piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział XVI - ostatni

   Razem z ojcem, bratem, Aronem, Leonardem, Erickiem i jego ludźmi wyruszamy na zamek króla. Po drodze musimy uzbierać większą armię, ale tym zajmie się Leonard. Czas zakończyć rządy Evendora. Wciąż w mojej głowie słyszę słowa Revena: "A co do ostatniej osoby, którą zabijesz, niech będzie to Evendor. Manipulował nami wszystkimi.".
Jestem zszokowana tym, że Erick uwierzył nam we wszystko. Ja na jego miejscu na pewno nie potrafiłabym się tak zachować.
Antidotum od Ericka zadziałało tak jak powinno, ale teraz ogarnęły mnie wątpliwości, co do mojego istnienia na tym świecie. Wiem, że zasłużyłam sobie na te wszystkie koszmary, które nawiedzają mnie co noc, ale nie wiem jak długo będę w stanie je znieść. Ostatnio przyśniła mi się moja śmierć. To był chyba mój najpiękniejszy sen od lat. Może takie jest moje przeznaczenie, może powinnam umrzeć? Przy życiu trzymają mnie Aron, Kendall i tata, ja naprawdę ich kocham. Martwię się, że podczas naszej misji coś pójdzie źle i stracę ich wszystkich, a to właśnie dla nich żyję. To oni sprawiają, że jestem teraz sobą, może nie taką jak kiedyś, a raczej na pewno, ale nie jestem już Śmiercią. Jednak przydomek, którym zostałam obdarzona i z którego byłam taka dumna będzie prześladował mnie do końca życia. To kolejna kara za to co robiłam.
Jest już południe, wjeżdżamy do lasu, nasza podróż będzie długa.

***
   Od zamku Evendora dzieli nas tylko mur otaczający budowlę. Brama została dla nas otwarta, ale gdyby wiedziano jaki mamy cel nigdy by nas tu nie wpuścili, dlatego "armia", którą stworzyliśmy została kilometr od zamku. Mamy mało czasu, na pewno ktoś doniesie o obecności zgrai uzbrojonych po zęby elfów. Przekraczam mury zamku razem z Aronem, Leonardem, Kendallem, ojcem i Erickiem, oczy wszystkich utkwiły na naszych sylwetkach. No tak, przecież powinnam już nie żyć. Za pięć minut król ma wygłosić jakąś mowę, zebrało się mnóstwo elfów aby ją wysłuchać. To odpowiedni moment na wcielenie naszego planu w życie. Nikt nie spodziewa się tego co wkrótce nastąpi.

***
-Moi poddani, mam dla was... - nie chce mi się słuchać tego bełkotu, ale muszę poczekać jeszcze chwilę. "Moja" armia za chwilę znajdzie się przed murami zamku. Nie podoba mi się, iż mówią, że stworzona przez nas armia jest moja, ale może to dobry pomysł żeby tak ją nazywać. Jeżeli nam się nie uda, to za wszystko zapłacę ja. Król nie wie o naszej obecności, wolę nie wiedzieć co by się stało, gdyby było jednak inaczej. Nasz plan by nie wypalił, a co najgorsze, Evendor złapałby Kendalla.
Wychodzimy z ukrycia, staję za królem przykładając mu sztylet do gardła. Strażnicy chcą rzucić się na ratunek władcy, ale ten bojąc się o swoje życie nakazuje im się nie ruszać. Pośród poddanych zapanował chaos, jednak nikt nie odważy się pomóc królowi.
-Leonardzie, mógłbyś? Nie jestem dobra w przemowach. - mężczyzna westchnął i zbliżył się do barierki ogromnego balkonu. Bez problemu można było usłyszeć krzyki oburzenia wśród elfów. Moją zdradę jakoś znieśli, ale Leonard był jednym z najbardziej zaufanych elfów króla.
-Jeżeli nie chcecie aby ten śmieć zginął uciszcie się i wysłuchajcie tego co mamy do powiedzenia! - mój krzyk ledwo przedarł się przez dźwięki tłumu, jednak gdy usłyszeli moją wypowiedź natychmiast umilkli. - I nie przerywajcie, wysłuchajcie do końca. - dodałam spokojniej. Leonard zaczął wyjaśniać na czym polegała intryga króla dotycząca mnie, która była zemstą za śmierć jego córki, powiedział też o otruciu mnie. Patrzę na twarze poddanych, jedni wyglądają jakby trawili zdobyte informacje, drudzy analizują czy to co usłyszeli może być prawdą, a pozostali zaprzeczają temu co usłyszeli. Evendor próbuje wyrwać się z mojego uścisku, jednak przyciskam sztylet do jego gardła. Do przodu wychodzi Kendall, który wcześniej celował swoją strzałą w króla.
-To co mówi Leonard jest prawdą. Mogę to potwierdzić ja, Erick, którego to syna sam zabiłem - jego głos drży, wspomnienia wracają. - moja siostra - w tym momencie wskazał ręką na mnie. - ojciec, a co najważniejsze sam król. Powiedz Evendorze, jak bardzo mnie nienawidzisz? - Kendall próbuje sprowokować króla. Chce aby to on sam przyznał się do tego co zrobił. - Ja i Clarisa kochaliśmy się, uciekliśmy. - przerwał. Nie wiem czy uda mu się zrobić to co chciał biorąc pod uwagę jego obecny stan emocjonalny... Kto pierwszy wybuchnie, Kendall czy Evendor? - Obwiniasz mnie za jej śmierć, ale prawda jest taka, że to swoje wyrzuty sumienia przelewasz na mnie. Doskonale wiesz, że gdybyś pozwolił nam być razem Claris nadal by żyła.
-Zamilcz! Nie masz prawa mówić, że moja córka nie żyje przeze mnie! Powinieneś zginąć! To ty powinieneś nie żyć! Ty i ta cała twoja rodzina! Gdyby trucizna zadziałała jak należy już dawno leżałabyś pod ziemią! - Evendor próbuje się mi wyszarpać. Elfy są oburzone tym co usłyszały przed chwilą od swojego władcy.


***
   Minęło sto lat od dnia, gdy to Evendor pokazał swoją prawdziwą twarz przed poddanymi. Armia, którą stworzyliśmy okazała się zbędna.Wiele w tym czasie się zmieniło i są to zmiany na lepsze.
Królestwa ludzi i elfów od zakończenia rządów Evendora żyją w pokoju. Nasz nowy król dzielnie sprawuje swój urząd, a poddani go kochają, na szczęście nie zapomniał on o swoich dzieciach i wnukach. Zgodnie z wolą wszystkich, mój ojciec objął stanowisko byłego monarchy, ale nie rządzi on państwem sam, wspierają go w tym inni, między innymi mój brat, ja, mój mąż, Erick i Leonard.
Sytuacja w naszym państwie ma się świetnie, wszystkie ślady po wojnie zniknęły.
Ehominis wrócili do swoich rodzinnych domów.
A co do mnie to mogę szczerze powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Ja i Aron mieszkamy w jego rodzinnym domu, mój tata często nas odwiedza. Nie może nacieszyć się wnukami. Siedem lat temu urodziły nam się trojaczki, dwóch chłopców i dziewczynka. Każde z nich jest inne. Lili, jest śliczną blondyneczką, tata mówi, że gdy dorośnie będzie wyglądała zupełnie tak jak moja mama. Leo, nasz synek, który dostał swoje imię po dziadku z dnia na dzień staje się coraz bardziej podobny do Arona i wreszcie Din, chłopiec jest podobny do mnie i to nie tylko z wyglądu. Straszny z niego urwis. Nie mogę uwierzyć, że przez pięćdziesiąt lat Aron namawiał mnie na dziecko. Bałam się, że sobie nie poradzę, że przez to kim byłam moje dzieci będą odtrącane przez innych. Wszyscy jednak zapomnieli o Morte, nikt od sześćdziesięciu lat tak o mnie nie powiedział. Nadal lubię walczyć, ale robię to z moim mężem bądź bratem. Gdy moje dzieci dorosną powiem im kim byłam, ale na razie są na to za małe.
Kendall ożenił się dwadzieścia lat temu i ma już dorosłego syna, który jest jego istną kopią. Mój brat jest równie szczęśliwy co ja. Blondyn długo zwlekał ze ślubem, ale trzeba przyznać, że wybrał dla siebie idealną kandydatkę na żonę. Początkowo myślałam, że do siebie nie pasują, Lea nigdy nie trzymała w ręku broni, jest opanowana, miła. Jednak to tylko pozory, świetnie się dopełniają, a gdy trzeba Lea walczy o swoje jak lwica mimo łagodnego usposobienia do innych.
Mój tata nadal jest sam, ale myślę, że to kiedyś się zmieni.


---------------------------------
KONIEC

1 komentarz: