poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział VII

----------------------
Niektóre chwile zostają w pamięci na zawsze.
---------------------

-Aron! Proszę cię wstań! Niech ktoś mu pomoże! - w moją stronę ktoś biegnie. To elfy, mówią, że Aron tego nie przeżyje...

***
 Już drugi dzień siedzę przy łóżku Arona. Po moich prośbach i groźbach ktoś zgodził się mu pomóc. Jesteśmy w mieście, któremu przyszliśmy z pomocą. Dopiero teraz rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym jestem, to jakaś opuszczona chata, jej mieszkańcy zginęli podczas bitwy. Co kilka godzin przychodzi tu jakiś znachor, sprawdza on stan Arona, usunął on strzałę z jego brzucha, ale powiedział, że mężczyzna ma małe szanse na przeżycie.
On nie może zginąć! Nie teraz i nie prze zemnie! Uratował mi życie... Jeżeli któreś z nas zasłużyło na śmierć to ja, nie on. Martwię się o niego, byliśmy przyjaciółmi.

***
 Z Aronem jest lepiej, ale nadal nie odzyskał przytomności. Martwię się. Z tego co wiem ostatni posiłek jadł on jakieś siedemdziesiąt godzin temu, jeżeli w ciągu dwóch godzin czegoś nie zje, umrze. To nie może tak się skończyć! Do środka weszła jakaś kobieta.
-Jeżeli nie chce pani umrzeć, to powinna pani coś zjeść. Jedzenie, które przynosiłam wcześniej stoi nietknięte. - faktycznie, przez to wszystko zapomniałam o jedzeniu...
-Dziękuję.
-Mówią, że Morte nie ma uczuć, że umie tylko zabijać, ale to nie prawda, pani go kocha. - powiedziała kobieta.
-Co?! Ja go kocham?! To chyba jakieś kpiny!
-Może pani zaprzeczać, ale to widać. Zajmę się nim, niech pani odpocznie, tak nie można. - spojrzałam na kobietę z wściekłością. Co ona sobie wyobraża?! Najpierw mówi, że go kocham, a teraz mi matkuje! Nigdy nie miałam matki i jakoś sobie radziłam.
-Poradzę sobie! - przestraszona kobieta wyszła. - Aron proszę cię, obudź się. - zaczęłam płakać. Nie wybaczę sobie jeżeli on umrze. On nie może umrzeć! - Obudź się! Proszę...
Mijają kolejne minuty, Aron nadal się nie obudził. Jest taki spokojny gdy śpi. Całe życie był porywczy, gdy uciekłam z domu to właśnie za nim tęskniłam najbardziej. Kochałam go dopóki nie pokochałam Revena, jednak nigdy nie przestałam o nim myśleć. Jeżeli on umrze, chęć zemsty nie zatrzyma mnie przy życiu... Czy on się poruszył?! Otwiera oczy! Nie mogę pohamować łez, rzucam się na chłopaka i mocno go przytulam.
-Idioto masz chodzić w tej przeklętej zbroi! Masz mnie słuchać rozumiesz! Gdy mówię, że masz nie iść to masz nie iść! Wiesz jak się o ciebie martwiłam!? Nigdy więcej mi tego nie rób, bo przysięgam, że po tym jak się ockniesz to sama cię zabije! - wykrzyczałam to wszystko na jednym tchu. Tak się cieszę, że on żyje!
-Miłe powitanie. - wychrypiał. - Jednak dziewczyna, którą kocham nadal żyje. - oderwałam się od niego.
-Aron przestań.
-Płakałaś... - zaczął ocierać moje łzy. Nie wierzę, że dał radę to zrobić, jest taki słaby. Powinnam to przerwać. Pocałował mnie! Poczułam się dziwnie... Nie powinnam mu na to pozwalać. Odsuwam się od niego.
-Więcej tego nie rób! - nakazałam mu, na co on tylko się uśmiechnął. - Zaraz ktoś tu przyjdzie i cię nakarmi. - on nadal się uśmiecha.

***
 Znalazłam kobietę, która wcześniej tu przychodziła i kazałam jej iść do Arona. Sama chodzę po mieście bez celu. Nie wierze, że pozwoliłam Aronowi się pocałować. Nie powinnam do tego dopuścić i nigdy więcej mu na to nie pozwolę.
 Wracam właśnie do chaty, w której znajduje się Aron. Kobieta, którą do niego posłałam nadal tam jest.
-Ona pana kocha. - skąd ona może wiedzieć co ja czuję?! Kocham Revena. Kochałam Revena...
-Chciałbym, mam nadzieję, że kiedyś będzie taka jak dawniej... - urwał.
-Jednak mimo tego jaka jest pan ją kocha?
-Bardzo. - czemu sili się na rozmowę skoro to go wykańcza?! - Kochałem przez te wszystkie lata gdy myślałem, że ona nie żyje i będą ją kochał nadal. - nie wierze w to co słyszę...
-Można jej pozazdrościć, ale niech mi pan wierzy, ona na prawdę pana kocha, nie odstępowała pana na krok, sama zjadła dopiero nie dawno. - weszłam do środka zamykając za sobą głośno drzwi, kończąc tym samym tą rozmowę. Spojrzeli w moją stronę.
-Jak się czujesz? - zapytałam tak chłodnym głosem na jaki tylko mnie było stać.
-Lepiej. Kiedy możemy wracać do stolicy?
-Zwariowałeś!? Ty nawet sam zjeść nie możesz, a myślisz o powrocie! - uśmiechnął się. To go bawi! On robi to specjalnie! On chce żebym pokazywała, że się o niego martwię. - Był tu ten cały lekarz? - zapytałam już spokojnym głosem.
-Tak.
-Co powiedział?
-Że przeżyje.
-No zabawne! Tyle to wiem i ja! - krzyknęłam wściekła na co on się uśmiechnął. - Idź spać, a pani dziękuję za pomoc. Kobieta wyszła, ale na jej twarzy malował się uśmiech.
-Nie sądzisz, że spałem już wystarczająco długo? - zapytał rozbawiony tym swoim zachrypniętym głosem.
-Och zamknij się wreszcie.

***
 Aron jest już zdrowy, a po jego ranie została tylko blizna. Wracamy do stolicy\. Po przebudzeniu Arona w mieście byliśmy przez osiem dni, mężczyzna ma silny organizm i tyle czasu wystarczyło żeby w pełni doszedł do siebie.
Nadal jestem wściekła na siebie, że nie umiem trzymać przy nim nerwów na wodzy, jeszcze niedawno z mojej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji.
Staram się nie myśleć o tym co powiedział Aron, miałam się zemścić i to zrobię, po to tu jestem. Zemszczę się na ludziach, którzy odebrali mi Revena. Tak bardzo go kochałam. Coraz częściej mówię, że go kochałam, czy ja już nic do niego nie czuje? Może już całkiem jestem pozbawiona uczuć.

***
 Jestem w mojej komnacie w królewskim zamku do którego dotarliśmy kilka godzin temu. Wcześniej się jej nie przyglądałam, ale teraz widzę, że jest ogromna. Podłoga jak i ściany są jasne. Mnóstwo tu roślin, pną się one począwszy od ścian i oplatają znaczną część sufitu.
Muszę zacząć działać. Chcę dopaść kogoś kto zlecił porwanie lub zabicie Reven'a. Wcześniej wydawało mi się to całkiem proste, ale teraz nie wiem nawet od czego zacząć.
 Jutro wieczorem ma odbyć się jakaś uczta, na którą niestety jestem zaproszona, będę tam główną atrakcją, król chce mnie pokazać swoim pupilkom. Mój ojciec też przybędzie, ale król postara się o to, aby nikomu nie powiedział kim jestem.

***
 Szykuję się właśnie na przyjęcie. Nie mam ochoty tam iść. Mam na sobie długą jasno zieloną suknie, na szczęście ma ona prosty krój, ale jest ładna i to bardzo. Muszę przyznać, że mi pasuje. Ostatnio w sukience chodziłam jeszcze dzień przed moją ucieczką, byłam wtedy na spacerze z Aronem...
 Uroczystość trwa od godziny. Evendor przedstawił mnie już wszystkim. Z ojcem nie rozmawiałam. Nie wiem nawet czy chciałabym z nim rozmawiać... Leonard podziękował mi za to co zrobiłam dla Arona. Mężczyzna właśnie dziś wrócił z misji, na której miałam być razem z nim i gdy dowiedział się co się stało był w szoku, przynajmniej tak mi powiedział, ale to na pewno prawda. Kto by uwierzył, że Śmierć zdobędzie się na coś takiego?
 Król chce abym się z kimś przywitała, jacyś spóźnialscy. Z tego co powiedział mi Leonard jest to jakaś bogata rodzina. Nie wiem jak się nazywają, wiem tylko, że przybyła tu matka z synem i jego żoną. 
 Evendor właśnie mnie zawołał i zasiadam do stołu obok niego, jestem dziś jego honorowym gościem i tu jest moje miejsce... Rodzina, której miał mnie przedstawić zmierza w naszą stronę. To niemożliwe! To nie może być prawda!

----------------------------------
Co powiecie na ten rozdział?
Nie uśmierciłam Arona, ktoś bardzo sobie tego nie życzył.
Jak myślicie co zobaczyła Feniks?
Czekam na komentarze.

6 komentarzy:

  1. błagam niech to nie będzie reven

    OdpowiedzUsuń
  2. Reven ? Wątpie to by było raczej zbyt oczywiste .choć mogło by być ciekawie na miejscu feniks raczej udawałabym że on dla mnie nic nie znaczy i traktowałabym go jak zwykłego gościa taka maska

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się.
    Każdy ma swoje życie i ja również, nie miałabym czasu dodawać rozdziałów tak często, ale cierpię na bezsenność.
    Kolejna notka jutro lub pojutrze :)

    OdpowiedzUsuń