać tylko o tym to mogę już iść.
-To co o tobie mówią to prawda?
-Tak. - jego twarz... Widać na niej smutek. Nie wiem czemu, ale jest mi go szkoda.
-Nie mogę w to uwierzyć. Brzydziłaś się rozlewem krwi.
-Dobrze powiedziane, czas przeszły, tak było, ale już nie jest.
-Czy dla mnie też musisz być taka?
-Czemu miałabym być dla ciebie inna? Nie jesteś wyjątkiem.
-Wiesz, byłem pewny, że jestem. Znamy się tyle lat... - przerywam mu.
-Dziewczyna, którą znałeś umarła rok temu. Muszę iść. - wychodzę zostawiając Arona samego, ale przed moimi oczami stoi on nadal, najbardziej w pamięci utkwiły mi jego smutne oczy. Czyżbym jednak miała sumienie? Nie, sumienie umarło wraz z Feniks, z dawną mną. Sumienie odeszło z Revenem.
Wyszłam z zamku, zmierzam właśnie do stajni, w której miałam spotkać się z Erickiem. Wchodzę do budynku i widzę Ericka.
-Wyjaśnij mi wszystko!
-Nie tracisz czasu. - zaśmiał się.
-Mów.
-Jestem jego ojczymem. Szukam go od kilku lat. Jego matka bardzo za nim tęskni. Wiedziałem, że podróżujecie razem.
-Skąd?! - nie wiem co myśleć.
-Nie tylko ja go szukam, jeden z moich elfów znalazł was, Reven wiedział kim on jest, wściekł się i chciał go zabić po to, aby ten nic nikomu nie powiedział, ale ty wtedy byłaś inna, uprosiłaś go żeby darował życie mężczyźnie. Gdy Melof opowiadał mi o tym, nie mogłem uwierzyć, że masz taki wpływ na tego chłopaka. Pamiętasz to wydarzenie, prawda? Było to niecałe dwa lata temu. - doskonale to pamiętam.
-Tak, pamiętam.
-Chcesz wiedzieć coś jeszcze? - chce jak najszybciej zostać sama.
-Dlaczego Reven odszedł z domu?
-Reven miał dużo kłopotów, często wdawał się w różne awantury. Pewnego dnia po prostu zniknął.
-Co to za kłopoty?
-Myślisz, że komuś się zwierzał.
-A awantury?
-Awanturował się z każdym nawet z błahego powodu.
-Czemu?
-Nie wiem. - nic nie mówię. Odwracam się i odchodzę. - Zaczekaj!
-Czego chcesz?
-Mówiłem, że szukam Revena. Co się z nim dzieje.
-Nie wiem. Zapewne nie żyje.
-Co!?
-Zaatakowali nas gdy spaliśmy. Zabrali go. Nie zdradzę nikomu kim jesteś, ale teraz daj mi odejść.
-Kto to był?!
-Nie wiem.
-Jak ja powiem żonie, że nasz syn nie żyje - widzę smutek, rozpacz bezradność i łzy, nie dziwie się Erickowi. Chwila, czy on powiedział "nasz syn"?
-Mówiłeś, że jesteś ojczymem Revena.
-Bo jestem, ale był dla mnie jak syn. - nic już nie mówię. Odchodzę.
Siedzę na parapecie okna w mojej komnacie. Okno jest otwarte, do środka dostaje się chłód z zewnątrz. Niebo jest usłane gwiazdami. Wszystko jest takie ciche i spokojne. Mogłabym siedzieć tak godzinami. Żałuję, że spotkałam Ericka, nie powiedział mi on wiele, sprawił tylko, że wróciły wspomnienia, a razem z nimi ból. Nie jest on tak silny jak kiedyś, ale nadal odczuwalny. Erick zapewne będzie chciał wrócić do domu z samego rana.
Zastanawiam się jak to by było, gdyby Reven był przy mnie. Pamiętam jego słowa bardzo wyraźnie: "Gdy skończę sto lat, osiądziemy gdzieś i założymy rodzinę", zapytałam go dlaczego akurat wtedy, powiedział mi, że może do tego czasu on zmądrzeje, na co obydwoje zaczęliśmy się śmiać. Często o tym rozmawialiśmy przed jego zaginięciem lub śmiercią... Łza spływa mi po policzku, jestem sama, mogę sobie na to pozwolić. Kiedyś zadałam mu pytanie: "Jesteś pewny, że będę czekała na ciebie tyle lat? Wątpię, że ty kiedykolwiek zmądrzejesz." na te słowa się zaśmiał i powiedział, że nigdy nie pozwoli mi odejść. Ja jemu pozwoliłam. Nie dałam rady go uratować. Jak mogłam pozwolić im go zabrać. Co się z nim działo? Czy cierpiał? Zginął czy może nadal żyje?
Reven był bardzo specyficzną osobą, był oschły, zimny, wredny i chamski, ale gdy poznaliśmy się lepiej... Zakochałam się w nim. Kilka razy próbował mnie uwieść, ale po jakimś czasie przestał, zrozumiał, że jeszcze nie czas na to. Byliśmy szczęśliwi.
Przez rozmowę z Erickiem uświadomiłam sobie, że nie wiele wiem o Revenie. Wiem jaki był, ale nie znam jego przeszłości, nie wiele wiem o jego życiu.
Słońce wschodzi, nawet nie zauważyłam, że siedzę tutaj tak długo. Położę się spać.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstaje niechętnie z łóżka. Otwieram drzwi. To Aron.
-Czego chcesz?
-Powinnaś wstać, teraz są ćwiczenia. Jadłaś już?
-Nie.
-Ubierz się, zaczekam na ciebie.
-Chce ci się?
-Czekałem tyle czasu. - powiedział szeptem.
-Co? - podszedł do mnie. Próbował mnie pocałować, ale uderzyłam go w twarz. - Co ty sobie wyobrażasz?!
-Sam nie wiem! Może jestem idiotą i mam nadzieje, że dziewczyna, która znaczy dla mnie wiele wróci! - nie mogę uwierzyć w to co słyszę!
-Wyjdź! - wyszedł. Co on sobie wyobraża? Nie widzieliśmy się cztery lata.
Kolejny dzień. Jestem w drodze do miasta, które jest atakowane przez ludzi. Miałam być na jakiejś misji z Leonardem, ale król zmienił zdanie i przydzielił mnie tutaj. Aron też tu jest. Od wczorajszego incydentu nie rozmawialiśmy, mimo, że obydwoje jedziemy nie daleko siebie. Za niecałą godzinę dotrzemy na miejsce. Zastanawiam się jak to możliwe, że ludzie dostali się w głąb naszego kraju niezauważeni, mogli podróżować lasami, ale one też się kończą. Zresztą to nie mój problem.
Nie wiem czemu w głowie mam nadal słowa Arona. Czekał na mnie. Nie wiem co to wszystko miało znaczyć, przecież był pewien, że nie żyje. Trzy lata temu znalazł jakiś trop, który na to wskazywał. Może powinnam z nim o tym porozmawiać, zapytać co takiego znalazł? Dlaczego dopiero teraz o tym pomyślałam? Podjeżdżam do chłopaka.
-Możemy porozmawiać?
-O czym? - jest na mnie zły.
-Na osobności.
-Zabawne, zauważ, że jest tu tyle osób. Porozmawiamy po bitwie.
-Skąd wiesz, że to przeżyjemy? - spojrzał na mnie. Wygląda teraz o wiele spokojniej.
-W takim razie uważaj na siebie. - przybliżył się do mnie, na tyle ile pozwala jazda na koniu. - Proszę. - wyszeptał. Odjechał. Co jeżeli on nie przeżyje? Nie wiem. Nie powinnam się tym przejmować, a jednak to robię, przecież byliśmy kiedyś przyjaciółmi.
Widzę już miasto, atakują je oddziały ludzi, wdarli się do miasta, a zaatakowali kilka godzin temu. Dobrze, że stolica jest blisko tego miasta inaczej nie moglibyśmy im pomóc. Chociaż nie powinno mnie to tak cieszyć, są zdecydowanie za blisko stolicy. Nasze konie zaczynają galopować.
Jesteśmy bardzo blisko miasta. Ludzie nas dostrzegli i przygotowują się do odparcia ataku. Nasi łucznicy zajmują pozycje i zaczynają ostrzelać wroga, mogłabym im pomóc, ale wolę walkę bezpośrednią. Atakujemy, walka rozpoczęła się na dobre. Zabijam kolejnych ludzi.
Walka trwa już od godziny, wygrywamy. Wkrótce wszystko się zakończy, ludzie nie mają szans są osaczeni i zostało ich nie wiele. Ziemię ścielą ciała martwych ludzi i elfów. Kilka metrów przede mną widzę walczącego Arona, jest on otoczony. Mam nadzieję, że sobie poradzi. Pokonuję kolejnych napastników, widzę Arona, mężczyzna nie ma szans, co raz więcej osób zbiera się wokół niego. Biegnę w jego stronę, on długo nie wytrzyma. Boję się o niego. Dobiegam do niego. Walczę z jakimiś ludźmi, są dobrzy. Jeden z nich trafił mnie w ramię, na szczęście to tylko niegroźne zadrapanie. Aron odpiera atak, pomagam mu. Zostało już nie wielu walczących, a w okolicy sześćdziesięciu metrów od nas nie ma nikogo, wszyscy którzy tu byli skupili się na atakowaniu Arona i mnie. Podchodzę do mężczyzny. Jest on wykończony walką bardziej niż ja, ale to przecież głównie na mim się skupili.
-Jesteś ranny? - pytam. Uśmiecha się.
-Nie, a ty? - kłamie.
-Kłamczuch! Nic mi nie jest. - zaśmiał się.
-To dobrze. Martwiłem się o ciebie. - zaczyna schodzić na niebezpieczny grunt. Trzeba zmienić temat.
-O Śmierć nie trzeba się martwić. - posmutniał.
-Mam nadzieję, że kiedyś przestaniesz tak na siebie mówić. Chodźmy pomóc reszcie rozprawić się z tymi, którzy zostali. - on nie może tam iść!
-Nie dasz rady, jesteś za słaby.
-Poradzę sobie. - poszedł. Jaki on jest uparty! Idę za nim, nie zostawię go samego.
-Uważaj! - krzyknął. Stanął przede mną. Upada na ziemię. Z jego ciała wystaje strzała! Nie! Widzę kogoś z łukiem. Rzucam się na niego i zabijam. Biegnę do Arona. Stracił przytomność czy może nie żyje?! Czemu ten idiota nie chodzie w zbroi?!
-Aron! Wstawaj! Słyszysz?! Musisz żyć idioto! Wstawaj!
------------------------------------
I jak?
Czekam na opinie.
O boże błagam nie zabijaj arona
OdpowiedzUsuńo boże błagam nie zabijaj arona
OdpowiedzUsuńKiedy następny ? Już nie mogę się doczekać
OdpowiedzUsuńMogę dodać w każdej chwili :)
UsuńWrzucę go dla ciebie, ale liczę, że pojawi się tam długi komentarz i podpis.
Miło jest wiedzieć, że komuś się podoba :)