-----------------------------
Jedno imię może przywrócić jej ból.
Jedna osoba może przywrócić jej wspomnienia.
Jedna osoba może przywrócić jej wspomnienia.
-----------------------------
Zmierzam z Fin'em w stronę polany. Fin to wysoki, ciemnowłosy elf. Nie przyglądałam się mu zbyt dokładnie, nie jest mi to potrzebne. Na szczęście mężczyzna nie odezwał się ani słowem. Nawet gdy się zgłaszał to wyraził to gestem skinięcia głowy.
Jest ciepło, promienie słońca stały się odrobinę mniej dokuczliwe, wieje orzeźwiający, lekki wiaterek, znów słychać śpiew ptaków. Ja i Fin poruszamy się bez szelestnie. Myślałam, że będę miała z nim więcej kłopotów. Od kiedy to uważam się za najlepszą. Muszę trochę przy stopować, bo kiedyś mogę trafić na przeciwnika, który umiejętnościami będzie mi dorównywał. Mam nadzieję, że tak się jednak nie stanie. Lubię strach w oczach ludzi gdy dowiadują się kim jestem. Podoba mi się budzenie lęku w innych.
Jest ciepło, promienie słońca stały się odrobinę mniej dokuczliwe, wieje orzeźwiający, lekki wiaterek, znów słychać śpiew ptaków. Ja i Fin poruszamy się bez szelestnie. Myślałam, że będę miała z nim więcej kłopotów. Od kiedy to uważam się za najlepszą. Muszę trochę przy stopować, bo kiedyś mogę trafić na przeciwnika, który umiejętnościami będzie mi dorównywał. Mam nadzieję, że tak się jednak nie stanie. Lubię strach w oczach ludzi gdy dowiadują się kim jestem. Podoba mi się budzenie lęku w innych.
Las staję się coraz rzadszy. Polana, do której zmierzamy musi być już nie daleko. Zastanawiam się co tam zobaczymy. Ktoś się zbliża. Zatrzymuję Fin'a. Schowaliśmy się za drzewami, jeszcze kilka kroków i nie mielibyśmy na to możliwości. Postać jest coraz bliżej. Polana, której szukamy jest gdzieś w dole. Widać to dopiero teraz gdy człowiek, który zmierza w naszą stronę ukazuję całą swoją sylwetkę.
-Zdejmę go.-Mówię to do Fin'a ledwo słyszalnym głosem na co on tylko kiwa głową. Przygotowuję łuk. Wychylam się zza drzewa i oddaje strzał. Nie wierzę! Mężczyzna zrobił unik. Prawie trafiłam, ale on jednak żyje i biegnie w moją stronę. Przygotowuję się i strzelam. Trafiłam w ramię. Kolejna strzała przecina powietrze. Utkwiła ona w nodze mężczyzny, który teraz zachwiał się i jakimś cudem nadal stoi. Przygotowuję się do strzału. Tym razem trafię prosto w serce. Nagle jak z pod ziemi wyrósł przede mną Fin. Kiwnął głową na znak zaprzeczenia. Zapomniałam, że rycerze okazują łaskę. Dotąd ja również to robiłam. Ludzie mówiąc na mnie Morte mają rację, człowiek, którego chcę zabić jest sam, w dodatku z dwiema strzałami utkwionymi w ciele, a ja zwyczajnie zapomniałam, że należy okazać mu litość. To co o mnie mówią to prawda. Nie mam sumienia.
-Czy ty nie możesz mówić?!-Wykrzyczałam poirytowana zachowaniem elfa. Ten tylko spojrzał mi w oczy i zaprzeczył kręcąc głową. Nie wiedziałam... Trudno to nie moja sprawa. Podchodzę do człowieka siedzącego na ziemi. Jest wytrzymały. Wyrwał już strzałę z nogi. Chwila, to nie człowiek tylko elf! Spojrzałam na Fin'a, on również to zauważył. Przy śpieszyłam kroku, wyciągam miecz i przykładam go do gardła elfa.
-Kim jesteś i co tu robisz?-Pytam chłodnym głosem.
-Ja? Siedzę bo jakaś kretynka mnie postrzeliła.-Powiedział z ironią w głosie. Wkurzył mnie, ale mu tego nie pokaże. Jeszcze.
-W każdej chwili mogę cię zabić więc pomyśl za nim coś powiesz, a teraz opowiedz mi grzecznie na pytania, które ci zadałam.-W mojej wypowiedzi nie było żadnych uczuć, może jedynie chłód.
-Erick. Ty jesteś za pewne Morte, zgadza się?
-Jakim cudem przeżyłeś spotkanie z ludźmi?
-Z tymi którzy uciekali w popłochu i krzyczeli, że muszą po informować króla, że Śmierć dołączyła do armii?
-Skąd mam mieć pewność, że mówisz prawdę?-Mówiąc to spojrzałam mu w oczy. Nie odwrócił głowy, on również patrzy mi w oczy. Czuje na sobie wzrok Fin'a. Jest za pewne zaciekawiony sytuacją i sam chciałby zadać pytanie elfowi, ale nie może. Przyklękam przed elfem. Wyjmuje strzałę z jego ramienia. Widzę jak jego szczęka się zacisnęła. Skrawek jego koszuli utkwił w ranie. Rozrywam ją i wyjmuję materiał co nie jest zbyt proste. Dziwne.
-Fin mógłbyś sprawdzić czy to co mówi ta ofiara losu to prawda?-Powiedziałam chłodno. Mężczyzna zgodził się i już się oddala, a ja kontynuuję czynność. Erick chyba cierpi, ale nie jest mi go szkoda. Prawdę mówiąc specjalnie robię to tak, aby jeszcze rozszarpać jego ranę. Dlaczego? Zastanawia mnie to, jakim cudem stracił tak mało krwi. Czyżby był ehominis? Muszę się upewnić zanim zadam mu te pytanie. Wyjęłam już materiał, ale nadal trzyma dłoń na jego ramieniu i przypatruję się jego ranie.
-Mogę wiedzieć co w tym momencie robisz?-W jego głosie słychać zaniepokojenie. Miałam rację. Podnoszę się i wyciągam mu dłoń, aby pomóc mu wstać. Ten jest zdziwiony moim zachowaniem, ale jednak ją przyjmuje.
-Odkąd trwa wojna nie spotkałam ehominis.-Widzę przerażenie w jego oczach.-Nie trzeba być geniuszem, żeby domyślić się, że dłubałam w twojej ranie nie bez powodu. Ehominis to urodzeni wojownicy. Czyżbyś był wyjątkiem.-Mówię chłodno i z drwiną w głosie. Patrzy na mnie przerażony. Kocham to uczucie, uwielbiam siać strach.
-Nie waż się nikomu o tym powiedzieć.-Wysyczał to zdanie ze złością, ale jego oczy są przerażone. Przerażone i wściekłe.
-Bo co mi zrobisz? Zabijesz mnie?-Mówię to spokojnym, chłodnym tonem. Lubie mówić w ten sposób, wtedy nikt nie może wyczytać żadnych emocji w moim głosie. Od roku wszyscy słyszą tylko taki ton wydobywający się z moich ust, no chyba, że ktoś mnie zdenerwuje i przestaje być miła.-Jesteś na to za głupi, nikt mądry nie rzucałby się w stronę osoby, która do ciebie strzela nie mając jakiej kolwiek broni.
-Jestem ehominis, pamiętasz? Urodzony wojownik.-Powiedział to z wyższością w głosie.
-Jestem Morte, pamiętasz?-Teraz to ja jestem górą. Kocham to uczucie.-Zawrzyjmy układ. Ja nie powiem nikomu kim jesteś, a ty odpowiesz na kilka moich pytań.
-Skąd mam mieć pewność, że nie kłamiesz?
-Nie mam może sumienia, ale mam honor.-Widzę jak Erick miota się w podjęciu decyzji.-Zaraz dołączy do nas Fin.
-Zgoda.-To ostatnie zdanie podziałało na niego tak jak tego oczekiwałam.
-Jednak nie jesteś kompletnym idiotą, a teraz pozwól, że pójdziemy po niemowę.
Ehominis miał rację, nikogo nie było. Ja i dwóch mężczyzn wracamy do żołnierzy, którzy na nas czekają. Ktoś wychodzi nam na przeciw. To ojciec Aron'a.
-Kto to?-Powiedział Leonard widząc z nami Erick'a.
-Ma na imię Erick. Spotkaliśmy się dwa lata temu. Mieszkał nie daleko granicy, po tym jak ludzie zniszczyli jego wioskę podróżuje on po naszej krainie.-Kłamać to ja potrafię.-Teraz zmierzał w stronę stolicy. Niech jedzie z nami. Droga jest czysta, ludzie uciekli, ale nie wiadomo czy to nie jest kolejny podstęp więc przyda nam się każdy kto umie walczyć.
-Posłuchaj mnie Fe...
-Mów mi Morte, tamta osoba dawno zginęła, nikt nie musi wiedzieć, że nią byłam.-Przerywam mu, lepiej, żeby wiedzieli tylko o moim nowym wcieleniu. Tylko kilku rycerzy wie jak mam na imię, ale zanim udałam się z Fin'em na zwiady skutecznie przekonałam żołnierzy, że nie warto nikomu chwalić się znajomością mojego starego imienia i tym, że znam Leonarda i Aron'a. Leonard pokiwał tylko głową wyrażając swoje znudzenie i dezaprobatę dla mojego zachowania, ale zrozumiał o co mi chodzi.
-Dziwna sytuacja. Nie uważasz? Ludzie uciekają, a ty przy prowadzasz tu obcego, mówiąc, że może się przydać.-Nie jest głupi.
-Owszem dziwna, ale nie zapominaj, że ludziom teraz zależy na tym, aby wieść, że należę do wojska szybko dotarła do ich dowódców i króla. Myślą pewnie, że to ja przewodzę tym oddziałem i że jeśli jesteśmy tak blisko granicy to zmierzamy do ich królestwa, a ja będąca na czele wojska...-Przerywam i uśmiecham się zarozumiale.-Sam wiesz.- Uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Nie mówię już do niego pan. Nikt nie może wiedzieć, że są osoby na tym świecie, do których mam szacunek.
-Może masz rację, ale on skąd się tu wziął?-Mężczyzna nie do końca mi wierzy, ale nic nie może zrobić. Nawet jeśli drążyłby temat nic by mu to nie dało. Mam odpowiedź przygotowaną na każde pytanie.
-Już ci mówiłam. Nie powiem, że możesz zaufać Erick'owi, bo nikomu nie można ufać, ale przez dwa tygodnie podróżowałam z nim. Przydał się gdy zostaliśmy napadnięci przez ludzi.-Jestem mistrzynią kłamstwa, nie prawda?
-Niech jedzie. Wszyscy na koń!
Jest już wieczór, zatrzymaliśmy się na skraju lasu. Droga minęła nam bez żadnych problemów. Jest pełnia, niebo dodatkowo rozświetlają gwiazdy. Kocham ten widok, jedyne co zostało po Feniks. Po dawnej mnie. Wszyscy układają się do snu, ja i Leonard bierzemy pierwszą wartę. Prawdę mówiąc wolałabym mieć ją razem z Erick'iem, zadałabym mu kilka pytań, ale kto postawi na straży Śmierć i obcego. Nikt nie jest na tyle głupi. Szkoda.
Mam nadzieję, że będzie tak jak mówił ojciec Aron'a i przyjmą mnie do wojska. Ktoś idzie w głąb lasu. Sprawdzę to.
Nie wiem kto to. Drzewa tutaj są wysokie i rozłożyste co blokuje dostęp światła. Na szczęście mam przy sobie broń. Rzucam się na mężczyznę i teraz on leży na ziemi, a ja siedzę na nim przypierająca jego ręce do ziemi i przykładając nóż do gardła. To Erick. Dlaczego nawet nie próbował się bronić?
-Gdybyśmy zamienili się miejscami ta sytuacja bardzo by mi się spodobała. Być górą nad śmiercią.-Powiedział ucieszony. Zeszłam z niego.-Nic mi nie odpowiesz.
-Z tego co pamiętam to ty miałeś odpowiadać.
-Dlaczego taka jesteś, nie pasujesz mi do roli tej złej.
-Ty nie pasujesz mi do roli tego najsilniejszego. Ciągle dajesz się podejść.
-Uważasz, że jestem najsilniejszy.
-Podobno ehominis są najsilniejszą rasą. Co tu robisz?
-Czekałem na ciebie. Na pewno chciałabyś zacząć zadawać te pytania, a do zamku zostało nam mało czasu. Chcę mieć pewność, że nie powiesz nikomu kim jestem.
-Skąd wziąłeś się na tej polanie?-Nie zamierzam wdawać się z nim w głębsze dyskusje.
-Nie tracisz czasu. Powiem ci, że z tym podróżowaniem miałaś rację, tylko jego powód był inny, no i czas mojej podróży, wyruszyłem w nią pięć lat temu.
-Po co opuszczałeś dom i zapuściłeś się tak blisko granicy?
-Szukałem kogoś. Najpierw tylko mężczyzny, a teraz również kobiety. Możliwe, że oni nie żyją.-Ten powód rozumiem doskonale, wiem jak to jest kogoś stracić, chyba na chwilę moja twarz przybrała prawdziwy wyraz. Smutek i żal. Mam nadzieję, że Erick tego nie zobaczył, niby jest ciemno, ale ja jego twarz widzę w miarę wyraźnie.-Wiesz jak to jest kogoś stracić, prawda?-Zobaczył to, moja szczęka automatycznie się zacisnęła, a twarz znów przybrała nie wzruszony wyraz. Mężczyzna uśmiechnął się tylko.
-Po co jedziesz z nami?
-Możliwe, że ją znajdę.
-Optymista.
-Co mi innego pozostało? Mam stać się mordercą? Wiem, że jesteś Śmiercią od roku, coś musiało się stać, że jesteś Zimna.
-Zimna?
-Tak. Tak właśnie mówi się na osoby pozbawione uczuć. Na ciebie ostatnio zaczynają mówić Zimna Śmierć.
-Ciekawe.
-Nie udawaj, że nie masz uczuć. Coś cie zmieniło, ale nadal je masz. Są ukryte, bardzo głęboko ukryte, ale są.
-Śmierć nigdy nie miała uczuć. Śmierć zawsze przychodziła niespodziewanie i niszczyła rodziny. Widzisz w tym jakieś uczucia?
-Nie wiem co Reven w tobie widział.-Stoję jak w ryta w ziemię. Czy on powiedział Reven? Mój Reven? Nie to nie możliwe. Oczy mnie pieką.
-O czym ty mówisz.-Udaje, że nie wiem o co chodzi.
-O mężczyźnie, który podróżował z tobą przez prawie trzy lata.
-Skąd znasz jego imię?!
-To bardzo proste. Widać, że uczucia nie pozwalają ci myśleć.-Teraz on zachowuje się tak jakby miał władzę nade mną. Po części to prawda. Jest pierwszą osobą, która zna imię mojego Reven'a i jedyną, która może coś o nim wiedzieć.
-Skąd go znasz?
-Wrócił rozsądek.-Uśmiechnął się.-To mój syn.
-Co?!
-Tak, dobrze słyszałaś. Reven to mój syn.-Jego głos zmienił się na smutny.
-Bo co mi zrobisz? Zabijesz mnie?-Mówię to spokojnym, chłodnym tonem. Lubie mówić w ten sposób, wtedy nikt nie może wyczytać żadnych emocji w moim głosie. Od roku wszyscy słyszą tylko taki ton wydobywający się z moich ust, no chyba, że ktoś mnie zdenerwuje i przestaje być miła.-Jesteś na to za głupi, nikt mądry nie rzucałby się w stronę osoby, która do ciebie strzela nie mając jakiej kolwiek broni.
-Jestem ehominis, pamiętasz? Urodzony wojownik.-Powiedział to z wyższością w głosie.
-Jestem Morte, pamiętasz?-Teraz to ja jestem górą. Kocham to uczucie.-Zawrzyjmy układ. Ja nie powiem nikomu kim jesteś, a ty odpowiesz na kilka moich pytań.
-Skąd mam mieć pewność, że nie kłamiesz?
-Nie mam może sumienia, ale mam honor.-Widzę jak Erick miota się w podjęciu decyzji.-Zaraz dołączy do nas Fin.
-Zgoda.-To ostatnie zdanie podziałało na niego tak jak tego oczekiwałam.
-Jednak nie jesteś kompletnym idiotą, a teraz pozwól, że pójdziemy po niemowę.
Ehominis miał rację, nikogo nie było. Ja i dwóch mężczyzn wracamy do żołnierzy, którzy na nas czekają. Ktoś wychodzi nam na przeciw. To ojciec Aron'a.
-Kto to?-Powiedział Leonard widząc z nami Erick'a.
-Ma na imię Erick. Spotkaliśmy się dwa lata temu. Mieszkał nie daleko granicy, po tym jak ludzie zniszczyli jego wioskę podróżuje on po naszej krainie.-Kłamać to ja potrafię.-Teraz zmierzał w stronę stolicy. Niech jedzie z nami. Droga jest czysta, ludzie uciekli, ale nie wiadomo czy to nie jest kolejny podstęp więc przyda nam się każdy kto umie walczyć.
-Posłuchaj mnie Fe...
-Mów mi Morte, tamta osoba dawno zginęła, nikt nie musi wiedzieć, że nią byłam.-Przerywam mu, lepiej, żeby wiedzieli tylko o moim nowym wcieleniu. Tylko kilku rycerzy wie jak mam na imię, ale zanim udałam się z Fin'em na zwiady skutecznie przekonałam żołnierzy, że nie warto nikomu chwalić się znajomością mojego starego imienia i tym, że znam Leonarda i Aron'a. Leonard pokiwał tylko głową wyrażając swoje znudzenie i dezaprobatę dla mojego zachowania, ale zrozumiał o co mi chodzi.
-Dziwna sytuacja. Nie uważasz? Ludzie uciekają, a ty przy prowadzasz tu obcego, mówiąc, że może się przydać.-Nie jest głupi.
-Owszem dziwna, ale nie zapominaj, że ludziom teraz zależy na tym, aby wieść, że należę do wojska szybko dotarła do ich dowódców i króla. Myślą pewnie, że to ja przewodzę tym oddziałem i że jeśli jesteśmy tak blisko granicy to zmierzamy do ich królestwa, a ja będąca na czele wojska...-Przerywam i uśmiecham się zarozumiale.-Sam wiesz.- Uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Nie mówię już do niego pan. Nikt nie może wiedzieć, że są osoby na tym świecie, do których mam szacunek.
-Może masz rację, ale on skąd się tu wziął?-Mężczyzna nie do końca mi wierzy, ale nic nie może zrobić. Nawet jeśli drążyłby temat nic by mu to nie dało. Mam odpowiedź przygotowaną na każde pytanie.
-Już ci mówiłam. Nie powiem, że możesz zaufać Erick'owi, bo nikomu nie można ufać, ale przez dwa tygodnie podróżowałam z nim. Przydał się gdy zostaliśmy napadnięci przez ludzi.-Jestem mistrzynią kłamstwa, nie prawda?
-Niech jedzie. Wszyscy na koń!
Jest już wieczór, zatrzymaliśmy się na skraju lasu. Droga minęła nam bez żadnych problemów. Jest pełnia, niebo dodatkowo rozświetlają gwiazdy. Kocham ten widok, jedyne co zostało po Feniks. Po dawnej mnie. Wszyscy układają się do snu, ja i Leonard bierzemy pierwszą wartę. Prawdę mówiąc wolałabym mieć ją razem z Erick'iem, zadałabym mu kilka pytań, ale kto postawi na straży Śmierć i obcego. Nikt nie jest na tyle głupi. Szkoda.
Mam nadzieję, że będzie tak jak mówił ojciec Aron'a i przyjmą mnie do wojska. Ktoś idzie w głąb lasu. Sprawdzę to.
Nie wiem kto to. Drzewa tutaj są wysokie i rozłożyste co blokuje dostęp światła. Na szczęście mam przy sobie broń. Rzucam się na mężczyznę i teraz on leży na ziemi, a ja siedzę na nim przypierająca jego ręce do ziemi i przykładając nóż do gardła. To Erick. Dlaczego nawet nie próbował się bronić?
-Gdybyśmy zamienili się miejscami ta sytuacja bardzo by mi się spodobała. Być górą nad śmiercią.-Powiedział ucieszony. Zeszłam z niego.-Nic mi nie odpowiesz.
-Z tego co pamiętam to ty miałeś odpowiadać.
-Dlaczego taka jesteś, nie pasujesz mi do roli tej złej.
-Ty nie pasujesz mi do roli tego najsilniejszego. Ciągle dajesz się podejść.
-Uważasz, że jestem najsilniejszy.
-Podobno ehominis są najsilniejszą rasą. Co tu robisz?
-Czekałem na ciebie. Na pewno chciałabyś zacząć zadawać te pytania, a do zamku zostało nam mało czasu. Chcę mieć pewność, że nie powiesz nikomu kim jestem.
-Skąd wziąłeś się na tej polanie?-Nie zamierzam wdawać się z nim w głębsze dyskusje.
-Nie tracisz czasu. Powiem ci, że z tym podróżowaniem miałaś rację, tylko jego powód był inny, no i czas mojej podróży, wyruszyłem w nią pięć lat temu.
-Po co opuszczałeś dom i zapuściłeś się tak blisko granicy?
-Szukałem kogoś. Najpierw tylko mężczyzny, a teraz również kobiety. Możliwe, że oni nie żyją.-Ten powód rozumiem doskonale, wiem jak to jest kogoś stracić, chyba na chwilę moja twarz przybrała prawdziwy wyraz. Smutek i żal. Mam nadzieję, że Erick tego nie zobaczył, niby jest ciemno, ale ja jego twarz widzę w miarę wyraźnie.-Wiesz jak to jest kogoś stracić, prawda?-Zobaczył to, moja szczęka automatycznie się zacisnęła, a twarz znów przybrała nie wzruszony wyraz. Mężczyzna uśmiechnął się tylko.
-Po co jedziesz z nami?
-Możliwe, że ją znajdę.
-Optymista.
-Co mi innego pozostało? Mam stać się mordercą? Wiem, że jesteś Śmiercią od roku, coś musiało się stać, że jesteś Zimna.
-Zimna?
-Tak. Tak właśnie mówi się na osoby pozbawione uczuć. Na ciebie ostatnio zaczynają mówić Zimna Śmierć.
-Ciekawe.
-Nie udawaj, że nie masz uczuć. Coś cie zmieniło, ale nadal je masz. Są ukryte, bardzo głęboko ukryte, ale są.
-Śmierć nigdy nie miała uczuć. Śmierć zawsze przychodziła niespodziewanie i niszczyła rodziny. Widzisz w tym jakieś uczucia?
-Nie wiem co Reven w tobie widział.-Stoję jak w ryta w ziemię. Czy on powiedział Reven? Mój Reven? Nie to nie możliwe. Oczy mnie pieką.
-O czym ty mówisz.-Udaje, że nie wiem o co chodzi.
-O mężczyźnie, który podróżował z tobą przez prawie trzy lata.
-Skąd znasz jego imię?!
-To bardzo proste. Widać, że uczucia nie pozwalają ci myśleć.-Teraz on zachowuje się tak jakby miał władzę nade mną. Po części to prawda. Jest pierwszą osobą, która zna imię mojego Reven'a i jedyną, która może coś o nim wiedzieć.
-Skąd go znasz?
-Wrócił rozsądek.-Uśmiechnął się.-To mój syn.
-Co?!
-Tak, dobrze słyszałaś. Reven to mój syn.-Jego głos zmienił się na smutny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz