wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział IV

-----------------------------
Wspomnienia ją bolą.
Liczy się tylko zemsta,
zrobi wszystko,
aby osiągnąć to na czym jej zależy.
------------------------------

 Nie wierzę w to co słyszę to przecież nie możliwe!
-Ty jesteś ehominis, skoro Reven to twój syn też powinien nim być, chyba, że sam jesteś dzieckiem ehominis!
-Masz rację, ale wszystko jest bardziej skomplikowane. - tylko tyle ma do powiedzenia?
-W takim razie wyjaśnij mi to! - to wszystko co raz bardziej działa mi na nerwy!
-Normalnie jesteś nie pokonana, a teraz nawet nie słyszysz, że ktoś się tutaj zbliża? - powiedział to z drwiną w głosie. Nie wiem kim on jest dla Reven'a, ale coś na pewno musi ich łączyć. Obydwoje świetnie udają. Ta jadowitość w głosie, ta wyższość. Emocje, które wyraża jego głos zmieniają się z każdym wypowiedzianym przez niego zdaniem. On ma rację, emocje nie pozwalają mi jasno myśleć. Muszę stąd iść. Lepiej żeby nikt nie widział nas razem, nie ufają nam i mają rację, ale teraz ich obawy mogłyby się jeszcze bardziej nasilić.
-Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. - mam nadzieję, że jak najszybciej. Wypowiedziawszy te słowa uciekam. Nie powinni zobaczyć mnie razem z Erick'iem.
 Jestem na polanie. Moja warta już minęła, ale ja nie mogę zasnąć. Kim jest ten mężczyzna? Co łączy go tak naprawdę z Reven'em? Czy on na prawdę może być jego ojcem? Nie, przecież sam powiedział, że to wszystko jest bardziej skomplikowane. Nawet nie mogę logicznie myśleć. Brakuje mi Reven'a, może nie tak bardzo jak kiedyś, ale nadal znaczy on dla mnie wiele, może nawet zbyt wiele. Byłam z niem szczęśliwa. Erick sprawił, że wspomnienia wracają. Miesiąc po mojej ucieczce z domu zostałam zaatakowana, co prawda Aron nauczył mnie podstaw i mam do tego talent, ale z tego starcia nie wyszłabym zwycięsko. Zjawił się on - blondyn z łukiem i zawadiackim uśmiechem. Uratował mi życie, ale oczekiwał czegoś w zamian, bo jak on to mówił: "Nie ma nic za darmo". Wściekłam się, ale on przystawił mi miecz do gardła, w tamtym momencie go znienawidziłam. Okazało się, że Reven chce tylko abym poszła z nim do pobliskiego miasta i kupiła tam żywność, oczywiście za jego pieniądze, bo moich było nie wiele. Nie interesowało mnie czemu on sam tego nie zrobi, chciałam jak najszybciej uwolnić się od niego, jednak coś pokrzyżowało mi plany.
-Feniks śpij. Wyruszmy o świcie.- to Leonard. Jego głos wtrącił mnie z moich myśli, ale ma on rację. Nie odpowiadam, odwracam się na drugi bok. Czuję jak po moim policzku spływa łza. Nie wiem nawet kiedy ją uroniłam. Na początku nie nawiedziłam Reven'a, ale potem... Potem go pokochałam. Bardzo pokochałam. Nigdy nie byłam szczęśliwsza niż z nim, nawet w domu, w którym miałam wszystko czego tylko mogłam zapragnąć. Muszę przestać o nim myśleć, bo wspomnienia powodują tylko, że z moich oczu wypływa coraz więcej łez. Nie będę już myślała. Nie będę myślała o nim.
 Mija już południe, słońce po raz kolejny praży nie miłosiernie. Ciekawe jak ci wszyscy rycerze wytrzymują w tych zbrojach. Metal bardzo się nagrzewa. Gdyby nie fakt, że tak bardzo ich nienawidzę to współczułabym im. Nie wierze, że Aron jest jednym z tych idiotów.
Właśnie Aron. Ciekawe jaka będzie jego reakcja na mój widok. Sama nie wiem, myśli, że nie żyje. Chyba będzie na mnie wściekły. Nie wiem jak mógł szukać mnie przez rok i jakim cudem wpadł na trop mówiący, że nie żyje. Gdybym wtedy zginęła, byłoby prościej. Chwila... Skoro Aron i jego ojciec byli pewni, że nie żyję, to mój tata też musiał być o tym przekonany. Czemu więc tak mnie przywitał? Dołujące to trochę... Pewnie wszyscy są przekonani, że nie żyje, może nie brałam aktywnego udziału w życiu naszego królestwa i nie znam zbyt wielu pupilków króla, jak i jego samego, ale wszystkich zna mój ojciec. Wieść o tym, że zaginęłam na pewno dotarła do całego świata tych nadętych arystokratów więc to samo musiało być z wiadomością o tym, że nie żyje. Widzę już zamek, będziemy w nim za niecałe dwie godziny. Ciekawe co mnie tam czeka. Muszę zostać jednym z rycerzy króla, będzie mi łatwiej wprowadzić mój plan zemsty w życie będąc żołnierzem niż jakąś damą dworu. Jak ja nienawidzę tego pojęcia - "dama dworu" wolę już chyba tych rycerzy. Nie chyba tylko na pewno. Nienawidzę rycerzy bo wiem, że któryś z nich mógł uczestniczyć w porwaniu Reven'a. Nawet mógł go zabić... Wszyscy na pewno nie uczestniczyli w tamtym wydarzeniu, ale świadomość, że któryś z tamtych tchórzy może jechać teraz obok mnie sprawia, że nie mogę wytrzymać. Tylko tchórze atakują we śnie innych mając przewagę. Tchórze lub mordercy. Też jestem mordercą. Mam ochotę kogoś rozszarpać, ale przecież wielu z rycerzy ginie, aby chronić to królestwo, nie mogę winić ich wszystkich za to co stało się tamtej nocy. Wszystkie te panienki na zamku tylko siedzą i się uśmiechają. Po co coś takiego? Dotrzymują towarzystwa, czy może wzdychają do owdowiałego króla?
Muszę jeszcze znaleźć okazję, żeby porozmawiać z Erick'iem. Cała ta sytuacja nie daje mi spokoju. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Mam coraz większe wątpliwości co do słów tego elfa. Fakt, nie jest elfem, ale nie podoba mi się zwrot ehominis więc będę nazywała go elfem, ma przecież więcej cech elfa niż człowieka.
Jesteśmy w mieście, konie odprowadziliśmy do stajni królewskiej. Zdążyłam powiedzieć Erick'owi, że spotkamy się tu dziś w nocy. Zgodził się. Nie miał innego wyjścia.
Rycerze zostali powitani przez króla i zaproszeni przez niego na ucztę do jego zamku. Właśnie tam zmierzamy. Mieszkańcy miasta dziwnie na mnie patrzą, pewnie zastanawia ich co robię wśród rycerzy i dlaczego bez zaproszenia króla idę razem z nimi w stronę zamku. Cóż, pewnie nie spodziewają się tego, że jestem Śmiercią. Ciekawe co na to wszystko powie Aron. Nie powinno mnie interesować jego zdanie, ale jednak tak jest, razem się wychowaliśmy. Widywaliśmy się prawie każdego dnia. Kiedyś nawet byłam nim zauroczona, ale to przed moją ucieczką. Stare czasy...
Wchodzę właśnie do sali tronowej razem z Leonardem, który poprosił wcześniej króla o rozmowę. Widzę już monarchę siedzącego na tronie, który jest lekko zszokowany, zapewne moją obecnością. Stajemy przed królem, elf obok mnie klęka przed władcą, ja tylko lekko skinam głową. Evendor - bo tak ma na imię król jest zszokowany moją postawą.
-Wstań Leonardzie. - zaczyna swoją przemowę. Chyba będę się nudziła. - W jakim celu chciałeś rozmawiać ze mną bez obecności swojej świty i kim jest twoja towarzyszka? - może jednak nie będzie aż tak źle, skoro już zaczął się temat o mnie to możliwe, że ta rozmowa nie będzie trwałą w nie skończoność. Widzę jak król i jego strarz przygląda się mojej broni.
-Panie, właśnie o niej chciałem z tobą rozmawiać. - wiedzę zaskoczenie na twarzy władcy.
-Czemu to o niej? Czyżby była, aż tak ważna? - wkurza mnie! Rozmawia z Leonardem tak jakby mnie tu nie było! Może to przez to, że nie okazałam mu należytego szacunku. Tak czy inaczej jeszcze jedno zdanie, w którym będą mówić o mnie w taki sam sposób jak robili to dotąd to sama się wypowiem!

----------------------------
I jak sie podoba?
Zostawiajcie po sobie chociaż kropki w komentarzach, bo nie wiem czy mam dalej publikować te opowiadanie. Dalej będę je pisać, ale możliwe, że tylko dla siebie.

1 komentarz:

  1. jejku kocham twojego bloga !!! jest wprost cudowny dopiero co go znalazłam i nie mogę się doczekać następnego rozdzialu

    OdpowiedzUsuń