poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział X

-----------------------
Doceniasz coś dopiero, gdy to stracisz.
Rozumiesz, gdy jest już za późno.
-----------------------

 Zazdroszczę ludziom, oni mogą się zestarzeć i po prostu umrzeć, a ja? Każdy kolejny dzień nie przynosi żadnych istotnych zmian, gdyby nie fakt, że sama się zabiję lub zginę w walce to żyłabym wiecznie, taka wizja nie jest pocieszająca, bo co można robić przez wieczność? Kiedyś myślałam, że będę szczęśliwa z Revenem, teraz nie mam już po co żyć, ja nawet na to nie zasługuję. Zabiłam tyle osób... Od kiedy chęć zemsty na "porywaczach" Revena minęła, odzyskałam sumienie, każdej nocy budzą mnie koszmary, widzę w nich twarze moich ofiar, w innych śnią mi się rodziny płaczące nad martwymi mężczyznami... Te sny są straszne, ale wiem, że na nie zasługuje, za to co zrobiłam, to i tak zbyt łagodna kara...
Początkowo obwiniałam Revena, mówiłam, że Śmiercią stałam się przez niego, ale to nie jego wina, on nie kazał mi zabijać, przynajmniej nie wtedy... Teraz żałuję tego co robiłam... Jak mogłam być czymś takim?!
Reven wyjechał szukać swojego ojca miesiąc temu, nie wiem co się z nim dzieję, ale kilku rzeczy jestem pewna: nie kocham go, nie ucieknę z nim, a on zapłaci mi za to jak cierpiałam po jego stracie, on nawet nie wrócił sprawdzić czy faktycznie nie żyję, ja wcześniej zrobiłabym dla niego wszystko, ale teraz to ja zabawię się jego uczuciami, gdy wróci będę udawać, że nadal go kocham, zobaczę jak zareaguje on na prawdę, którą po jakimś czasie mu wyjawię.

***
 Zimne powietrze szczypie moją skórę, słońce razi po oczach, ale nie daje ciepła. Wokół rozproszone są małe drewniane domki, odkąd ludzie zaprzestali ataków na nasz kraj panuje tu spokój. Widzę biegające dzieci, są biedne i to bardzo, to wszystko przez wojnę i króla, który dba o wielkość królestwa zamiast o poddanych. Od kiedy wróciło mi sumienie zaczynam wszystko ostrzegać, chce mi się płakać z powodu tego jak bardzo cierpią dzieci, które nie są niczemu winne, jednak na ich twarzach nie widać smutku lecz radość, cieszą się, że ich ojcowie wrócili do domów. Przeze mnie wiele dzieci nie zobaczy swoich ojców... 
 Zmierzam w stronę granicy razem z Aronem, mamy udać się na terytorium ludzi w celach zwiadowczych, Leonard był temu przeciwny, ale nie przekonał syna aby ten został w zamku. Od pocałunku z Revenem Aron nie odzywa się do mnie, to znaczy od awantury, którą zrobił po tym jak zobaczył ten pocałunek. Nadal jedziemy przez wioskę, a ja mam przed oczami dzieci. Do moich oczu podchodzą łzy, ale w ostateczności udaje mi się nad nimi zapanować. Dlaczego trwa wojna? Po co to wszystko? Ciągle giną ludzie i elfy, nasz świat pustoszeje, a najgorsze jest to, że przez wojnę cierpią niewinni. Czym zawiniło sobie dziecko żeby stracić ojca? Niczym. To co się dzieje teraz jest straszne.
 Minęło już około piętnastu minut od kiedy opuściliśmy wioskę, na ogół lubię ciszę i  unikam innych, ale sytuacja panująca między mną, a Aronem nie bardzo mi się podoba. Kiedyś będąc na spacerze zawsze się wygłupialiśmy, ciągle rozmawialiśmy, a w tym momencie zachowujemy się tak jakbyśmy się nie znali, to przykre. Czy ja pomyślałam przykre?! Nie wierzę! Naprawdę jest mi przykro z powodu Arona? Kiedyś byliśmy przyjaciółmi...
-Aron. - odezwałam się pierwsza, nie pomyślałam o tym, po prostu to zrobiłam, ale nie wiem po co.
-Tak? - jego głos, jest taki zimny i wyprany z emocji, zupełnie jak mój...
-Już nic. - spojrzał na mnie, po czym odwrócił głowę i nic nie powiedział.
 Aron poszedł nazbierać drewna do rozpalenia ogniska, zostawił mnie tu i nie pozwolił mu pomóc, nikogo nie słucham, ale nie mam ochoty na kłótnie z nim. Przynajmniej odezwał się do mnie karząc mi tu zostać. Chłopak zostawił mnie dziesięć minut temu, zdejmuje naszym koniom siodła. Zapadła noc i jest strasznie zimno, nie mam pojęcia jak przetrwamy do rana.
 Aron wrócił, zjedliśmy kolację składającą się z sucharów nie odzywając się do siebie ani słowem, mimo iż Aron jest tak blisko mnie, odczuwam jakby był gdzieś daleko, tęsknię za nim bardziej niż kiedykolwiek. Położę się spać, takie siedzenie i patrzenie na ogień nie ma sensu.
 Idę przez las, pamiętam to miejsce, byłam tu nie dawno razem z Leonardem i jego ludźmi. Jestem tu sama. Coś porusza się między drzewami. Widzę mężczyznę spadającego na ziemię, mimo iż upadł z ogromnej wysokości bez problemu wstaje. To nie możliwe! To człowiek, którego zabiłam jako pierwszego po moim powrocie do domu, ma on w sercu sztylet! \Widzę jak wyjmuje on stal i podchodzi w moją stronę.
-Zabiłaś mnie. - mówiąc to, pluł krwią. Próbuję się ruszyć, ale nie mogę! - Mam trójkę dzieci, moja żona nie żyje, jak myślisz Morte, uda im się przeżyć beze mnie? Ja myślę, że nie dadzą rady. - do moich oczu napływają łzy żalu, przerażenia i wściekłości. To co się tu dzieje jest niemożliwe! Mężczyzna znajduje się bardzo blisko, nasze ciała dzielą centymetry, chcę stąd uciec, ale nie mogę. Człowiek przykłada mi ostrze broni do gardła. - Nie powinnaś żyć. - powiedział jadowicie. Ma rację. Sztylet zaczyna rozrywać moje gardło, z moich ust wylewa się krew. Umieram.
-Feniks obudź się! Feniks to sen! - otwieram oczy, Aron potrząsa mną i patrzy na mnie zmartwiony. Jednak żyję. To był koszmar. Nadal jestem przerażona, rzucam się chłopakowi na szyję i mocno go przytulam, on odwzajemnia uścisk, głaszcze mnie jedną ręką po plecach i powtarza, że jest już dobrze, mimo to nadal płaczę. Nie zniosę dłużej tych koszmarów. Możliwe, że zabijając spowodowałam śmierć kilku razy więcej osób niż myślałam. Chce umrzeć. Odpycham od siebie chłopaka i patrzę mu w oczy.
-Zabij mnie. Proszę. - wyszeptałam drżącym głosem.
-Nigdy więcej tak nie mów! - krzyknął na mnie.
-Wiesz, że to zabrzmiało jak groźba. - uśmiechnęłam się przez łzy. Aron usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Powiesz co ci się śniło? - łzy z moich zaczęły płynąć jeszcze mocniej.
-Wiesz, gdybyś był moim biologicznym bratem to nigdy bym nie uciekła. Cieszę się, że cie mam. - mocniej wtuliłam się w chłopaka.

***
 Mija kolejny dzień, dziś jest cieplej niż wczoraj, ale niebo jest zachmurzone, mam nadzieję, że nie będzie padać. Przez dzisiejszą noc jestem zmęczona, ale Aron chyba bardziej, chłopak siedział przy mnie do póki nie zasnęłam, a trwało to długo. Po Aronie nie widać zmęczenia, ale jest nieobecny myślami. Jedziemy przez las i w każdym momencie ktoś może nas zaatakować. Zbliżam się do Arona.
-O czym tak myślisz?
-O wszystkim.
-Zbywasz mnie? - powiedziałam z uśmiechem. Aron zawsze był gadułą i rzadko ukazywał się z tej milczącej strony. Chłopak się uśmiechnął.
-Ja? Skądże.  - momentalnie spoważniał. O co mu chodzi? - Zastanawiam się nad tym wszystkim. Martwię się o ciebie.
-Nie potrzebnie. Jakoś się ułoży. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem, sama nie wierzę, że będzie dobrze.
-Jesteś pewna? Twój sen... - urwał. - Nigdy nie widziałem cię tak przerażonej. - odwróciłam wzrok. Nie chce o tym mówić. Chyba coś słyszę...
-Słyszysz to?  - chłopak ucichł.
-Są tam. - wskazał kierunek przed nami. - Musimy się ukryć. Mają dużą przewagę liczebną. Schodź z konia. Idziemy na drzewa. - dobry pomysł, ale ja mam lepszy. Gdy będę pewna, że Aron poradzi sobie sam, dam się zabić. Nie wytrzymam dłużej tych koszmarów...

***
 Zrobiliśmy tak jak powiedział Aron. Gdy dotarli tu ludzie zaatakowaliśmy ich. Było dwudziestu mężczyzn, ale zestrzeliliśmy piętnastu. Teraz walka toczy się na ziemi.
 Zostało tylko dwóch mężczyzn, jeden walczy z Aronem, a drugi ze mną. Czas wcielić mój plan w życie. Pora umrzeć. Celowo potykam się o gałąź i upadam na ziemię, nie próbuję nawet wstać. Czekam tylko na śmierć.
-Zabiję Morte. - powiedział mężczyzna stojący nade mną. Aron zostawił swojego przeciwnika i rzucił się na człowieka, który za chwilę by mnie zabił. Jestem wściekła.! Aron zabił mężczyznę, ale jego poprzedni przeciwnik ugodził go mieczem w prawy bok! Zrobił to gdy Aron był odwrócony tyłem do niego! Zaczynam płakać. Wstaje z ziemi.
-Tchórz. - wysyczałam przez zęby. Rzuciłam się na mężczyznę. Zginął. Podbiegam do Arona, chłopak rękami opiera się o ziemię. Co robić?! To ja miałam zginąć nie on! To wszystko przeze mnie, bo zachciało mi się umrzeć!
-Aron. Nic ci nie będzie! Masz z tego wyjść rozumiesz! - chłopak popatrzył na mnie.
-Zrób coś dla mnie. - powiedział szeptem.
-Nie mów tak! Przeżyjesz! Rozumiesz?! Będziesz żył! - wpadłam w histerię. On nie może umrzeć! - Aron nie możesz umrzeć! Kocham cię! - na prawdę go kocham i dopiero teraz to zrozumiałam!
-Csii. Pocałuj mnie. Ostatni raz. Proszę.
-To nie będzie ostatni raz! Słyszysz! - pocałowałam go. Nigdy nikogo tak nie całowałam. Oderwałam się od niego. Aron się uśmiechnął.
-Kocham cię. Przepraszam. - upadł na ziemię! Moja histeria tylko się nasiliła, zaczęłam wrzeszczeć, szlochać i sama nie wiem co jeszcze. Przed moimi oczami nastaje ciemność.
------------------------------
Przepraszam za błędy, ale jeszcze nie zdążyłam się wyspać po ostatniej imprezie i sobotnim weselu.
Zostawiajcie komentarze, czytam wszystkie :)
Powiedzcie co myślicie o tym wszystkim. Spodziewaliście się tego?

5 komentarzy: